PGE Turów mógł przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść zdecydowanie wcześniej niż w ostatnich minutach czwartej kwarty. W drugiej połowie zgorzelczanie dzięki celnym rzutom Jovana Novaka, Filipa Dylewicza i Jakuba Karolaka prowadzili już bowiem różnicą dziesięciu punktów. Podopieczni trenera Wojciecha Wieczorka nie dali jednak za wygraną. Trafienia Piotra Pamuły i Rashauna Broadusa pozwoliły gościom ponownie doprowadzić do remisu.
Ci, którzy wyciągnęli MKS z opresji w trzeciej kwarcie, zawiedli w decydujących minutach. Pamuła przestał trafiać, a w dodatku w bardzo ważnej akcji na nieco ponad minutę przed końcowym gwizdkiem, wyrzucił piłkę na aut. Swoją skuteczność zatracił również Jakub Dłoniak, który łącznie zdobył w całym meczu 18 punktów. Zgorzelczanie w ciągu trzech ostatnich minut starcia zdobyli 11 punktów z rzędu i to oni wychodzili z PGE Turów Areny z tarczą.
- Zabrakło nam trochę zimnej krwi. Nie wykorzystywaliśmy nadarzających się okazji, a Turów przekuł to na swoją korzyść. Celnie egzekwowali rzuty z dystansu i trafiali też spod kosza - tłumaczył po końcowym gwizdku Przemysław Szymański. Silny skrzydłowy MKS-u zapisał na swoim koncie 9 punktów (3/3 za dwa), 5 zbiórek i jedną asystę.
Choć to zawodnicy z Dąbrowy Górniczej musieli przełknąć gorycz porażki to w kilku elementach koszykarskiego rzemiosła nie odstawiali od swoich rywali ze Zgorzelca. Podopieczni Wojciecha Wieczorka tylko minimalnie przegrali rywalizację o zbiórki (33:35), mieli tyle samo asyst (oba zespoły po 18), a w rzutach za dwa punkty mogli pochwalić się nawet wyższą skutecznością od Turowa (63,8 procenta do 60 procent). Aktualni wicemistrzowie Polski celniej rzucali jednak z dystansu (41,2 procenta do 21,7 procenta po stronie MKS-u).
- Cały mecz był tak naprawdę na styku. My nie mieliśmy w końcówce zimnych głów i przez to nie przechyliliśmy szali zwycięstwa na swoją korzyść. Zgorzelczanie grali za to bardzo cierpliwie i skutecznie - podsumowywał Szymański.