Filip Dylewicz: Bardzo żałuję porażki ze Stelmetem

- Pomimo tej fali krytyki, która bardzo często na nas spływa, staramy się grać coraz lepiej. Mam nadzieję, że w nowym roku pójdziemy za ciosem - mówi Filip Dylewicz, kapitan PGE Turowa Zgorzelec.

Bartosz Seń
Bartosz Seń

Filip Dylewicz, znający pojedynki ze Stelmetem niemalże od podszewki, ponownie mocno dał się we znaki drużynie prowadzonej przez trenera Saso Filpovskiego. 35-latek spędził na ławce rezerwowych tylko 90 sekund, ale na parkiecie nie widać było po doświadczonym koszykarzu zmęczenia. W trzeciej kwarcie popularny Dylu w duecie z Jakubem Karolakiem odrobił 11-punktowe straty, a w czwartej, gdy po celnej trójce Nemanji Djurisicia Stelmet zbliżył się do PGE Turów na dwa ”oczka”, to w mgnieniu oka odpowiedział również trafieniem zza linii 6,75 m. W całym meczu silny skrzydłowy otarł się o double-dpuble: zdobył łącznie 21 punktów i miał 9 zbiórek. Ponadto zapisał na swoim koncie także 3 asysty.

- To było bardzo ciekawe widowisko. Szkoda jednak, że wynik dla naszego zespołu nie jest do końca satysfakcjonujący. Pokazaliśmy natomiast że pomimo tej fali krytyki, która bardzo często na nas spływa, staramy się grać coraz lepiej - mówił po końcowym gwizdku Filip Dylewicz.

Czarno-zieloni mieli swoją szansę na pokonanie Stelmetu. Jeszcze na 22 sekundy przed końcem tracili do zielonogórzan zaledwie jeden punkt, ale w kolejnej akcji zbyt długo czekali z popełnieniem przewinienia w obronie, co w końcu uczynił mocno zdenerwowany zaistniałą sytuację Dylewicz.

- Pod koniec straciliśmy zdecydowanie za dużo sekund i nie chciałem aby to Łukasz Koszarek lub Vlad Moldoveanu zostali sfaulowani ponieważ są oni znakomitymi egzekutorami. To Bost w momencie, gdy miał piłkę, powinien być faulowany. My zaoszczędzilibyśmy wtedy 10 sekund, a do tego byłaby większa szansa na to, że spudłuje on swoje rzuty. Tak się jednak nie stało bo popełniliśmy przewinienia na najlepszych strzelcach Stelmetu, a oni konsekwentnie zrealizowali to, co powinni - analizował silny skrzydłowy Turowa.

Aktualni wicemistrzowie Polski wygrali rywalizację o zbiórki choć grali bez klasycznego centra. Duża była w tym zasługa Mateusza Kostrzewskiego i właśnie Filipa Dylewicza, którzy zebrali łącznie 15 piłek z tablicy.

- Bez Damontre Harrisa jest bardzo ciężko, szczególnie pod koszem. Jednakże w meczu ze Stelmetem byliśmy w stanie to zniwelować. Denis Krestinin super wywiązuje się ze swojeJ roli i na pewno dla niego jest to olbrzymia szansa. Również Kostek (Mateusz Kostrzewski - przyp. red.) na pozycji numer pięć wyglądał całkiem nieźle, ale to wcale nie gwarantuje, że w kolejnych meczach będzie równie dobrze. Na pewno jednak bardzo bym sobie tego życzył - kontynuował popularny Dylu.

Choć dla koszykarzy ze Zgorzelca była to już ósma porażka w bieżącym sezonie TBL, to po starciu z mistrzami Polski mogli oni schodzić z parkietu z podniesionymi głowami.

- Bałem się, że dwutygodniowa przerwa negatywnie wpłynie na naszą postawę. Przez bardzo długi czas nie rozegraliśmy żadnego meczu i różnie to mogło wyglądać. Znakomita skuteczność Kuby Karolaka pozwalała nam jednak utrzymywać się w grze. Bardzo żałuje, że nie wygraliśmy, ale taki jest sport. Szkoda, że to kolejne spotkanie w którym ulegamy minimalną różnicą punktową - mówił Dylewicz, dodając

- Zawsze detale decydują o tym, czy się wygrywa, czy nie. W ciągu tych czterdziestu minut rywalizacji o końcowym rezultacie zadecydowały tak naprawdę dwie, trzy akcje. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że nawiązaliśmy walkę z mistrzem Polski, uczestnikiem Euroligi, zespołem, który gra naprawdę bardzo dobrze, to mam nadzieję, że w nowym roku pójdziemy za ciosem i będziemy nadal prezentować tak wysoki poziom.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×