Koszykówka w Korei Północnej. Zmienili zasady według życzeń Kim Dzong Una

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Michał Domnik / Koszykówka
WP SportoweFakty / Michał Domnik / Koszykówka
zdjęcie autora artykułu

Nigdzie na świecie nie spotkacie takich przepisów. Przywódca komunistycznego państwa zadbał o to, żeby jego kraj wyróżniał się także pod tym względem. Spotkaliście kiedykolwiek rzut za osiem punktów?

Trudno dowiedzieć się dokładnie, jak wygląda liga koszykarka w Korei Północnej. Rozgrywek profesjonalnych nie ma, istnieje za to stowarzyszenie drużyn amatorskich rywalizujących między sobą. Koszykówka jest bardzo popularnym sportem.

Mocna promocja tego sportu zaczęła się na początku lat 90. Miało to m.in. związek z grą Michaela Jordana i jego występami dla Bulls, czym zachwycali się Kim Dzong Il i jego syn, Kim Dzong Un (poprzedni i obecny przywódca kraju).

Reprezentacja narodowa nigdy jednak nie wystąpiła na igrzyskach i mistrzostwach świata. Byli zawodnicy NBA, którzy przyjechali do komunistycznego kraju na mecze pokazowe, musieli być zaskoczeni, kiedy dowiedzieli się o zasadach.

Kim Dzong Un osobiście dopilnował, żeby wprowadzić nowinki nieznane gdziekolwiek indziej. I tak: - wsad piłki do kosza to trzy zdobyte punkty (zamiast dwóch), - każdy rzut z gry oddany w ostatnich trzech sekundach meczu to osiem zdobytych punktów (zamiast dwóch, ew. trzech wg tradycyjnych zasad), co powoduje, że końcówki muszą wyglądać morderczo, - kiedy rzut za trzy jest celny na tyle, że piłka nie dotknie obręczy, wtedy drużynie zalicza się cztery punkty, - celny rzut wolny to zdobyty punkt, jednak spudłowany osobisty oznacza, że drużynie rzucającego odbiera się jeden punkt.

Rodman przyjacielem wodza

O związkach Korei Północnej z koszykówką świat dowiedział się szerzej w 2013 i 2014 roku roku dzięki Dennisowi Rodmanowi. Słynny skrzydłowy był w latach dziewięćdziesiątych najlepiej zbierającym zawodnikiem NBA i znakomitym obrońcą. Znany był z ekstrawaganckich zachowań, wiecznych imprez i nieustających afer. Nie przeszkodziło mu to zdobyć pięć tytułów mistrzowskich - dwa z Detroit Pistons i trzy z Chicago Bulls.

Po zakończeniu kariery w NBA, w 2000 roku, Rodman występował jeszcze w lidze ABA, Finlandii i zespole z Anglii, Brighton Bears. Zaliczył jeszcze dwa mecze pokazowe na Filipinach i na dobre odszedł od koszykówki w 2006 roku, kiedy miał 45 lat. Zajmował się potem zapasami i koncentrował na karierze filmowej.

Pojawiał się w różnych nietypowych sytuacjach, żeby podreperować stan swoich finansów. Pojechał do Watykanu, kiedy w marcu 2013 wybierano nowego papieża. Podpisał umowę z jednym z bukmacherów, w ramach której miał pojawić się w stolicy apostolskiej. - Możecie postawić pieniądze na to, kto zostanie nowym papieżem. Jeśli będzie czarnoskóry, dostaniecie zwrot pieniędzy - mówił Rodman.

Najgłośniej zrobiło się jednak o nim, kiedy w lutym 2013 wyjechał do Korei Północnej na zaproszenie wodza kraju, Kim Dzon Una.

Wspaniały tata

W tym odizolowanym kraju był przyjmowany jak król. Poznał przywódcę komunistycznej dyktatury. Opowiadał później, że zostali przyjaciółmi na całe życie. Przez wpisy na Twitterze pytał później "przyjaciela z Korei", czy może zwolnić amerykańskiego misjonarza, Kennetha Bae, który został skazany na 15 lat pracy w obozie. W mediach winił więźnia za sytuację, w której się znalazł (za co później przepraszał, twierdząc że był pijany, kiedy to mówił), a nadto krytykował Baracka Obamę, że sam nic nie robi w tej sprawie.

Władze odcinały się od wizyt Rodmana, za które był mocno atakowany w całym kraju. USA nie utrzymuje stosunków dyplomatycznych z Koreą Płn. Były mistrz NBA opowiadał w gazetach o Kim Dzon Unie z wielką serdecznością. Mówił, że ma córkę, jest wspaniałym tatą, a wszyscy Amerykanie powinni wyzbyć się uprzedzeń i odwiedzić azjatycki kraj.

Pojechał do Korei ponownie w grudniu 2013 roku. Miał krótko trenować kadrę komunistycznego kraju. Rozegrał - z innymi byłymi koszykarzami NBA, m.in. Kenny’m Andersonem, Cliffem Robinsonem czy Dougiem Christiem - dwa mecze pokazowe. Jego niezwykła aktywność powodowała, że był oskarżany przez członków kongresu USA o celowe wybielanie komunistycznego reżimu i zagrywki PR. Między oboma krajami panują bardzo napięte stosunki.

Lepszy od Woodsa

Kim Dzong Un sprowadził Rodmana, bo był i jest wielkim fanem NBA. Na swoje urodziny zorganizował mecz pokazowy z udziałem byłego mistrza NBA i innych zawodników z przeszłością z lidze zawodowej oraz kadrą Korei. "Mecz Przyjaźni", jak z triumfem ogłaszały północnokoreańskie media, odbył się w styczniu 2014 roku.

Dla kibiców z całego świata to była gratka, bowiem życie w komunistycznym kraju toczy się za żelazną kurtyną. Niewiele wiadomo, co dzieje się w kraju kontrolowanym przez Kim Dzong Una, tak jak i niewiele wiadomo o samym przywódcy Korei. Rodman zdradził, że jest fanem Chicago Bulls.

Un kształcił się w Europie (pod przybranym nazwiskiem w Szwajcarii), grał nawet w drużynie uczelnianej. Sprowadził do Korei m.in. koszykarzy Harlem Globetrotters, którzy rozegrali mecz z reprezentacją kraju. Spotkanie w stolicy kraju, Pjongjang, zakończyło się remisem 110:110. Wszystko odbywało się na zasadach ustalonych osobiście przez przywódcę. Kontrola w Korei Północnej posunięta jest do takich granic, że Kim Dzong Un zmienił zasady gry.

Media w Korei Północnej podawały w przeszłości, że kiedy ich "Najdroższy Wódz" gra w golfa, to umiejętności Tigera Woodsa nijak się mają do wspaniałej gry Una, tak samo jak do popisów jego ojca, Kim Dzon Ila. Fakt, że to był pierwszy występ Una, nikomu nie przeszkadzał. Oryginalne podejście do sportu widać było nie tylko w zasadach koszykarskich. Zobacz wideo: #dziejesiewsporcie: wstydliwe pudło w Anglii

Źródło: WP SportoweFakty

Źródło artykułu:
zgłoś błądZgłoś błąd w treści
Komentarze (11)
avatar
Ar3k87
17.02.2016
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Oddać tam polskich sędziów i cyrk gotowy  
avatar
Grek Zorba
17.02.2016
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
przepisy w sumie spoko, mniema, ze jest Denis wymyślił paląc zioło z przywódcą ;)  
avatar
Nielubie Fejsa
17.02.2016
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
Może jest i dyktatorem i zamordystą, ale ma jaja i akurat fajne (niekoniecznie do końca sensowne) pomysły jesli chodzi o basket. A myślicie że FIBA (a także ukochana przez Polaków UEFA) nie sa Czytaj całość
DarkFieldsOfPain
17.02.2016
Zgłoś do moderacji
3
1
Odpowiedz
Jest jeszcze parę zasad: Jeden niecelny rzut - 2 kulki w tył głowy. 5 fauli -10 lat w obozach pracy. Upadek ma parkiet -rozszarpanie przez psy MVP meczu dostaje miskę ryżu i skrócenie dziennego Czytaj całość
avatar
Michal Cala
17.02.2016
Zgłoś do moderacji
2
3
Odpowiedz
Jemu to chyba nawet Kaczyński nie dorówna.