24-letni zawodnik w zespole Astorii jest typowym zadaniowcem, wchodzącym na parkiet głównie z założeniami defensywnymi. W ostatnich dwóch meczach zdobywał jednak dla swojej ekipy po 7 punktów, a wygrany mecz z beniaminkiem I ligi z Katowic, zapewne na długo pozostanie w jego pamięci.
WP SportoweFakty: Kamień spadł wam z serca po ostatnim, w końcu wygranym meczu z Mickiewiczem?
Adrian Barszczyk: Rzeczywiście można to tak ująć. Mieliśmy słabszy okres, serię porażek i trzeba było to przerwać.
Męczyliście się tak naprawdę przez niemal 3/4 meczu. Kiedy już wydawało się, że odskoczycie, przeciwnik was doganiał. Kwestia koncentracji, czy to rywal nie pozwalał na więcej?
- Myślę, że przeciwnik się nie poddawał i walczył do końca. A jak już wypracowaliśmy sobie kilkupunktową przewagę, nie mogliśmy "dobić" rywala. Za szybko chcieliśmy odskoczyć i zamiast grać cierpliwie, zrobiliśmy kilka strat, po których gracze z Katowic zdobywali łatwe punkty z kontry i zmniejszali naszą przewagę.
Faktem jednak jest, że ostatnie 13 minut wygraliście aż 42:16. Już chyba dawno nie zagraliście aż tak skutecznie w tak krótkim czasie.
- Dokładnie, ciężko przypomnieć sobie tak dobry fragment meczu w naszym wykonaniu. Mam nadzieję, ze to nie ostatni raz w tym sezonie.
Nie mogę o to nie zapytać. W pewnym momencie dało się odczuć, że dążycie do setki. W kluczowym momencie piłka znajduje się w twoich rękach i choć nie jesteś shooterem, trafiasz. Macie 100 punktów. Koniec meczu. Jakie to uczucie?
- Tak wyszło, ze dostałem podanie od Piotra Łucki, kiedy zostało do końca parę sekund, więc nic innego nie pozostało jak rzucić do kosza. Na szczęście wpadło i to od deski. Aż chce się powiedzieć: "Zostaje kilka sekund do końca meczu, dostajesz piłkę, rzucasz za trzy, trafiasz. I to uczucie, gdy patrzysz w stronę swojej ławki - bezcenne".
Zmieńmy temat. Co było powodem wcześniejszych trzech porażek? Wydawało się w pewnym momencie, że wskoczyliście już na właściwe tory.
- Ciężko wymieniać tutaj przyczyny naszych przegranych. Uważam, że liga jest tak wyrównana, że możemy z każdym wygrać i z każdym przegrać. Mieliśmy słabszy okres, nałożyły się jeszcze półfinały i finały U-20. Trenowaliśmy w 7 osób i bardzo brakowało nam grania 5 na 5.
Można było odnieść wrażenie, że sami sobie robicie pod górkę. Co wywalczyliście w Stargardzie, oddaliście Noteci, a później wygrane w Siedlcach i Radomiu, wyrównaliście porażkami w Kłodzku i z Biofarmem...
- Słuszne spostrzeżenie. Teoretycznie porażki, które wymieniłeś, powinny być meczami wygranymi, ale taki jest urok sportu i tak jak wcześniej pisałem, liga jest wyrównana. Mam nadzieję, że za to koniec rundy zasadniczej pójdzie nam "z górki".
Wasz trener powiedział, że presja związana z walką o play-offy to jednak zupełnie inny kaliber, niż w przypadku gry o utrzymanie. Zgodzisz się z tym?
- Trener ma zawsze rację. W tym sezonie walka o utrzymanie nie była przez nas, jako zespół i zarząd, brana pod uwagę. Postawiliśmy sobie jako cel grę w play-offach i go zrealizujemy.
Myślisz, że niektóre wpadki, których być nie powinno, mogły właśnie z tego wynikać?
- Raczej problem tkwił w naszych głowach. Dopisywaliśmy sobie wygraną przed spotkaniem. Wszystkie wpadki zdarzyły się w meczach, w których byliśmy faworytami i niestety parę razy dostaliśmy zimny prysznic.
W kolejnym meczu jedziecie do Tychów. W pierwszej rundzie, rzutem na taśmę, prawie doprowadziliście do dogrywki, goniąc cały mecz. Można zatem wnioskować, że jedziecie dokończyć, co zaczęliście w Bydgoszczy?
- Jedziemy po prostu zagrać jak najlepiej i wygrać, co da nam pewne play-offy.
Jak możesz ocenić cały ten sezon pierwszoligowy? Jest on w pewien sposób zupełnie inny niż poprzednie. Na mapie sporo nowych ośrodków, wróciły dla was derby, gracie o coś więcej, no i takiej dominacji jednej ekipy długo nie było.
- Dokładnie, takiej dominacji nie było od dłuższego czasu. Pomijając pierwszą trójkę, w tabeli reszta zespołów jest bardzo wyrównana, czego też dawno nie było. Z oceną sezonu wolałbym się wstrzymać do końca fazy play-off. Może wydarzyć się kilka niespodzianek.
No i na koniec z lekkim uśmiechem. Wolicie Sokół czy Miasto Szkła w play-offach?
- Łańcut. Podobno 7 to szczęśliwa liczba (Astoria w przypadku zajęcia 7. miejsca trafi na Sokół - przyp. red.). Trzeba będzie to sprawdzić.
Rozmawiał Dawid Siemieniecki