Po tym, jak Gary Bell nie wystąpił w niesamowicie ważnym dla Siarki Tarnobrzeg spotkaniu ze Startem Lublin na Podkarpaciu pojawiły się głosy, że Amerykanin może nawet opuścić zespół prowadzony przez Zbigniewa Pyszniaka. Ostatecznie jednak wrócił do rywalizacji i jego pozycja nie jest zagrożona.
Pierwszy mecz po przerwie spowodowanej urazem pachwiny był dla Bella bardzo słaby. Co prawda Siarkowcy byli blisko sprawienia niespodzianki i pokonania wyżej notowanego Polfarmexu, ale Amerykanin trafił zaledwie 2/12 prób z gry. Na domiar złego pojawiło się ryzyko, że odnowiła mu się kontuzja i być może nie zagra już obecnym sezonie.
Bell z Anwilem nie dość, ze zagrał, to nie zszedł z parkietu ani na sekundę. 19 oczek, sześć asyst i pięć zbiórek pokazuje, że mimo długiej przerwy zawodnik jest gotowy do gry. Siarka sensacyjnie pokonała zespół z Włocławka 84:83.
- Było sporo nerwów, ale udało nam się wygrać ten ciężki mecz. Anwil to naprawdę świetny zespół i ten rezultat jest dla nas bardzo cenny. Nie brakowało nam energii, najważniejsza była cierpliwość i konsekwencja - przyznaje Bell.
Dla debiutującego na europejskich parkietach koszykarze ostatnie tygodnie były wymagające także od strony psychicznej. Wąska rotacja Siarki sprawia, że brak jednego zawodnika to wielki problem.
- To nie był łatwy czas, naprawdę ciężko jest patrzeć z boku jak wszyscy grają. Powrót na parkiet bardzo mnie ucieszył. Pierwsze spotkanie nie było najlepsze, ale już z Anwilem czułem się świetnie - dodaje 23-letni Amerykanin.
Do końca sezonu ekipie z Tarnobrzega zostało jeszcze pięć meczów, w tym trzy wyjazdowe. Dużym wyzwaniem będzie podjęcie walki z Rosą Radom. Czy Siarka znów zaskoczy faworyta?