W weekend w stolicy byliśmy świadkami dwóch różnych meczów. W pierwszym z nich zdecydowanie lepsza okazała się Legia Warszawa, która pokonała rywali 85:57. Dzień później do głosu doszli jednak koszykarze z Krosna, rozbijając przeciwników 86:54. Decydujące finałowe starcie odbędzie się 18 maja w Krośnie.
WP SportoweFakty: Oba spotkania w stolicy w wykonaniu Miasta Szkła można określić: z piekła do nieba?
Michała Barana: Zgadza się, w sobotę byliśmy w przysłowiowym piekle, w niedzielę wręcz odwrotnie. Nie wpadliśmy jednak w hurraoptymizm. Wiadomo, że uciekliśmy spod topora, ale ciągle mamy w głowie, że jest mecz w środę. Gra zaczyna się od zera i musimy zrobić wszystko, aby wygrać.
[b]
Pojawiły się w głowie trenera czarne myśli po sobotnim meczu? Miasto Szkła ciągle jest blisko awansu, a znowu mogłoby się to nie udać.[/b]
- Tak może pomyśleć tylko trener bez jaj. Wierzę do końca w moich zawodników. Za to mi płacą w klubie, abym to ja brał na siebie wyniki, zarówno dobre jak i te słabsze. Zdjąłem presję z moich graczy, nie mieliśmy nic do stracenia. Widziałem w oczach zawodników, że są naładowani pozytywną energią.
ZOBACZ WIDEO 25. mistrzostwo Polski koszykarek Wisły Can-Pack Kraków (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
Co pan powiedział swoim zawodnikom przed niedzielnym meczem?
- Nie wiem czy nadaje się to publikacji. Były to zabiegi czysto motywujące. Padły ostre słowa, ale na koniec podbudowałem psychicznie zawodników. Wiedziałem, że drugi mecz w niedzielę będzie wyglądał zupełnie inaczej.
W drugim spotkaniu zdecydowanie poprawiła się skuteczność. Wynikało to z lepszej mentalności zawodników?
- Na pewno były to dwa różne mecze. W sobotę Legia doskonale weszła w zawody, trafiła pierwszych pięć rzutów. My mieliśmy kłopoty ze skutecznością, wynikało to z dużej rangi meczu. W niedzielę zostawiliśmy już presję w szatni. Myśleliśmy o tym, aby zagrać dobrze w koszykówkę. Myślę, że obie drużyny zasłużyły w tym sezonie na awans do ekstraklasy. Przegrany na pewno nie będzie frajerem.
Na pewno jednej z drużyn olbrzymia szansa na awans przejdzie koło nosa.
- Taka jest decyzja PZKosz. Cieszę się z niej, gdyż od początku podkreślałem, iż jestem za takim rozwiązaniem. Na pewno dawno nie było tak zaciętego finału. Mogę zagwarantować, że będziemy bić się o ekstraklasę w taki sposób, w jaki nie robił to żaden klub. Zapewniam, iż zostawimy życie na parkiecie.
Jak może wyglądać środowy pojedynek? To może być od początku wymiana ciosów?
- Ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie. Każdy mecz pisze zupełnie inny scenariusz. Serce by chciało, abyśmy dominowali od początku. W takich spotkaniach pomysły trenerskie schodzą trochę na drugi plan. Trzeba zostać presję w szatni, opanować szybko nerwy i zdominować Legię. Nie będzie to łatwe, gdyż jest to mocny zespół. Jestem przekonany jednak, iż środa będzie dla nas szczęśliwym dniem.
Na pewno hala będzie pękała w szwach. Będzie to trochę inny doping niż ten w Warszawie. Fani będą prawdziwym szóstym zawodnikiem?
- Kibice z pewnością nam pomogą. Jeżeli głowy wytrzymają, a jestem pewien, że tak będzie, to fani będą naszym szóstym zawodnikiem.
Rozmawiał Jakub Artych