Anthony Ireland: Nigdy nie będę trenerem

WP SportoweFakty / Karol Wasiek
WP SportoweFakty / Karol Wasiek

Intensywne wakacje, ślub mamy i campy dla dzieci - tak wyglądały ostatnie miesiące w życiu Anthony'ego Irelanda, który w nowym sezonie ma poprowadzić drużynę Trefla Sopot do play-offów.

WP SportoweFakty: Jako ostatni dołączył pan do zespołu Trefla Sopot. Co pan w takim razie robił podczas okresu wakacyjnego?

Anthony Ireland: To były intensywne wakacje. Zaraz po zakończeniu sezonu udałem się na trzytygodniowy urlop. W tym czasie odpoczywałem od koszykówki, przechodziłem różne zabiegi fizjoterapeutyczne, by doprowadzić ciało do perfekcji. Następnie bardzo powoli wracałem do treningów. Wykonywałem różne ćwiczenia na parkiecie, ale także w siłowni. Miałem okazję popracować w Los Angeles z moimi byłymi trenerami z czasów uczelnianych.

Pana spóźnienie było związane ze ślubem mamy na Hawajach?

- Tak. Moja mama drugi raz w życiu brała ślub i musiałem być na tym wydarzeniu. Nie wyobrażałem sobie tego, że mogłoby mnie tam zabraknąć. Cieszę się, że władze klubu wyraziły na to zgodę.

Sopot czy Hawaje?

- Lubię Sopot, ale Hawaje mają swój niesamowity urok. To wyjątkowe miejsce na mapie świata. Jest tam po prostu przepięknie.

Wiem, że w trakcie wakacji zorganizował pan także camp dla dzieci.

- To był mój drugi camp w życiu. W zeszłym roku było 75 dzieci w wieku od 8 do 14 lat. Widziałem dużą radość na twarzach tych młodych ludzi. Podobnie było z rodzicami i przedstawicielami miasta, którzy byli zadowoleni z faktu, że taki camp miał miejsce. W tym roku postawiliśmy na większą promocję. Mój cały zespół był bardzo aktywny na portalach społecznościowych i efekty były widoczne. Na treningach zjawiło się aż 130 dzieciaków. Wszyscy znów byli bardzo zadowoleni.

ZOBACZ WIDEO: Kometka na Narodowym (źródło TVP)

{"id":"","title":""}

Skąd w ogóle taka inicjatywa?

- Kiedy byłem małym chłopcem, marzyłem o takiej możliwości. Chciałem trenować z zawodowcami. Niestety takich opcji nie było. Świat poszedł jednak do przodu i wielu amerykańskich zawodników robi takie campy, by pokazać najmłodszym, że warto inwestować w siebie poprzez sport.

Jak się pan czuje w roli nauczyciela, trenera?

- Powiem jedno: nigdy nie będę trenerem. To nie dla mnie. To zbyt odpowiedzialna robota, która obarczona jest wielkim stresem. Nie nadawałbym się do tego. Przed rozpoczęciem campów bardzo się stresowałem, czy wszystko się uda. Kilkakrotnie pytałem mój zespół o podstawowe kwestie: "ilu będzie uczestników", "czy wszystko mamy zapięte na ostatni guzik".

Trudno jest zorganizować taki camp?

- To wymaga sporo pracy. Tym bardziej, że mi zależy na zorganizowaniu takich campów, które zostaną w pamięci tych dzieci. Wiem, że wielu moich kolegów po fachu również robi podobne rzeczy, ale nie wszystkim wychodzi. Po jednym roku rezygnują, bo mieli np. tylko dziesięć osób. Ja robię to na większą skalę. Mam nadzieję, że utrzymamy ten dobry poziom w kolejnych latach.

Przed zakończeniem poprzedniego sezonu przedłużył pan kontrakt z Treflem Sopot na kolejne miesiące. Czy dobre występy sprawiły, że inne kluby się odezwały do pana?

- A nie wiem nawet. Podpisałem umowę z Treflem Sopot, któremu dużo zawdzięczam. Działacze tego klubu dali mi szansę w trakcie poprzedniego sezonu i chcę im teraz się za to odwdzięczyć. Poza tym w Sopocie bardzo mi się podoba. Być może zostanę tutaj na dłużej?

Rozmawiał Karol Wasiek

Źródło artykułu: