Jerzy Stachyra, prezes PGE Turowa: Ból głowy jest, ale nie grozi nam katastrofa
- Żyjemy w takich czasach, że uzyskanie pieniędzy na sport nie jest łatwe. Tym bardziej, że nasz sponsor to spółka skarbu państwa, więc myślę, że to duży sukces, że udało się podpisać umowę z Polską Grupą Energetyczną. Będziemy dokładać wszelkich starań, aby koncern PGE był z tej współpracy w dalszym ciągu zadowolony i aby ta umowa nie była ostatnią.
Czy momentem grozy było nagłe zerwanie przez PGE obowiązującej umowy sponsorskiej z utytułowanym siatkarskim klubem, Atomem Treflem Sopot?
- Myślę, że wzbudziło to pewne zaniepokojenie wśród wszystkich zespołów, które są finansowane nie tylko przez PGE, ale także i przez inne spółki skarbu państwa. Ja natomiast nie znalem przyczyn rozwiązania tej umowy, jak i całej sytuacji tak dogłębnie, by być w stanie ją przeanalizować. Z drugiej strony był więc pewien spokój i wiedziałem, że nie musi się to przełożyć na inne kontrakty, a w szczególności na umowę z Turowem. Patrzyłem na tę sytuację ze spokojem i z wiarą w to, że będzie dobrze.
Do tej pory każda umowa Turowa z PGE była podpisywana na trzy lata, a aktualna będzie obowiązywać przez dwa. Dlaczego?
- Można to skomentować na dwa sposoby: szkoda, że nie na trzy lata, ale dobrze, że nie na rok. Dla nas sytuacja byłaby na pewno bardziej komfortowa, gdyby to była trzyletnia umowa. Nie można interpretować jednak tego tak, że kolejny kontrakt jest powtórzeniem tego, co było wcześniej. Obecna umowa nie jest lustrzanym odbiciem poprzedniej. Są pewne nowe zapisy, nowe obowiązki nakładane na klub. Moim zdaniem fakt, że ten kontrakt został podpisany na dwa lata, należy traktować w kategorii sukcesu, bo wiemy, że w następnym sezonie nie musimy od nowa rozpoczynać negocjacji i myśleć o tym, czy umowa będzie czy nie. Dzięki temu sytuacja będzie dla nas bardziej komfortowa i łatwiejsza.
Czy tych zadłużeń, pozostawionych panu w spadku przez poprzedni zarząd, jest jeszcze sporo?
- Na pewno te zobowiązania będą się za klubem ciągnęły jeszcze przez jakiś czas i będą dla nas bólem głowy. Myślę jednak, że te najbardziej palące zostały już w jakiś sposób uregulowane. Nie mogę niestety podać konkretnej kwoty. Jest to znacząca suma dla klubu, ale nie pochłania bardzo dużej części kontraktu.
Zadłużenia dotyczą byłych zawodników PGE Turowa, czy firm, które świadczą dla klubu różnego rodzaju usługi?
- Zadłużenie było przenoszone z kolejnych okresów, z sezonu na sezon. Kończył się sezon i trzeba było uregulować zadłużenia jeszcze z poprzedniego i zawsze w ten kolejny nie wchodziło się z zerowym bilansem, ale z przeświadczeniem, że w pierwszej kolejności trzeba spłacić stare zobowiązania. Nie ma jednak takiej sytuacji, że jesteśmy winni pieniądze zawodnikom jeszcze sprzed kilku lat. Wtedy nie moglibyśmy nawet grać w lidze, bo nie uzyskalibyśmy licencji. Obecnie są to zobowiązania wobec miasta, a także wobec niektórych z kontrahentów. Staramy się to powoli i systematycznie regulować.
Czy teraz, gdy poznał pan już zasady zarządzania klubem sportowym, może pan stwierdzić, że wygenerowanie tak sporych zadłużeń było efektem niekompetencji poprzednich władz?
- Na tę sytuację złożyło się kilka czynników i nie ma jednej przyczyny. Niektóre z nich były obiektywne np. takie jak duże zmiany walut. Ja patrzę na to w ten sposób: kiedy przychodziłem do spółki, to wiedziałem że ma ona określone problemy, wiedziałem, że czeka mnie trudne zadanie i że będę musiał się z tym borykać. Najważniejsze jest dla mnie to, żeby klub odzyskał jak najlepszy wizerunek i by był w stanie znowu walczyć w lidze. Istotne jest także to, aby kibicie chcieli przychodzić na mecze i aby klub funkcjonował jeszcze przez wiele kolejnych lat. To jest moim celem i na tym się koncentruje.
Czyli w chwili obecnej z pełną świadomością może pan stwierdzić, że klub na pewno jest wypłacalny?
- Klub powoli wychodzi ze swoich problemów i nie widzę, by groziła mu jakaś katastrofa.
PGE Turów bardzo sprawnie przeszedł tegoroczny proces weryfikacyjny. Czy to oznacza, że nie posiadacie żadnych ugód z byłymi zawodnikami, czy te ugody zostały po prostu zawarte?
- Bardzo chciałem, aby proces weryfikacji zakończył się dla nas pomyślnie w pierwszym podejściu, ponieważ w przeszłości bywało z tym różnie. Mocno starałem się, żeby zostało to skutecznie zakończone, choć nie obyło się całkowicie bez ugód.
Z głośniejszych nazwisk, którym klub był lub jest winien pieniądze, wymienia się m.in. Łukasza Wiśniewskiego oraz Michała Chylińskiego. Na jakim etapie jest realizacja porozumień z tymi graczami?
- Klub nie ma zaległości wobec tych zawodników z tytułu wynagrodzenia.
Rozmawiał Bartosz Seń