Bydgoszczanki źle rozpoczęły pojedynek ze Ślęzą Wrocław i musiały długo gonić wynik. Gdy w końcu im się to udało, piąte przewinienie popełniła Maurita Reid, a gra Artego posypała się niczym domek z kart.
- Powtórzyła się sytuacja z Lublina. W decydującej kwarcie zabrakło nam nominalnej jedynki. Różnica była taka, że tam miałyśmy 20 punktów rezerwy i mogłyśmy w jakiś sposób pozwolić sobie na stratę punktów - komentuje Martyna Koc.
W starciu ze Ślęzą sytuacja była zgoła odmienna. W momencie piątego przewinienia Reid bydgoszczanki miały zaledwie dwa punkty przewagi. - Ten mecz był na styku i skończyło się tak, jak się skończyło - dodała Koc. Ostatnią kwartę Artego przegrało 4:22.
W decydujących fragmentach meczu wrocławianki obok dobrej defensywy dorzuciły bardzo dobrą skuteczność, a katem okazała się Marissa Kastanek. - Trójki Ślęzy były dla nas takim gwoździem, dodatkowo ten piąty faul Reid - ocenia doświadczona koszykarka.
ZOBACZ WIDEO: Krychowiak o swoim stylu. "Czy poprawiam fryzurę w przerwie? Nie mogę odpowiedzieć"
Nie bez znaczenia pozostał również początek meczu w wykonaniu gospodyń. Po sześciu minutach Artego przegrywało 3:16. Straty odrobić udało się dopiero w trzeciej kwarcie. - Zdołałyśmy wrócić do gry, ale kosztowało nas to bardzo dużo sił - komentuje. - Ślęza, to bardzo mocny zespół. Grają tam dobre zawodniczki, które w tym meczu dołożyły do tego znakomitą skuteczność - dodaje.
Na starcie sezonu BLK nie brakuje niespodzianek. - Początek ligi zawsze taki jest, że jest ich dużo, bo zespoły się jeszcze nie znają. My musimy pracować nad tym, co nie do końca działa i będziemy walczyć dalej - zakończyła autorka 9 punktów i 6 zbiórek.