Kłopoty Blazers. Al-Farouq Aminu wypada z gry

PAP/EPA / JOHN G. MABANGLO / Al-Farouq Aminu (z piłką)
PAP/EPA / JOHN G. MABANGLO / Al-Farouq Aminu (z piłką)

W NBA od startu rozgrywek kontuzja - niestety - goni kontuzję. Tym razem urazu doznał Al-Farouq Aminu z Portland Trail Blazers. Zespół z Oregonu będzie musiał sobie bez niego radzić od 2 do 3 tygodni.

Od początku trwającego sezonu Al-Farouq Aminu jest bardzo istotnym graczem w rotacji Terry'ego Stottsa. Trener Portland Trail Blazers na stałe umieścił go w wyjściowej piątce i przesunął nieco bliżej obręczy - na pozycję nr 4. Wcześniej 27-letni zawodnik występował jako niski skrzydłowy.

Zmiana podziałała na niego jednak bardzo dobrze. Zdobywa w rozgrywkach średnio 9,4 punktu i najlepsze w karierze 8,1 zbiórki oraz 1,3 bloku. Ponadto poprawił swój wskaźnik rzutów dystansowych i tu także notuje najlepszy wynik, odkąd gra w NBA - 43 proc. Jego absencja w ciągu najbliższych 2-3 tygodni może być zatem mocno odczuwalna dla Stottsa.

A to również z tego powodu, że poza grą znajduje się od kilku dni także rezerwowy silny skrzydłowy ekipy z Portland, Meyers Leonard (ma pauzować 4-6 tygodni). Zarówno w jego przypadku, jak i Aminu, powodem jest skręcenie prawej kostki. Blazers nie cierpią co prawda na brak zawodników na pozycjach podkoszowych, aczkolwiek utrata zwłaszcza Aminu, to na pewno cios.

Pewnym pocieszeniem dla Stottsa może być natomiast fakt, że po kontuzji ramienia powrócił już na parkiet Noah Vonleah, a nieźle na starcie rozgrywek spisuje się inny rezerwowy podkoszowy, Ed Davis. Notuje przeciętnie 7 punktów i 8,7 zbiórki w 19 minut gry. Zwłaszcza w drugiej kategorii prezentuje się bardzo dobrze, zważywszy na czas, jaki spędza na parkiecie.

Blazers na początku sezonu spisują się jednak w kratkę. Z bilansem 5-4 plasują się obecnie na 8. miejscu w Konferencji Zachodniej. Na plus wyszli minionej nocy po tym, jak Damian Lillard zapewnił im wygraną nad LA Lakers, trafiając game-winnera za trzy. W kolejnym meczu PTB zmierzą się z Oklahomą City Thunder.

ZOBACZ WIDEO: Mateusz Kusznierewicz: Pioruny waliły jeden po drugim dookoła. To były chwile grozy

Komentarze (1)
WuMike
4.11.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Gdyby Lamarcus Aldridge pozostał w Portland, co by to była teraz za drużyna, z nim, Lillardem, McCollumem, Nurkiciem i kilkoma niezłymi graczami do pomocy. Ehh....