W trakcie ostatniego meczu z PGE Turowem Zgorzelec Marc Carter upadł na parkiet i dopiero przy pomocy fizjoterapeuty i kolegów zszedł z boiska. Do gry już nie wrócił. - Nie wyglądało to najlepiej, w pierwszej chwili pomyślałem, że Marc zerwał ścięgno Achillesa - mówił po meczu trener Emil Rajković.
Amerykanin przeszedł serię badań, które wykazały, że uraz ścięgna Achillesa nie jest poważny. Zawodnik w ciągu 10 dni powinien być gotowy do gry.
- Marc przechodzi teraz terapię. Cały czas pracuje, wykorzystując różne techniki, które mają mu pomóc wrócić do pełni sił - podkreśla szkoleniowiec BM Slam Stal Ostrów Wielkopolski.
Warto odnotować, że Carter w meczu z PGE Turowem zagrał na własne życzenie, mimo że nie trenował z zespołem przez cały tydzień. Jego krótki występ mógł zakończyć się fatalnie, bo gdyby zerwał ścięgno, zakończyłby sezon.
We wtorek do treningów z zespołem wrócił Grzegorz Surmacz.
ZOBACZ WIDEO: Jędrzej Dobrowolski: Rzuciłem się w dół jak wariat. Mój sport to ekstremum! [2/3]