NBA: Clint Capela stał się mężczyzną. "Uwierzył we mnie Harden"

Getty Images / Harry How / Staff / Na zdjęciu: Clint Capela
Getty Images / Harry How / Staff / Na zdjęciu: Clint Capela

Houston Rockets pewnie kroczą po awans do finału Konferencji Zachodniej. Swój wielki udział ma w tym Clint Capela, który stał się prawdziwym podkoszowym postrachem dla rywali.

Głośno zrobiło się o nim już w trakcie trwania I rundy fazy play-off, w której Houston Rockets mierzyli się z Minnesotą Timberwolves. Seria padła łupem Jamesa Hardena i spółki, którzy wygrali ją 4-1. Owszem, to rzecz jasna właśnie "Broda" oraz Chris Paul mieli największy udział w takim, a nie innym wyniku, tym niemniej ktoś jeszcze objawił się w tej rywalizacji.

Tym kimś był Clint Capela. Jego doskonałe dwójkowe akcje z wymienionym duetem były wręcz zabójczą bronią dla przeciwników. Atak to jednak jego słabsza strona, gdyż 23-letni środkowy w tym aspekcie posiada oczywiste braki. Nie jest to wirtuoz, który grałby skutecznie tyłem do kosza, czy też potrafił samemu wypracować sobie pozycje do rzutu, stojąc naprzeciw rywala. Jego siła to przede wszystkim defensywa.

W rywalizacji z Timberwolves odpowiedzialny był za ograniczenie poczynań Karla-Anthony'ego Townsa. Jeśli o atak chodzi, środkowy Wilków to absolutne przeciwieństwo zawodnika Rockets, czyli podkoszowy mający szeroki wachlarz zagrań ofensywnych. Ale i to nie wystarczyło, gdyż w pewnych momentach Capela - kolokwialnie mówiąc - chował Townsa do kieszeni.

- Cały czas się poprawia i pracuje nad sobą. Ta seria to pokazała - stwierdził Harden po meczach z Wolves, komplementując swojego klubowego kolegę. - On po prostu wychodzi na parkiet i wykonuje to, co do niego należy. Właśnie dlatego jesteśmy dokładnie w tym punkcie, co teraz - dodał Broda. - Odegrał główną rolę w tej rywalizacji - zaznaczył z kolei Tom Thibodeau, trener drużyny z Minnesoty.

Kolejnym wielkim sprawdzianem miały więc dla Capeli być starcia podkoszowe z Rudym Gobertem z Utah Jazz, czyli jednym z najlepszych defensorów w lidze. Jak na razie, lepiej wychodzi z tego znów środkowy Rakiet. A na dobrą sprawę prezentuje się jeszcze lepiej niż przeciwko Townsowi. Ekipa z Houston prowadzi z Jazzmanami już 3-1 i raczej nie da sobie wydrzeć z rąk niemal pewnego finału Konferencji Zachodniej.

Jak zatem gra Capela? W zasadzie tak, jak zdążył do tego przyzwyczaić w ostatnim czasie. Przeciwko zespołowi z Salt Lake City notuje średnio doskonałe 15 punktów, 11,5 zbiórki, 3,3 bloku, 2,3 asysty i 1,5 przechwytu. Są to statystyki niczym marzenie jak dla podkoszowego, którego główną rolą jest przecież ochrona swojego kosza. Ale nic nie wzięło się znikąd. Największa zasługa niesamowitych wręcz postępów Capeli leży po stronie... Jamesa Hardena.

- Wiedziałem, że to nie stanie się od razu, ale kontynuowałem pracę z nim - podkreślił lider Rockets kwestię trudnych początków współpracy z młodym środkowym. Broda dostrzegł olbrzymi potencjał w 23-latku, udzielał mu wskazówek odnośnie ustawiania się pod koszem w taki sposób, aby z łatwością można mu było zagrywać piłkę nad samą obręcz. I dzięki temu Harden posiada teraz to, czego nie otrzymał od Dwighta Howarda - skuteczną grę na pamięć, bo tak w pewnych sytuacjach wygląda współpraca obu panów.

- Jamesowi podobało się, że zawsze wkładam sporo energii w to, co robię. Dobrze mi z tym, że uwierzył we mnie na samym początku. Byłem młodym graczem w otoczeniu weteranów. To dla mnie duża rzecz, że zaufaniem obdarzył mnie sam lider drużyny - podkreślił Capela. W sezonie zasadniczym duet Rockets zajął 2. miejsce w lidze w kombinacjach akcji dwójkowych, znajdując się jedynie za plecami dwójki z OKC, Westbrook-Adams. Ale tych nie ma już w tegorocznych play-offach, zatem najgroźniejszym, jeszcze grającym duetem pozostaje para Rakiet.

Z koszykarza zadaniowego, Clint Capela stał się trzecim najważniejszym ogniwem ekipy z Teksasu, a jego postęp z sezonu na sezon widoczny jest gołym okiem. Jego zadanie to najwyższej próby gra w defensywie oraz dawanie zespołowi jak najwięcej energii po atakowanej stronie parkietu. - W tej roli, którą spełnia, nie ma nikogo lepszego w lidze - chwali swojego podopiecznego Mike D'Antoni, szkoleniowiec Rockets.

ZOBACZ WIDEO Maciej Rybus. Mistrz z Moskwy

Źródło artykułu: