Tak naprawdę wszystko zaczęło się w momencie, kiedy Kobe Bryant zobaczył ostatnio film, na którym młody Jayson Tatum stwierdził, że to właśnie "Black Mamba" jest jego największym idolem. Ponadto dodał, że to dzięki niemu zaczął grać w koszykówkę. To po tym legendarny zawodnik Los Angeles Lakers miał stwierdzić ze zdziwieniem, dlaczego to nie na 20-latka zdecydowali się postawić w klubie.
Innym aspektem jest z kolei Lonzo Ball. Rozgrywający, którego Jeziorowcy wybrali z drugim numerem draftu 2017 (Tatum poszedł do Bostonu z trójką), nigdy nie zwrócił się po jakąkolwiek poradę do Bryanta, choć ten oferował mu pomoc. Swój niewątpliwy udział w tym musiał mieć ojciec jedynki LAL, LaVar Ball, który sam zasugerował niejako, że Kobe nie byłby w stanie doradzać jego synowi, gdyż obaj występowali na różnych pozycjach.
O ile zatem w kwestii samej gry ofensywnej rzeczywiście mogłoby to nie zdać egzaminu w 100 procentach, o tyle w odniesieniu do np. obrony czy problematyki związanej z mentalnością, 5-krotny mistrz NBA mógłby udzielić młokosowi wielu cennych wskazówek.
Skoro zatem Ball nie był zainteresowany pomocą Bryanta, a zgłosił się do niego Tatum, były zawodnik Lakers nie miał oporów, aby mu jej udzielić. Na przeszkodzie nie stanęła także gra Jaysona w Celtics. Współpraca zaczęła się w trakcie fazy playoffs 2018. To właśnie wtedy niski skrzydłowy zaczął zbierać świetne recenzje za swoje występy. W trwające lato Kobe nadal udziela 20-latkowi porad dotyczących rozwoju jego koszykarskiego rzemiosła.
ZOBACZ WIDEO Jerzy Brzęczek już rozmawiał z reprezentantami. "Lewandowski pozostanie kapitanem"