Arena Gliwice pierwszy raz wypełniła się po brzegi. W kasach przed meczem zostało tylko kilkadziesiąt biletów. Fani, którzy zasiedli na trybunach zobaczyli emocjonujące widowisko.
- Można powiedzieć, że zagraliśmy ładny mecz, ale nie o to chodzi, żeby grać ładnie. Chodzi o to, żeby wygrywać - skomentował występ swojej drużyny Paweł Turkiewicz. - Kiedyś pewien trener powiedział, że lepiej brzydko wygrywać, niż ładnie przegrywać i właśnie tak to wygląda.
- Za dobry styl nikt punktów niestety nie przyznaje, a my potrzebujemy zwycięstw - dodał Piotr Robak, rzucający śląskiego teamu. - Niespodzianka była blisko. Gdybyśmy trafili kilka otwartych rzutów mogłoby być inaczej.
GTK naprawdę wysoko postawiło poprzeczkę Rottweilerom. Anwil co prawda w trzeciej kwarcie prowadził nawet różnicą 15 "oczek", ale gliwiczanie wrócili i zbliżyli się na dystans jednej akcji. - Szkoda, bo w końcówce kilka otwartych rzutów nie wpadło - dodaje. - Ważna była też akcja, w której przewagę mieli Myles z Desmondem. Zamiast punktów rywal zdołał przerwać akcję faulem, a nie byliśmy w bonusie.
ZOBACZ WIDEO Kto sportowcem roku w Polsce? "Stoch zrobił tyle, że więcej się nie da. A może nie wygrać"
Gliwiczanie na różne sposoby próbowali wydrzeć zwycięstwo. Kombinowana defensywa oraz lekkie "uwolnienie" od taktyki Mylesa Macka i Desmonda Washingtona wprowadziło nieco zamieszania w szeregi drużyny z Włocławka.
- Chcieliśmy za wszelką cenę sprawić niespodziankę. Nie popełniliśmy zbyt dużo strat. Rywale co prawda zebrali 19 piłek w ataku, ale my mieliśmy takich zbiórek 14. Szkoda, bo mimo wszystko zagraliśmy przyzwoite zawody i było dużo walki - kończy Turkiewicz.
Już w pierwszym tygodniu nowego roku gliwiczanie rozegrają dwa bardzo ważne dla siebie spotkania. Najpierw w czwartek w Radomiu z Rosą (3 styczeń), potem we własnej hali z Legią Warszawa (6 styczeń).