W obecnym sezonie kibice Chicago Bulls nie mają zbyt wiele powodów do radości, żeby nie powiedzieć, że nie mają tak naprawdę jakichkolwiek. Ich ulubieńcy, ze słabiutkim bilansem 11-36, zajmują dopiero 13. lokatę w Konferencji Wschodniej i są w zasadzie bez szans na awans do fazy play-off. Wprawdzie w teorii wiele może się jeszcze wydarzyć, ale to naprawdę mało realne, aby Byki zdołały się przebić do czołowej ósemki.
Pomimo tego, w drużynie jest kilka jasnych punktów, na których można opierać skład zespołu na najbliższe lata. Jednym z nich jest debiutant, Wendell Carter Jr. 19-letni środkowy z miejsca stał się podstawowym graczem w rotacji najpierw Freda Hoiberga, a następnie Jima Boylena.
Odwdzięczał się za to niezłymi statystykami, bo przeciętnie na parkiecie spędzał po 25 minut, w trakcie których notował 10 punktów, 7 zbiórek i 1,3 bloku. Przede wszystkim, dzięki swojemu atletyzmowi, imponował dobrą grą w defensywie. Wiele wskazuje jednak na to, że swoich niezłych debiutanckich średnich może już nie poprawić.
Kontuzja kciuka, która pierwotnie wydawała się być stosunkowo niegroźna, ostatecznie wymagała interwencji chirurgicznej, a w jej następstwie Carter Jr zmuszony będzie pauzować od 8 do 12 tygodni. Gdyby sprawdził się czarny scenariusz, czyli najdłuższy możliwy okres rekonwalescencji środkowego, w obecnym sezonie nie wróci on już na parkiety ligi NBA.
ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 100. Jacek Gmoch wybuchł śmiechem. Rozbawiły go własne lapsusy językowe [1/4]