Kluby NBA oglądają, Gortat chwali w mediach. Łukasz Kolenda: Jestem tego świadomy, ale nie bujam w obłokach

Newspix / Grzegorz Radtke / Na zdjęciu: Łukasz Kolenda (z piłką)
Newspix / Grzegorz Radtke / Na zdjęciu: Łukasz Kolenda (z piłką)

Łukasz Kolenda to jeden z największych talentów polskiej koszykówki. Filip Dylewicz mówi o nim, że jest bezczelny na boisku, Marcin Gortat chwali się, że kluby NBA o niego pytają. - Na pewno nie bujam w obłokach z tego powodu - podkreśla koszykarz.

[b]

Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Czy Łukasz Kolenda jest człowiekiem twardo stąpającym po ziemi?[/b]

Łukasz Kolenda, zawodnik Trefla Sopot i reprezentacji Polski: To bardzo dobre określenie. Takim jestem człowiekiem. Lubię stawać mocne i zdecydowane kroki. Wierzę, że taki sposób działania wpływa na lepsze funkcjonowanie w życiu.

Od kilku osób usłyszałem, że nie jest pan łatwą osobą do życia.

Jestem tego świadomy. Wiem, że ludzie mają o mnie różne opinie, z którymi mogę się nie zgadzać, ale nic z tym nie zrobię. Nie ukrywam tego, że różnię się od innych.

To znaczy?

Mówię to, co myślę, ale na pewno z tego nie zrezygnuję. Chcę podążać tą drogą.

Czy da się twardo stąpać po ziemi w takim wieku, gdy Marcin Gortat otwarcie mówi, że pytają o pana ludzie z NBA?

Jestem świadomy tego, że wiele osób o mnie mówi. Staram się do tego podchodzić bardzo spokojnie, z chłodną głową. Na pewno nie bujam w obłokach i nie odpuszczam z tego powodu na treningach. Cieszę się, że Marcin Gortat o mnie mówi, ale to nie sprawi, że nagle zacznę grać lepiej. Na wszystko trzeba zapracować ciężką pracą.

Pamiętam taką sytuację, która miała miejsce przed sparingiem z Grecją w trakcie przygotowań kadry U20 do ME. Trener Frasunkiewicz podszedł do mnie i powiedział, że specjalnie na ten mecz przyjeżdża Mike Taylor. Chciał mnie zobaczyć i ocenić umiejętności. Odpowiedziałem: "super, ale co w związku z tym?". Oczywiście ucieszyłem się, ale nie sprawiło to, że nagle wpadłem w samouwielbienie.

Zobacz także: Energa Basket Liga. Było zainteresowanie, ale na tym się skończyło. Logan i Lawal nie dla polskich klubów

Naprawdę nie robi to na panu wrażenia, że mecze Trefla oglądają skauci NBA i menedżerowie innych klubów?

Jest to miłe uczucie, ale nie robi to na mnie większego wrażenia.

Skąd taka pewność siebie u 19-letniego koszykarza?

Myślę, że tę cechę przejąłem po moim tacie, który jest bardzo zdecydowaną osobą. Ostrzegał mnie i mojego brata Michała przed tym, że ktoś coś może powiedzieć, a później się nagle może się z tego wycofać i zmienić zdanie. Środowisko tylko czeka na potknięcie, by mieć z tego pożywkę. Mam wrażenie, że ludzie często pompują balonik, a jak coś nie wypali, to odwracają się i równają cię z ziemią.

Poczuł pan tę krytykę na początku sezonu?

Powiem szczerze, że czekałem na ten moment. Byłem świadomy tego, że z moją skutecznością nie jest najlepiej. Wiedziałem, że pojawi się jakiś artykuł. Długo czekać nie musiałem. Żartowaliśmy z tatą na ten temat. Przyjąłem to do wiadomości i tyle. Na boisku w kolejnych meczach starałem się nie myśleć o moich problemach ze skutecznością. Wiedziałem, że przyjdzie w końcu przełamanie. Mam takie powiedzenie: "musi być źle, żeby potem było lepiej".

Jestem w takim wieku, że popełnione błędy będą lekcją na przyszłość. Muszę je popełnić, żeby stać się lepszym koszykarzem. Po meczu z Arką Gdynia, w którym popełniłem dość nieoczekiwaną stratę w końcówce, podszedł do mnie Sasa Zagorac i powiedział: "Nie myśl o tym. Ten błąd musiał się zdarzyć. Inaczej nie będziesz lepszym graczem". Nie ukrywam, że te słowa zostały mi w pamięci.

Zobacz także: Ekspert o Gortacie: Poradziłby sobie w Warriors

Czuje pan, że rywale w Energa Basket Lidze chcą coś panu udowodnić?

Nie czuję żadnej presji ze strony zawodników z przeciwnych drużyn, niezależnie od tego kto ile ma lat i jakie doświadczenie. Cieszę się, że traktują mnie poważnie jako zawodnika.

Wchodzi pan w utarczki słowne z bardziej doświadczonymi zawodnikami?

Tak. Nie daję sobie w kaszę dmuchać. Nie widzę w tym problemu, że odpowiem starszemu zawodnikowi, po tym jak ten zwrócił mi na coś uwagę.

ZOBACZ WIDEO Arkadiusz Milik jest w życiowej formie? "Czuć od niego pewność siebie"

Filip Dylewicz mówi o panu: "imponuje mi jego bezczelność. To jedyna droga do tego, żeby cokolwiek osiągnąć. W sporcie trzeba być mocnym psychicznym, czuć swoją wartość".

Z Filipem to ciekawa historia, bo na początku nie wiedziałem, czy mówić do niego na ty czy na pan. Fajnie było doświadczyć wspólnych występów z legendą polskiej koszykówki. Dał mi wielkie wsparcie. Odnosząc się do jego słów - po prostu taki mam charakter. Może zabrzmi to dość dziwnie, ale w życiu też jestem bezczelny dla niektórych ludzi. Jestem zdecydowany, konkretny i szczery.

Na kolejnej stronie Łukasz Kolenda opowie o swoich trudnych początkach w Sopocie, maturze, studiach i byciu rozgrywającym-rzucającym
[nextpage]Kiedy i jakich okolicznościach znalazł się pan w Sopocie?

W wieku 13 lat wraz z bratem przyjechaliśmy do Sopotu. Pamiętam, że to było w trakcie ferii zimowych. To było tygodniowe testy, po których trenerzy mieli wydać opinię na nasz temat. Początkowo tylko mój brat miał zostać w Trójmieście, ale tata postawił jasny warunek: "zostają obaj albo żaden". Dostaliśmy sygnał od trenerów, że są zainteresowani dalszą współpracą. Moi rodzice długo zastanawiali się, bo ja wtedy byłem bardzo młody. Mieli obawy, czy sam sobie poradzę w tak dużym mieście.

[b]

Był pan w I klasie gimnazjum. Niezła szkoła życia.[/b]

Nie było lekko, bo przyjechałem do miasta, w którym nikogo nie znałem. Sprawiałem pewne problemy. Nie byłem święty. Był nawet taki moment, że byłem bliski powrotu do domu. Z czasem wszystko zaczęło wyglądać zupełnie inaczej, bo poznałem kolegów w klasie, grałem z nimi w jednej drużynie, trenowałem też ze starszymi zawodnikami w zespole, który prowadził Marcin Lichtański. Może zaskoczę, ale pierwszy rok spędzony w bursie wspominam najlepiej z całego sześcioletniego pobytu w Sopocie.

Dlaczego?

Poznałem ludzi, którzy pokazali mi, jak wygląda życie. W tak młodym wieku sam musiałem robić jedzenie, prać i sprzątać. Bardzo mi się to podobało, bo nie ukrywam, że lubię wyzwania. Lubię być stawiany w trudnych sytuacjach. To mnie napędza.

To prawda, że rodzice postawili warunek w klubie: "Łukasz musi zdać maturę".

Przy podpisywaniu nowego kontraktu rodzice zwrócili uwagę na to, że muszę zdać maturę. Dla nich to było w tym momencie najważniejsze. Ja myślałem w podobnych kategoriach. Zdawałem sobie sprawę, że szkoła jest bardzo ważna na tym etapie. To był jedyny moment w życiu, gdy szkoła była na równi z koszykówką. Chciałem zdać maturę i dostać się gdzieś na studia. Ten plan... w połowie zrealizowałem.

Nie poszedł pan na studia?

Nie miałem problemu z tym, żeby pójść na studia, ale wyszły pewne niedomówienia, które sprawiły, że nie mogłem rozpocząć nauki na poziomie wyższym. Teraz skupiam się już tylko na koszykówce i karierze.

Mówił pan o tym, że tata postawił warunek: "albo obaj, albo żaden". Rodzice zawsze was na równi traktowali?

Tak. Rodzice zawsze starali się robić tak, żebyśmy obaj byli w takiej samej sytuacji. Do dzisiaj tak zostało. Zresztą najlepszym dowodem na to jest fakt, że nadal mieszkamy razem i nie mamy z tym problemu.

Michał nie ma problemu z tym, że to o panu częściej się mówi?

Nie ma, bo jest świadomy tego, że dawno w polskiej koszykówce nie było takiej sytuacji, że chłopak w moim wieku jest już w kadrze pierwszej reprezentacji Polski i tak dużo o nim się mówi w mediach.

Zobacz także: Energa Basket Liga. Dwa lata w niebycie. Heroiczna walka Olka Czyża o powrót na boisko

Mówił pan, że lubi być stawiany w trudnych sytuacjach. Walka o utrzymanie z Treflem Sopot w Energa Basket Lidze zapowiada się na ciężką batalię do ostatniej kolejki.

Nie ma co ukrywać: jesteśmy w trudnym położeniu, ale trzeba z tego wyjść obronną ręką. Liczę, że w końcu przyjdzie lepszy okres i zaczniemy wygrywać seryjnie. Uważam, że mamy drużynę, którą stać na rywalizację z drużynami, które są wyżej w tabeli.

Pana lepsze statystyki idą nieco na boczny tor. Narracja jest taka, że Trefl ma katastrofalne wyniki.

Nie jest sztuką nabijać statystyki, jak się przegrywa mecze. Ludzie mówią o tobie, gdy drużyna wygrywa i jest na czele. To nie jest wielka tajemnica.

Łukasz Kolenda jest rozgrywającym?

To jest niby banalne pytanie, ale... czasami sam wątpliwości. Odpowiem tak: jestem rozgrywającym, który może grać na pozycji "dwa".

Jedna z osób ze środowiska tak o panu mówi: "Kolenda to rozgrywający w ciele rzucającego". Pasuje?

Możemy przy tym pozostać. Czasami rozmawiam na ten temat z trenerem Roszykiem i w żartach mówię, że jestem rozgrywającym-rzucającym. Nie mam z tym problemu, żeby grać na pozycji rzucającego obrońcy. To wyszło po zgrupowaniu kadry młodzieżowej. Tam częściej grałem na "dwójce" niż na "jedynce". Byłem nawet trochę w szoku, bo nie spodziewałem się tego, że będzie mi grało tak swobodnie.

Na kolejnej stronie Łukasz Kolenda opowie o współpracy z trenerami Frasunkiewiczem i Klozińskim, swojej przyszłości, drafcie NBA i chęci gry w Lidze Letniej
[nextpage]Dużo panu dała na tym etapie kariery współpraca z trenerem Przemysławem Frasunkiewiczem?

Trener Frasunkiewicz na każdym kroku pchał mnie do przodu. Na pierwszym treningu wziął mnie na bok i powiedział wprost, że mam dowodzić tą drużyną, bez względu na to, że jestem rok młodszy. Mam być szefem i tyle. Nie spodziewałem się takiego obrotu spraw. Dla mnie to było coś całkowicie nowego. Nie byłem wcześniej w takiej sytuacji, ale dość szybko się odnalazłem.

To przeciwieństwo do tego, co było i jest w Treflu?

W Treflu zawsze byłem dobrze traktowany. Ludzie w klubie nie chcieli, żeby ten balonik wokół mnie był za mocno pompowany. Można mówić o takim parasolu ochronnym. Zależało mi na tym, żebym był w pełni skupiony na koszykówce i ciężkiej pracy. Cieszę się, że klub w ten sposób podszedł do sprawy, bo niewykluczone, że teraz nie byłbym w tak dogodnej sytuacji.

[b]

Jak pan oceni relacje z trenerem Marcinem Klozińskim?[/b]

Z trenerem znam się bardzo długo i nigdy nie miałem z nim problemów. Zawsze traktował mnie jako swojego "koszykarskiego syna", a ja jego jako "ojca". Wiem, że w każdej sytuacji mogłem na niego liczyć. Trener przestrzegał mnie przed tym pompowanym balonikiem w mediach. Dbał o to, żeby w mojej głowie był spokój i myślenie o ciężkiej pracy, a nie o NBA w wieku 16 lat.

Na konferencji prasowej tuż przed odejściem trener Kloziński stwierdził, że media zrobiły z pana Rickiego Rubio, a pan musi jeszcze dużo pracować. Zabolały te słowa?

Nie, bo ja się z nimi zgadzam. Wiem, że media wykreowały mnie na największą gwiazdę młodego pokolenia, ale to mnie nie zwalnia z ciężkiej pracy na treningach. Trener Kloziński był tym oburzony, bo wiedział, że potrzebuje spokoju, cierpliwości i czasu. Jestem mu wdzięczny, że za każdym razem chronił mnie w mediach.

Jak pan widzi swoją przyszłość?

Obowiązuje mnie jeszcze dwuletni kontrakt w Treflu Sopot. Wiem, że klub ma duże plany wobec mnie, więc na razie nie myślę o odejściu. Jestem w miejscu, w którym mogę idealnie rozwijać swoją karierę. Oczywiście prowadziłem różne rozmowy z agentem, ale to było na zasadzie: "co by było, gdyby..."

Zobacz także: "Almeidę wszyscy znają, Czyż jest tajemnicą" - kapitan Anwilu komentuje zmiany w składzie

Trefl będzie pana blokował? Zawarliście porozumienie, że klub pana puści w momencie, gdy zgłosi się silniejszy zespół?

Ludzie w Treflu są świadomi tego, że inne kluby oglądają mnie w akcji i wyrażają zainteresowanie. Wiem, że nikt nie będzie mi robił problemów przy ewentualnym odejściu. Tylko że na ten moment nie mam na co narzekać, bo gram dużo, mogę rozwijać swoje umiejętności. Teraz tego właśnie potrzebuję.

Ostatnio na stronie "ESPN" pojawił się pan w gronie 60 zawodników, którzy mogą zostać wybrani w drafcie. Spore osiągnięcie.

Widziałem, że jeden z ekspertów tego serwisu umieścił mnie na swojej liście draftowej. Byłem na 57. miejscu. Byłem bardzo pozytywnie zaskoczony. Nie ekscytuję się jednak tym, bo wiem, jak to wszystko od środka wygląda. Traktuję ten wybór lekko z przymrużeniem oka.

Gra w Lidze Letniej jest otwartym tematem?

Chciałbym sprawdzić się na tle zawodników, którzy są o krok od bycia w NBA. Chciałbym doświadczyć tego uczucia. Wydaje mi się jednak, że w tym roku będzie trudno tam wystąpić, bo terminy nakładają się z grą w kadrze U20.

Zobacz także inne teksty autora

Źródło artykułu: