Latem Marcin Gortat po pięciu latach odszedł z Washington Wizards i przeniósł się do Los Angeles Clippers. W nowym klubie polski środkowy odżył, ale ma problemy z regularną grą. Trener Doc Rivers ma zaufanie tylko do Montrezla Harrella. Pozostali środkowi muszą ciężko walczyć o swoje minuty.
Polak nie ma łatwej roli, ale gdy już wychodzi na parkiet, to stara się dawać drużynie jak najwięcej. Koledzy lubią z nim grać. Wiedzą, że mogą na niego liczyć na parkiecie. Mocne i twarde zasłony Gortata otwierają im pozycje do rzutu. Atutem 34-letniego środkowego jest też to, że potrafi ściąć pod kosz i samemu załadować piłkę do kosza po otrzymaniu podania.
- Marcin nadal jest potrzebny w lidze NBA. Robi świetną robotę na parkiecie, ale także w szatni - uważa Szymon Szewczyk, koszykarz Anwilu, który komentuje także mecze NBA w stacji Canal +.
ZOBACZ WIDEO Robert Kubica określił cel na sezon 2019. "Zawsze byłem kiepski w obietnicach"
Gortat długo musiał pracować na zaufanie trenera Doca Riversa. Ich współpraca różnie się układała. Co prawda nie było między nimi zgrzytów i konfliktów, ale polski środkowy nie mógł liczyć na dużą liczbę minut. O grze w czwartej kwarcie mógł jedynie pomarzyć. - Moja sytuacja nie jest prosta - tłumaczył Polak.
Mecze na początku stycznia dały jednak jasną odpowiedź, że jego czas w najlepszej lidze świata jeszcze nie minął. Przeciwko Suns Gortat skompletował double-double, notując 18 punktów (8/10 z gry) i 13 zbiórek. W starciu z Magic 34-letni zawodnik uzyskał 8 pkt, 10 zb, a także 6 asyst. Pokazał swoją wszechstronność. To, z czego słynie i za co go chwalą trenerzy w NBA.
- W tym sezonie były już mecze, w których Marcin pokazał swoją dużą wartość. Nawet zakręcił się koło triple-double. A to naprawdę spore osiągnięcie, jak na tę liczbę minut, które otrzymuje od trenera Doca Riversa. Konkurencja jest spora, ale uważam, że w roli zmiennika spisuje się bardzo przyzwoicie - przyznaje Szewczyk.
Nasz rozmówca zwraca uwagę na jeszcze jeden element. - Marcin jest świetnym ambasadorem Polski w Stanach Zjednoczonych. Promuje nasz kraj, pokazuje polską kulturę, jedzenie. Coś wspaniałego. Jestem pod wrażeniem jego zaangażowania - zachwyca się koszykarz Anwilu.
"Polski Dzień" w Los Angeles wypadł znakomicie. Na trybunach zasiadło około 1500 polskich kibiców, co stanowi rekord polonijnej publiczności na meczu NBA.
Zobacz także: Paweł Leończyk: Kibice nie wiedzą o wszystkim