Janusz Jasiński: Europa nam mocno odjechała. Brakuje nam dużych pieniędzy

Karol Wasiek
Karol Wasiek
Przejdźmy do spraw transferowych. W ostatnich tygodniach do Stelmetu Enei BC dołączyło trzech Amerykanów. Zacznijmy od tego, który pojawił się pierwszy: Quinton Hosley. Dlaczego go ponownie ściągnęliście? Liczycie na jego magię? Trzy razy w Polsce - trzy mistrzostwa.

Quinton to ważna część większego planu. Po różnych analizach doszliśmy do wniosku, że musimy pójść w sprawdzone receptury, poszerzyć skład, ale by w kadrze było przy tym dużo dojrzałości i boiskowego IQ. Jemu na pewno będzie zależało, żeby coś udowodnić.

Co takiego?

Niech pan zapyta kolegów z innego klubu. Myślę, że coś panu powiedzą na ten temat. Ja wiem, że ma dużo do udowodnienia. Na przykład to, kto w zeszłym roku przyczynił się do zdobycia mistrzostwa. Moim zdaniem - to właśnie Hosley był tym głównym architektem sukcesu. Uważam, że mamy na pewno do czynienia z fajną historią.

Ewentualny finał Stelmet Enea BC - Anwil zapowiada się pasjonująco. Nie ukrywam, że bardzo życzę sobie takiego właśnie rozwiązania. To byłby najlepszy finał z możliwych, bo oba kluby mają to, co najbardziej liczy się teraz w zawodowym sporcie: zagorzałych kibiców, nowoczesne obiekty i świetnych zawodników w składach. To by się znakomicie sprzedało w telewizji i w mediach. Oczywiście z Arką i Polskim Cukrem też byłoby ciekawie.

Powiem jeszcze jedną rzecz - może się komuś narażę, ale nie chcę, żeby finały ponownie odbyły się w Ostrowie Wielkopolskim. Dopóki nie będzie odpowiedniego obiektu, to po prostu nie możemy na to pozwolić. Jako środowisko musimy być w tym temacie "zero-jedynkowi". Koniec z pobłażaniem. Stwarzanie niebezpieczeństwa to jedno, ale po prostu preferujemy, dajemy dodatkowe punkty drużynie, która nie spełnia norm. Nagradzamy kogoś za to, że z upiorem maniaka nie chcę się dostosować do narzuconych warunków gry.

Zobacz także: Arka i Stelmet jak ogień i woda. Anwil jest gdzieś pomiędzy

Później do Stelmetu Enei BC miała przyjechać duża gwiazda. Mówiło się o Lasme, Lavalu, a nawet Crawfordzie. Dlaczego nie udało się pozyskać gracza o dużym nazwisku?

Były rozmowy, przymiarki i różne analizy. To było fajne doświadczenie. Dużo nowych rzeczy się dowiedzieliśmy - np. tego, że wykup gracza z G-League kosztuje aż 50 tysięcy dolarów. A z takimi zawodnikami także rozmawialiśmy. Mogę zdradzić, że jeden z koszykarzy powiedział tak: "mogę do was przyjechać, ale muszę na parkiecie średnio grać po 30 minut". Inny z kolei zadeklarował chęć podpisania umowy, ale w przypadku, gdy 60 procent zagrywek będzie przez z niego przechodziło.

Jednak powiem panu szczerze, że po zeszłym sezonie mam dużą awersję do gwiazd. Na papierze mieliśmy chyba najlepszy skład w historii, byliśmy największym kandydatem do zdobycia mistrzostwa i Pucharu Polski, a... niczego nie wygraliśmy.

Dlaczego w takim razie Justice i Humphrey?

Powtórzę: zbudowanie dobrej drużyny to nie tylko umiejętności i nazwiska, ale także chemia. Doszliśmy do wniosku, że na ten moment potrzebni są nam młodzi i perspektywiczni gracze. Walczaki, które dodadzą energii. Polska liga jest ligą rzemieślników, zawodników niezwykle zdeterminowanych i walczących. To pokazał ostatni Puchar Polski, który padł łupem BM Slam Stali.

Jestem przekonany, że obaj wzmocnią rywalizację w zespole. Kodi może grać od "jedynki" do "trójki", Michael z kolei łączy grę na pozycjach cztery i pięć. Są wszechstronni.

Czyli nie chcieliście zaburzać hierarchii w trakcie sezonu?

Tak. Chcieliśmy uniknąć przypadku, który przerabialiśmy w poprzednich latach. My na pewno nie chcieliśmy żadnych rewolucji, bo to zawsze wiąże się ze zmianą hierarchii. My mamy już ustalony trzon i liderów. Chcieliśmy wspomóc zespół, jednocześnie nie psując zbudowanej już chemii.

Anwil postąpił inaczej. Zdecydował się na całkowitą przebudowę zespołu.

Jestem pełen podziwu dla Anwilu za bardzo odważny ruch na rynku transferowym. Postawili wszystko na jedną kartę, choć osobiście uważam, że Anwil do momentu zmian grał dobrą koszykówkę. Było trochę klocków do poukładania, ale drużyna była zbudowana wg. jakiegoś pomysłu, schematu. Potem wydaje mi się, że zwyciężył marketing i presja kibiców. Ale być może zakończy się to sukcesem. Nikt tego teraz nie wie.

Mówił pan o tych różnych składowych, które stawały na drodze do zatrudnienia uznanego nazwiska. Czy wasza nie najlepsza reputacja w Europie też ma znaczenie?

Niestety tak. Dużo trudniej jest nam dzisiaj zatrudnić zawodnika niż to było w latach ubiegłych. Jak byliśmy świeżym projektem i mieliśmy do dyspozycji Euroligę, to nasze argumenty w rozmowach z wieloma zawodnikami były naprawdę bardzo solidne. Dzisiaj tych argumentów nie ma, a na dodatek dochodzą sprawy w BAT. Choć jak ja to często powtarzam: "na BAT trzeba sobie zasłużyć".

Czym?

Wysokim kontraktem i to nie jednym, ale całą grupa umów. Na pewno to nie jest tak, że to jest tylko nasza wina. To nie są czarno-białe sprawy, często są także odcienie szarości, ale o tym w przestrzeni publicznej nie mówi się za wiele. W mojej opinii w dwóch przypadkach zostaliśmy mocno skrzywdzeni. Mamy nauczkę, którą teraz mocno bierzemy pod uwagę. Wiemy, że trzeba sporo pieniędzy przeznaczyć na dobrych prawników. Wcześniej przegraliśmy takie sprawy, które wydawały się nam nie do przegrania. To są sprawy Eyengi i Troutmana.

Jak wyglądała sprawa Eyengi?

Eyenga podał nas do BAT na podstawie, moim zdaniem, całkowicie wyimaginowanych okoliczności. Sąd nas skazał, a prawda jest taka, że z zawodnikiem się rozliczyliśmy, wszystko mu zapłaciliśmy. Mieliśmy prawo do wypowiedzenia umowy po roku, tak zrobiliśmy, zapłaciliśmy 20 tysięcy buyoutu. Zawodnik podpisał nową umowę w Turowie Zgorzelec, tam się nie stawił, został wyrzucony i wylądował w Varese. Złożył jednak wniosek, że my mamy mu zapłacić pieniądze za kolejny rok, bo umowa została nieskutecznie wypowiedziana. Nie wiem na czym ta nieskuteczność polegała.

On z kolei uważa, że za późno zapłaciliście mu kwotę, która należała się za przedwczesne rozwiązanie umowy.

Przypomnę, żeby zapłacić fakturę, musi ona zostać wystawiona. Tak się stało, my ją zapłaciliśmy, a później druga strona mówi, że powinniśmy ją zapłacić w momencie, gdy kończyło się wypowiedzenie. Nie mieliśmy jednak dokumentów. Arbiter tego nie wziął pod uwagę, podobnie jak tego, że Eyenga podpisał umowę na tzw. preseason z Turowem. Moim zdaniem tam nastąpiło wiele naruszeń.

Ile musieliście łącznie zapłacić?

Około 200 tysięcy dolarów. To są ogromne pieniądze.

Jak teraz wygląda sytuacja klubu?

Jest stabilna, nie ma żadnych tąpnięć, ale nie będę ukrywał: część grzechów z przeszłości atakuje nam teraźniejszość i przez to destabilizuje nam trochę sytuację. Zachwianie płynności finansowej powoduje, że inni zawodnicy muszą cierpieć. Niestety jeżeli w danym momencie musimy zapłacić jedno, to nie stać nas na spłacenie czegoś innego.

Na pewno na nasz budżet mocno wpłynęła gra w Eurolidze. Wydaje mi się, że właśnie przez to PGE Turów zapłacił ogromną cenę, my także mamy swoje problemy. A jak są problemy, to zarządzanie finansami jest znacznie trudniejsze.




Zobacz inne teksty autora

Czy Stelmet Enea BC zdobędzie mistrzostwo Polski w sezonie 2018/2019?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×