HydroTruck jak zdolny, ale leniwy uczeń. "Na najważniejsze mecze potrafimy się zmobilizować"
HydroTruck miał szansę na zwycięstwo z MKS-em Dąbrowa Górnicza, ale w ważnych momentach nie potrafił poradzić sobie z atletyzmem i mocną obroną rywali, przegrywając 65:76. - Mecz potoczył się dla nas trochę kompromitująco - stwierdził Robert Witka.
Choć MKS był faworytem pojedynku w Hali MOSiR-u w Radomiu, to miejscowi mieli szansę na zwycięstwo. - Nasz zespół był jak uczeń w szkole - zdolny, ale leniwy. Gdy dochodzi ważny sprawdzian, potrafi się zmobilizować, dobrze przygotować i dostać fajną ocenę. Podobnie jest z nami - gdy mamy mecze dla nas najważniejsze, o dużą stawkę, potrafimy się zmobilizować, jesteśmy niesamowicie zdeterminowani, skupieni, nie popełniamy głupich błędów i egzekwujemy plan, który założyliśmy sobie przed meczem - trener HydroTrucku nawiązał do wcześniejszego, wygranego na wyjeździe starcia z Miastem Szkła Krosno, które bardzo zbliżyło jego drużynę do utrzymania w ekstraklasie.
Zobacz także: Energa Basket Liga. Duże pieniądze i głośne powroty. Kluby z dołu tabeli poszły va banque
- Trafiają się mecze takie jak ten, gdzie jest niesamowite rozkojarzenie, a niedokładność i brak koncentracji są bardzo widoczne. Mecz potoczył się dla nas trochę kompromitująco - 65 punktów, 59 rzutów z gry to jest bardzo mało i to pokazuje, jak bardzo słabe było tempo tego spotkania w naszym wykonaniu - przyznał Witka. - Co ciekawe, mieliśmy wyższą skuteczność z gry, ale rywale mieli 21 zbiórek w ataku, o 14 posiadań piłki więcej - podkreślił szkoleniowiec.
Po raz pierwszy po długiej przerwie spowodowanej kontuzją przed radomską publicznością mógł pokazać się Filip Zegzuła. Na boisku spędził ponad 16 minut, zdobywając w tym czasie dwa punkty. - Rywale zdominowali nas na desce, mieli 11 zbiórek więcej w ataku, przełożyło się to na liczbę posiadań. 73 rzuty to aż o 14 więcej niż nasza drużyna. Zmniejszyliśmy dystans w trzeciej kwarcie, ale czwarta zadecydowała - rzucający krótko podsumował spotkanie.
Zobacz także: Stelmet - Anwil. Szymon Szewczyk: Pogadaliśmy jak faceci. Czas schować ego do kieszeni