EBL. Szymon Szewczyk: Arka ma w tej serii jeden poważny problem - Anwil Włocławek

WP SportoweFakty / Rafał Sobierański / Na zdjęciu: Szymon Szewczyk
WP SportoweFakty / Rafał Sobierański / Na zdjęciu: Szymon Szewczyk

Anwil Włocławek w czwartek wyrównał serię półfinałową z Asseco Arką Gdynia i w niedzielę obie drużyny zagrają o awans do finału. Podopieczni Igora Milicicia wygrali 90:85. Po meczu swoimi przemyśleniami podzielił się Szymon Szewczyk.

Michał Wietrzycki, WP SportoweFakty: Kolejna emocjonująca końcówka, świetny mecz i zwycięstwo Anwilu. Lubicie przyprawiać kibiców o dreszcze…
Szymon Szewczyk, zawodnik Anwilu Włocławek:

Właśnie nie wiem, czy to my lubimy przyprawiać kibiców o dreszcze, czy jednak to oni nas. Proszę uwierzyć, że gdy wychodzi się na parkiet i słyszy prawie 4000 gardeł, które chce wręcz rozszarpać rywala to, aż chce się grać. Właśnie w tym momencie człowiek zdaje sobie sprawę, że gra w miejscu, gdzie koszykówka jest po prostu spełnieniem dla osób z miasta, z regionu czy nawet z dalszych miejsc. Słyszałem, że na ten mecz przyjechało nawet kilku kibiców z Mazur. Fajne jest to, że wspierają i mają nas w telewizorach, na telebimach czy w internecie. My chcemy dać im tę radość za wsparcie, którym nas obdarzyli.

Ta radość może być jeszcze większa... 

Może jest jeszcze za wcześnie, żeby mówić o jakimś hurraoptymizmie, bo na razie brniemy jak taki muł z bagażem, może nawet jeszcze trochę zakopani, ale cały czas idziemy, nie poddajemy się. Jesteśmy zmęczeni, wypompowani, ale idziemy dalej, bo wiemy, jaki mamy cel. Żeby ten cel osiągnąć, to musimy się naharować. Tym bardziej szkoda nam, zwłaszcza tego pierwszego meczu w Gdyni, bo mogło już być po serii.

Który z tych czterech dotychczasowych meczów był najtrudniejszy?

Chyba nie da się wskazać. Każdy mecz był trudny, zarówno te dwa w Gdyni, jak i te wygrane we Włocławku. Każde spotkanie wymaga maksymalnej koncentracji i teraz widzimy, jak wygląda, gdy na chwilę ona nam ucieknie. W tych meczach nie możesz sobie pozwolić na sekundę dekoncentracji i na to, że nie pobiegniesz w tę stronę, nie zrobisz takiego, hard show jak powinieneś, czy nie pójdziesz na zbiórkę. Takie rzeczy to nie z Arką, bo to nie jest drużyna z przypadku - oni celują w mistrzostwo Polski i zrobią wszystko by to osiągnąć, mają jednak bardzo duży problem.

[color=black]ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Gala Lotto Ekstraklasy bez Legii i Lechii. "Tylko mistrz musi być na wydarzeniu w komplecie"

[/color]

Jaki?

To, że napotkali nas na swojej drodze. Oni teraz zdają sobie sprawę z tego, że łatwo z Anwilem nie będzie. Chwała naszym chłopakom za dzisiaj, bo wykonują tytaniczną pracę. To, co oni robią w obronie, może budzić ogromny podziw. Ok, niech Florence sobie rzuci 40 punktów, bo jego naprawdę ciężko się kryje, gdy rzuca sobie z 10 metra. Ale chłopaki naprawdę robią robotę w obronie, bo w tej drużynie naprawdę dużo zależy od Florence’a - jego koledzy żyją przede wszystkim z jego podań.

Nie jest trochę tak, że Jamesa Florence’a zatrzymać może tylko on sam?

Ciężko jest go upilnować. Jest szybki, ma dobry rzut, rzuca z odejścia… no nie jest łatwy. Niech sobie rzuci te 40 punktów…

Po takim meczu to schodzi na dalszy plan.

Dokładnie. Oczywiście schodzi na dalszy w plan w sytuacji, gdy Arka wypada gorzej statystycznie i drużynowo. Myślisz, że ja patrzę na swoje 7+3 i będę zły, że nie będą o tym pisać? Nie. Ja sobie siedzę 45 minut po meczu z lodem na kolanach, zaraz idę się zregenerować i jestem szczęśliwy, bo to my wygraliśmy.

Czytaj także: Igor Wadowski: Chcemy pokazać wszystkim, że jesteśmy prawdziwą drużyną

Słyszał pan słowa trenera Frasunkiewicza po meczu?

Tak, ktoś mi wspominał, że ja podobno ostro gram. Wy to nagrywacie i tego nie pokażecie, ale guz na mojej głowie nie pojawił się znikąd, a boli strasznie. Ja powiem tak, nikomu na pewno krzywdy robić nie będę, ale koszykówka to jest gra dla twardych facetów. To jest walka - my albo oni. Tak jak powiedziałem, nie będę nikomu robić krzywdy, ale nie pozwolę na to, aby to mi ktoś skakał na głowę. Problem jest tylko tego typu, że ja nie będę płakał do sędziów, nie będę się odbijał, nie będę flopował czy wymachiwał rękoma. Dostałem dziś z łokcia od Bostica, od Ginyarda przy wjeździe na kosz w wargę i od Marcela Ponitki. Po takim czymś ktoś ma w ogóle czelność powiedzieć, że to ja gram nieczysto? Jeśli tak, to chyba powinien obejrzeć mecz dokładnie i zobaczyć, w którą stronę są uderzenia łokciami. Mnie to nie przeszkadza, ja wytrzymam.

Arka gra bez Roberta Upshawa, to wymusiło zmianę koncepcji na grę?

I tak i nie. Może faktycznie mają problemy w rotacji i wymusza to kombinowanie z piątką, ale to też nie jest tak, że bez Upshawa ta ich gra kompletnie się nie klei. My nie mamy Josipa Sobina, o czym nie wszyscy pamiętają i musimy sobie z tym radzić.

W niedzielę zagracie swój najważniejszy mecz w sezonie i szykuje się kolejny najazd na Gdynię… 

Mam szczerą nadzieję, że tak będzie. Ci kibice naprawdę bardzo dużo nam dali i to sprawia, że naprawdę chce się dla nich grać. Ja wiem, że niektóre kluby niezbyt przychylnie patrzą na to, że może do ich hali przyjechać ponad tysiąc kibiców przyjezdnych, ale mam nadzieję, że nie będzie żadnego robienia pod górkę. Ja wierzę, że włocławscy kibice znajdą jakiś sposób na to i może być ich tam nawet i dwa tysiące. Wierzę, że koloru białego, niebieskiego i zielonego będzie naprawdę ogrom.

Zwiedził pan wiele klubów w swojej karierze, w którym miejscu są u pana włocławscy kibice?

To jest duma kibica. Nie ma drugiego klubu czy zespołu dla kibica, który jest na dobre i na złe ze swoją drużyną. Każdy walczy, każdy wspiera i to jest rewelacyjne. My, zawodnicy, często zmieniamy swoje środowisko i czasami ciężko jest się przestawić, ale my czujemy to wsparcie. Za to serducho każdemu kibicowi, w imieniu chyba całego zespołu, należą się ogromne podziękowania. Ja wiem, że moja sytuacja może się zmienić, że kiedyś tu przyjadę, może w innych barwach. Kibice może mnie miło przywitają, ale ja mam do nich naprawdę ogromny szacunek i wydaje mi się, że oni widzą, że daję z siebie wszystko i daję tyle, ile mogę. Zobaczymy, co przyniesie nam przyszłość, ja na pewno chcę powiedzieć, że każdy kibic jest dla klubu równie ważny, jak zawodnik.

Czytaj także: Koniec sezonu dla Josipa Sobina. Poważne osłabienie Anwilu

W finale czeka już Polski Cukier Toruń. Spodziewał się pan szybkiego 3:0 w tamtej serii?

Nie. Naprawdę nie wiem, co się stało, bo oglądałem te mecze i Stelmet wyglądał na bardzo pogubiony zespół. Nie wiem, z czego to wynika, czy z kłopotów finansowych, czy zachwianej hierarchii w zespole, czy z powodu nieradzenia sobie z czymś? Ciężko powiedzieć. Ewidentnie widać, że coś w tej drużynie nie gra i ciężko powiedzieć, o co chodzi. Ale cóż… mamy tam 3:0, przyjechała miotła kujawsko-pomorska i pozamiatała. Jeśli uda się nam się awansować do finału i stworzyć derby województwa z Polskim Cukrem Toruń, to byłaby wspaniała historia.

Źródło artykułu: