Niekiedy okazuje się, że dla sportowca najtrudniejszy mecz to wcale nie ten rozgrywany na boisku. Mówi się, że jedną z ich zalet jest to, że potrafią oddzielić aktywność fizyczną od negatywnego myślenia. Chory na depresję często znajduje się w podobnej sytuacji. Jest jak sportowiec, który musi trenować albo brać udział w zawodach niezależnie od swojego samopoczucia - ale każda granica w którymś miejscu zawsze się kończy.
Temat depresji wciąż jest tematem tabu, mimo, że jest obecnie czwartą najczęściej występującą chorobą na świecie. Szczególnie w sporcie, wydaje się, że on w ogóle nie istnieje - bo czym ma przejmować się koszykarz czy piłkarz, który ma wysokie kontrakty, jedynie dwa treningi dziennie, robi to co kocha i musi skupić się tylko na następnym meczu? Czy ktoś, kto ma sukcesy na koncie, ścianę w medalach, jest w błysku fleszy, może mieć jakiś problem? I wydaje się, że coraz częściej zapominamy, że każdy przecież jest tylko człowiekiem. Panuje przeświadczenie, że sportowcy wiodą idealne życie. Widzi się wierzchołek góry lodowej, na której powiewa flaga świadcząca o sukcesie, a nie widzi się tego, co jest tuż pod nią. Wszystko zawsze ma swoją cenę - życie na walizkach, z dnia na dzień. Jesteś szczęściarzem, jeżeli omijają cię poważne kontuzje, upadki klubów i inne kuriozalne sytuacje, kiedy w spokoju możesz zaplanować sobie, czym będziesz zajmować się po skończeniu kariery, która koniec końców, i tak trwa bardzo krótko. Podobno pieniądze szczęścia nie dają, jednak dzieląc pensję, przy dobrych wiatrach na 8 miesięcy, czasami musisz się nieźle nagłowić żeby to wszystko ogarnąć. I nie bez powodu mówi się, że zawsze jest dobrze jak się wygrywa i jesteś tak dobry, jak twój ostatni występ.
Psycholog sportu, Dominika Kuchta mówi, że w swojej pracy bardzo często spotyka się z negatywnym nastawieniem do pojęcia depresji i innych zaburzeń psychicznych.
ZOBACZ WIDEO: Cristiano Ronaldo ma tam swój pokój, Lewandowski będzie kolejny? Byliśmy w ośrodku, w którym Polacy będą przygotowywać się do Euro 2020
- Nawet jak ktoś ma lekkie załamania, ciężko takim osobom jest się jakkolwiek uzewnętrznić. Sportowcy często myślą, że to oznaka słabości. Obawiają się, że w sportowym społeczeństwie nie zostaną zaakceptowani, będą uważani za słabych. Nasuwają się pytania: "Jak mam wygrać, jak mam coś osiągnąć, skoro cierpię na depresję, po prostu jestem słaby?".
Wciąż jest to czymś, o czym wiele się nie mówi. Ludziom jest wstyd, próbują wyprzeć ten fakt ze swojej świadomości, bo to właśnie inni ludzie zrobili taką otoczkę. To powoduje, że osoba, która ma depresję czuje się faktycznie inna. Nie myśli o tym w ten sposób, że to jest normalne, że wiele osób przez coś takiego przechodzi, że mnóstwo z nich ma różne zaburzenia lękowe. Lęk przed odrzuceniem i niezaakceptowaniem takiego stanu rzeczy utwierdza chorego, że jest w tym sam, że nie powinien mówić o tym głośno. To nie ułatwia, a wręcz utrudnia, przez to, że o tym się po prostu nie mówi i nie traktuje poważnie.
Należy zaznaczyć, że każdy człowiek jest inny. Wszystko zależy od indywidualnych czynników (również somatycznych, biologicznych), od genetyki, czy tak zwanej silnej głowy - można powiedzieć, że buduje się ją na podstawie swoich doświadczeń, już od najmłodszych lat. To wchodzi w skład silnej psychiki. Od tego zależy jak reagujemy na dalsze doświadczenia, które zsyła nam życie - podkreśla.
Z przeglądu badań literaturowych obejmujących lata 1960-2000, Baum i jego zespół wykazali, że dyscypliną, w której stwierdzono najwięcej samobójstw jest piłka nożna. Na kolejnych miejscach była koszykówka, pływanie, lekkoatletyka i bejsbol. Natomiast, z innych badań wynika, że obarczone największym ryzykiem samobójstw, tuż obok grupy lekarz i prostytutka, jest również sportowiec. Nasuwa się więc pytanie: "dlaczego?".
- W sportach drużynowych mamy do czynienia z rywalizacją z przeciwnikiem, ale też podświadomie w wielu zespołach pojawia się rywalizacja między sobą - o minuty, o uznanie trenera, kolegów z drużyny. Bardzo łatwo na początku sezonu być top. Wystarczy, że klub zatrudni potencjalnie lepszego zawodnika i zmienia się pozycja - tutaj duża rola trenera i psychologa sportu, ale prawda jest taka, że nie we wszystkich głowach graczy zawsze uda się zadziałać.
Coraz częściej, na odważne wyznania decyduje się więcej sportowców oraz osób publicznych, które podziwiać możemy w prasie lub w telewizji - i nie spotykają się z dezaprobatą. Nie tak dawno, temat depresji przełamał koszykarz Kevin Love. Zawodnik zmaga się z tak zwanymi zaburzeniami obsesyjno-kompulsyjnymi - z atakami paniki oraz depresją.
- To przyszło znikąd. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie miałem. Nawet nie wiedziałem, czy to się dzieje naprawdę. Ale to było prawdziwe - tak jakbym miał złamaną rękę lub skręconą kostkę. Od tego dnia, prawie wszystko w sposobie myślenia o moim zdrowiu psychicznym zmieniło się - zaczął swoją historię Love - Przez 29 lat o zdrowiu psychicznym myślałem, jak nie o swoim problemie. Po prostu, nigdy nie myślałem o tym, że to może dotyczyć mnie. To było jak oznaka słabości, która może wykoleić mój sukces w sporcie lub nawet sprawić, że będę wyglądać dziwnie lub inaczej (…) Potem przyszedł atak paniki. Wydarzyło się to podczas meczu. "Każdy przechodzi przez coś, czego nie dostrzegamy".
W raporcie Jackie MacMullan z ESPN, John Lucas, trener ze sztabu Houston Rockets przyznał, że według jego doświadczeń, 40 procent lub więcej koszykarzy grających w NBA ma kłopoty ze zdrowiem psychicznym. Dr William Parham, pełniący funkcję dyrektora zdrowia psychicznego i dobrego samopoczucia w NBA Players Association powiedział, że ta liczba wcale nie była przesadą.
"To epidemia w naszej lidze" - powiedział Lucas, dodając: - "Mówię o wszystkim, od ADHD poprzez zburzenia dwubiegunowe, po lęki i depresję”.
- Dzięki inwestycji w dobre samopoczucie zawodników, ci sportowcy mogą osiągać jeszcze wyższy poziom niż obecnie - dodał Dr Parham."Ale muszą być chętni. W przeciwnym razie nikt nie może im pomóc".
W Ameryce, Związek nawet nalegał, aby leczenie zdrowia psychicznego graczy było poufne, ale część właścicieli NBA, którzy w niektórych przypadkach płacą swoim graczom setki milionów dolarów, chcieli dostępu do plików swoich "inwestycji".
Na depresję choruje również inny zawodnik NBA, DeMar DeRozan.
- Miałem znajomych, którzy wydawali się wieść szczęśliwe życie. Chwilę potem stawali się narkomanami, nie pamiętającymi poprzedniego dnia. Nigdy w życiu nie piłem, ponieważ dorastając widziałem wielu ludzi, którzy w alkoholu próbowali topić problemy. W efekcie tylko je potęgowali. Moja mama zawsze mi powtarzała: Nigdy się z nikogo nie naśmiewaj, ponieważ nigdy nie wiesz przez co przechodzi dana osoba. Odkąd byłem dzieckiem, nigdy tego nie zrobiłem. Wszystkich traktuję tak samo.
Nie ma żadnego powodu, aby się tego wstydzić. Rozumiem, jak wiele osób przez coś takiego przechodzi - mówił DeRozan w jednym z wywiadów - bez względu na jak niezniszczalnych wyglądamy, na koniec dnia wszyscy jesteśmy tylko ludźmi.
Z podobnym problemem zmaga się również Kelly Oubre Jr., którego zaburzenia psychiczne mają swoje podłoże w przykrych doświadczeniach z dzieciństwa.
"Nikt nie widzi moich słabości, ale głęboko w środku przechodzę piekło".
Miał dziewięć lat, gdy po huraganie Katrina jego rodzina straciła dom.
- Ludzie patrzą na nas jak na superbohaterów, ale jesteśmy zwykłymi ludźmi. Przechodzimy przez te same problemy, ale mamy dziesięć razy gorzej. Nam jednak nie wolno tego okazywać - zaznaczał.
Inny zawodnik, Shane Larkin (swoją drogą, niedawno zdobył 49 punktów w Eurolidze) walczy z nerwicą natręctw, które zaczęły się w wieku ośmiu lat.
W kolejnym raporcie dla ESPN, przedstawiona została historia:
"Kiedy zaczyna się ubierać do szkoły (Shane Larkin - przyp.red) - rytuał, który może trwać kilka minut, u niego zależy od tak zwanej liczby dnia - zauważa na ekranie telewizora migotanie Raya Allena. Wygląda na to, że Allen w poprzednią noc rzucił osiem "trójek". Nagle wiadomość sensoryczna wędruje do mózgu Shane'a i informuje go o liczbie na dzień: osiem.
"A potem wiem" - mówi Larkin. "Muszę umyć ręce osiem razy".
Po skrupulatnym szorowaniu Larkin ostrożnie wybiera ubrania. Ale jeśli jego szorty omyłkowo dotykają dywanu, musi nie tylko wrzucić je do kosza i zastąpić nowymi, ale musi ponownie wrócić do łazienki, aby umyć ręce. Osiem razy".
Zobacz także: Koszykówka. Warszawskie Dziki grają i pomagają
Stany lękowe bardzo często prowadzą do depresji. Bezsenność, zaburzenia odżywiania, zmęczenie, brak koncentracji - to tylko kilka z wielu objawów choroby XXI wieku.
- Sportowiec to osoba, która jest ciągle na świeczniku. W tym zawodzie nie ma miejsca na potknięcia, bo zaraz zaleje cię fala krytyki. Każdy ocenia i śledzi twój ruch, każdy komentarz zostaje w psychice, zwłaszcza, jeśli czytasz go już któryś raz - niekiedy zaczyna się w to wszystko wierzyć. Jest duża presja. Czasami nawet za duża. Nie wszyscy sobie z tym radzą. Znam zawodników, którzy stawiają sobie wysoko poprzeczkę. Chcą coś udowodnić sobie, trenerowi, a nawet i rodzinie. W dobie tych czasów, wzrost niskich samoocen, depresji i innych zaburzeń psychicznych, jest teraz diametralny, co jest zauważalne nawet u najmłodszych. Niestety, notuje się coraz więcej samobójstw właśnie u dzieci - według statystyk, dziennie dochodzi do dziesięciu prób odebrania sobie życia... Myślę, że duża w tym zasługa Internetu oraz mediów społecznościowych.
Moi najmłodsi klienci mają po 7-8 lat. W pracy ze sportowcami w takim wieku, duża rola jest rodziców, aby nie nakładali presji na dziecko, żeby nie było wypalone już na samym początku. Bardzo często, stawiamy sami sobie zbyt wysokie oczekiwania, a gdy przychodzą porażki, pojawia się zagubienie. Z tym również się spotykam - mówi psycholog sportu, Dominika Kuchta.
Można powiedzieć, że sportowcom towarzyszą emocje związane z presją, uzależnieniem od adrenaliny, nieustanna potrzeba zwyciężania. W jednym momencie, łatwo można zatrzeć granicę między zwykłym przetrenowaniem, zmęczeniem materiału, towarzyszącym stresem, a depresją. Czy łatwo jest więc funkcjonować w świecie sportu?
- Często trafiają do mnie młodzi sportowcy. W kilku przypadkach interweniowali rodzice, przejmując inicjatywę. Podczas konsultacji, bardzo ciężko było wydobyć, w czym tak naprawdę tkwi problem. Proszę mi wierzyć, mało kto, jest w stanie przyznać się przed samym sobą, a co dopiero przed kimś, że sobie nie radzi. Pojawia się myśl, że będąc sportowcem, powinno się być przecież silnym. To nie jest też tak, że wszyscy przychodzą i mówią otwarcie: "nie daję sobie rady, mam depresję". Czasami wystarczy obserwować zachowania. To są pierwsze, najtrudniejsze kroki. Takich stanów nie wolno bagatelizować i to jest jak najbardziej normalne. Chore osoby boją się, że zostaną odrzucone, zastanawiają się, co ludzie pomyślą. I to powoduje, że niektórzy wolą zostać z tym wszystkim sam na sam. Wiemy jak to się kończy. Niekiedy jest już konieczna pomoc psychiatry, psychoterapeuty. Jednak, pomimo, że z przypadkami zawodników z zaburzeniami lękowymi można poradzić sobie szybciej, to ten lęk przed nawrotem chyba będzie już zawsze.
Trafiają do mnie również starsi zawodnicy, na przykład po ciężkiej kontuzji. Najczęściej słyszałam, że nie mogą się z tym uporać. Byli to gracze z doświadczeniem, którzy od kilku-kilkunastu lat grali na różnych szczeblach rozgrywek, nawet na tym najwyższym. Mówili o konkretnym problemie wynikającym z kontuzji - co się przytrafiło, że trenują, wracają do formy, ale jednak nie do końca wszystko jest w porządku. Brakuje im motywacji, możemy mówić poniekąd o wypaleniu zawodowym. Mają obawy, czy będą w stanie wrócić do pełnej sprawności, zastanawiają się jak będzie wyglądać ich gra. Podobnie jak w poprzedniej sytuacji, ciężko było przyznać, że coś ich przerasta. W głowie jest pogubienie, niemoc. Ważne jest to, że u niektórych osób kluczowe mogą być dodatkowe problemy prywatne, które zawsze się kumulują.
Każdy zawodnik przechodzi przez ten proces ciężko, a to w jaki sposób mentalnie sobie poradzi, jest jednocześnie bardzo indywidualną kwestią. Jeden się załamie, a inny zdeterminuje, aby jak najszybciej wrócić na parkiet. Jednak wielu w procesie powrotu przechodzi różne stany psychiczne - od motywacji, przez zawiedzenie, smutek, zniechęcenie, od złości po żal, niechęć, strach i tak dalej.
Takie problemy występują nie tylko u mężczyzn, ale również u kobiet. Miałam raz zawodniczkę, która grała w ekstraklasie - po ciężkiej kontuzji, miała chwiejne nastroje, nie wiedziała co robić. Długo zbierała się żeby z tym gdziekolwiek pójść. Z własnego doświadczenia wiem, że im szybciej się zareaguje, tym lepiej. To nie jest wstyd, że po kontuzji sportowcowi jest ciężko wrócić i ułożyć sobie wszystko w głowie. To nie jest tylko uraz - to również przerwa od tego, co robi się codziennie od wielu lat - to rutyna, dla wielu jedyne źródło utrzymania.
Człowiek, który całe życie grał, codziennie trenował, ma nagle na pół roku, rok lub na dłużej przerwać to wszystko - to niewyobrażalne. Dla kogoś trenującego, 2 tygodnie przerwy to dużo, a co dopiero w sytuacji, kiedy przerwę można liczyć w miesiącach i to z różnymi rokowaniami. I tutaj bardzo istotny jest proces przeprowadzenia zawodnika przez rehabilitację. W mojej pracy nie chodzi tylko o to, aby pomagać zawodnikowi mentalnym wsparciem, ale przede wszystkim w porozumieniu z trenerami i rehabilitantami, ułożyć plan treningowy, aby zawodnik jak najszybciej silny wrócił do formy.
Niektórzy nie mogą odnaleźć się w danym zespole, z konkretnym trenerem. Do tego dochodzi wiele różnych sytuacji. Pracowałam również z koszykarzami z naszej ekstraklasy, którzy myśleli o zakończeniu kariery, ze względu na trenera, na wszystko co działo się dookoła, w klubie. Nie mieli depresji ani żadnych lęków, po prostu byli tym zmęczeni. Te historie dobrze się skończyły, bo Ci zawodnicy grają nadal - zmienił się trener, albo sami zmienili klub. Ale w sytuacji, kiedy nadal tkwili by w tym kolejny sezon lub więcej, wydaje mi się, że by to rzucili. A to z kolei, mogłoby pociągnąć za sobą inne konsekwencje, wejść w sfery depresyjne, bo naprawdę wielu sportowców nie może się przestawić na funkcjonowanie w świecie bez sportu.
Są ludzie, powiedzmy, z "normalnego" środowiska, którzy załamią się po rozstaniu. Naprawdę, nie musi przytrafić się wielka tragedia. Tak samo jak dla sportowca całym życiem jest sport, tym bardziej może załamać się z powodu kontuzji, niedocenienia przez trenera, czy nawet przez zakończenie kariery. To są bardzo częste czynniki.
Za granicą, w dobrze prosperujących klubach sportowych normą jest to, że w klubie pracuje psycholog sportowy. U nas tego nie ma, wciąż jest odbierane w dziwny sposób. Już nawet nie mówiąc o sportowcach, przykładowo w Stanach Zjednoczonych, chodzenie do psychologa, psychoanalityka czy kogokolwiek jest na porządku dziennym. Ludzie nie traktują tego jak coś wstydliwego - jest to nawet coś prestiżowego, jak posiadanie własnego doradcy finansowego. W Polsce, już się to trochę zmienia, ale nadal pozostaje tematem, o którym wiele się nie mówi. Zaznaczę, że do psychologa sportowego przychodzą również zawodnicy na treningi umiejętności mentalnych, aby wzmocnić wyniki i ich jest najwięcej - opowiada Dominika Kuchta.
I nie ważny jest wiek, nie ważna jest płeć, nie ważny jest powód - wcale go nie musi być. Nie ma znaczenia grubość portfela, ani to, co w życiu się osiągnęło, ani na jak bardzo szczęśliwego wyglądasz. Bo depresja nie wybiera. O tym, powinno mówić się o głośno. A w świecie sportu, należy zrozumieć, że nawet superbohaterowie mogą mieć problemy.
Zobacz także: Fatalne wieści ze Szczecina. Budzinauskas musi wrócić na Litwę i wznowić leczenie