Koszykówka na wózkach. Historie reprezentantów, część II: Łuszyński, Darnikowski, Łyko

Pamela Wrona
Pamela Wrona
Swoją historię opowiada Piotr Darnikowski 

- Byłem w ostatniej klasie technikum elektronicznego. Mając 20 lat, tuż po zdaniu matury, jechałem na motorze. Na zakręcie wypadłem z drogi, uderzyłem klatką piersiową w betonowy przepust. W bardzo ciężkim stanie trafiłem do szpitala. Diagnoza: Złamany kręgosłup... - zaczął swoją opowieść 34-letni Piotr Darnikowski.

Pracę dyplomową, dzięki uprzejmości Pana dyrektora szkoły i całej komisji broniłem już w szpitalu, po wakacjach. Po trzech latach intensywnej rehabilitacji, w 2008 roku zacząłem studia na Politechnice Łódzkiej, a jednocześnie bardzo chciałem poprawiać swoją sprawność. Doszedłem do momentu, kiedy zdałem sobie sprawę, że rehabilitacja już nic nie pomaga. Wtedy, zacząłem szukać różnych obozów dla osób niepełnosprawnych i często na nie jeździłem. Na jednym z nich, poznałem kolegę, dzięki któremu dowiedziałem się o koszykówce na wózkach. On już trenował w LTRSN Łódź i namówił mnie na treningi. Wcześniej, poza zajęciami w szkole, nie miałem styczności z tą dyscypliną - od najmłodszych lat trenowałem pływanie.

Pamiętam, że trener od razu zapytał, czy nie chcę jechać z nimi na dwutygodniowy obóz - zgodziłem się i od tamtego momentu zacząłem systematyczne, intensywne treningi. Początki były trudne, ale mam podejście, że na wszystko potrzeba czasu. Odstawałem od grupy, ale starałem się nadążać. Było ciężko, były odciski, ale uodporniałem się. Na wózku jeździłem już wcześniej 3 lata, potrafiłem przejechać 5 kilometrów na rehabilitację, więc to miałem opanowane. Musiałem się przestawić, zrozumieć grę, zresztą cały czas się jej uczę.

Reprezentacja Polski? Nigdy się tego nie spodziewałem. Pamiętam historię, jak na jednym z moich pierwszych obozów poznałem pana, który był wówczas na olimpiadzie, było to chyba w Atlancie. Pomyślałem: "O kurczę, jak to możliwe? Jak mu się to udało?". Niedługo po tym, przekonałem się, że wystarczy tylko chcieć i nie ma rzeczy niemożliwych. Wszystko jest w głowie.

Na początku nie stawiałem sobie żadnych celów. Robiłem i nadal robię to dla przyjemności, zawsze na treningach dając z siebie 100%. W 2011 roku, pierwszy raz zostałem powołany do szerokiej kadry Polski, następnie po kilku zgrupowaniach, do kadry głównej, pierwszy raz biorąc udział w mistrzostwach Europy w Izraelu. Rok później zakwalifikowaliśmy się do paraolimpiady w Londynie.

Teraz, oprócz tego, że od 2014 roku jestem zawodnikiem Klubu KSS Mustang Konin, w 2016 roku rozpocząłem pracę jako instruktor osób niepełnosprawnych w Fundacji imienia Doktora Piotra Janaszka "Podaj dalej". Jako osoba niepełnosprawna, pomagam innym - uczę niepełnosprawnych życia na wózku, zaczynając od najprostszych czynności: od tego jak się na nim poruszać, jeździć po krawężnikach, jak to wszystko w ogóle zaakceptować. Często powtarzam, że trzeba zaczynać od najmniejszych czynności. Z czasem to zauważają, widzą jaki robią postęp od czasu, kiedy do nas trafili.

Pracuję z różnymi osobami, mamy też dzieci, bo w Koninie jest nawet sekcja koszykówki na wózkach dla najmłodszych, poza tym działamy na zasadzie aktywnej rehabilitacji - jeden chłopiec przyjeżdża do nas od trzeciego roku życia. Teraz ma 12 lat, nie czuje się inny. Najgorzej jest z dziećmi, z którymi są rodzice. Oczywiście, chcą im pomóc, ale nieraz ta pomoc jest wyręczaniem. Często nie mają swobody, pomaga się przy podstawowych czynnościach "bo będzie szybciej", ale to duży błąd. Jeśli jest dobre podejście, to będą efekty. To są zdrowe dzieci, tyko poruszają się inaczej - łapią wszystko szybko. Każdy ma swoje podejście do życia i to kwestia indywidualna, tak samo jest z dorosłymi. Jeśli ktoś jest zaradny, to ułoży sobie bez problemu życie na wózku. Tak jest również w życiu - podsumował Piotr Darnikowski, zawodnik z punktacją 1,5.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×