Goście mieli mecz dwukrotnie w swoich rękach. W końcówce czwartej kwarty Keanu Pinder trafił, jednak minimalnie po czasie. W dogrywce najpierw dwa ważne rzuty przestrzelił Michał Michalak, potem na zwycięstwo nie trafił Filip Matczak.
- Oddałem rzut po koźle, z półdystansu. Ćwiczę go na co dzień i myślę, że to moja mocna strona. Zrobiłem sobie miejsce do rzutu, wydaje mi się, że był on dobry, otwarty. Nie trafiłem go i biorę to na klatę - komentuje rzucający Legii.
Zobacz także. EBL. GTK Gliwice przegoniło demony, pokonało po dogrywce Legię Warszawa!
Matczak generalnie rozegrał jeden z najlepszych meczów w sezonie. Zaliczył 24 punkty (m.in. 3/3 z dystansu) i 9 asyst. Do pełni szczęścia zabrakło mu jednak game winnera.
ZOBACZ WIDEO Stacja Tokio. Anna Kiełbasińska: Wykoleiłam się na ostatniej prostej
- Bardzo mi szkoda, że nie pociągnąłem tego rzutu tak, jak powinienem i nie zdobyłem punktów. Pozostaje mi tylko pójść na salę i ćwiczyć takie rzuty, aby przy kolejnej takiej sytuacji trafić - dodaje.
W końcówce czwartej kwarty leworęczny rzucający również miał szansę zostać bohaterem, ale jego penetracja również wtedy nie zakończyła się punktami. - W tych decydujących akcjach chyba też zabrakło nam trochę szczęścia - zastanawia się Matczak.
Dla Legii była to kolejna porażka w dramatycznych okolicznościach. - Tych spotkań przegranych w końcówkach jednym, dwoma punktami mieliśmy tyle, że nie wystarczy już palców jednej dłoni, aby je zliczyć. Gdzieś to na pewno siedzi w głowie, ale musimy gdzieś szukać tego przełamania - zakończył leworęczny rzucający Legii.
Zobacz także. EBL. HydroTruck dzielnie walczy z rywalami i przeciwnościami losu. "Z Arką miało nie zagrać dwóch kluczowych zawodników"