Śmigłowiec Sikorsky 76-B, którym podróżował Kobe Bryant, nie miał rekomendowanego systemu ostrzegania przed zbyt małą odległością od ziemi - informuje ESPN.
Maszyna ze słynnym koszykarzem na pokładzie rozbiła się w niedzielę rano niedaleko miejscowości Calabasas, około 65 kilometrów od Los Angeles. Według dotychczasowych ustaleń, śmigłowiec nagle zaczął opadać (co trwało prawie minutę) i rozbił się o wzgórze.
Dziewięć obecnych na pokładzie osób, pilot i ośmioro pasażerów, w tym Bryant i jego 13-letnia córka, zginęło na miejscu.
Trwa badanie miejsca katastrofy, prowadzone są też dwa oddzielne śledztwa. Jedno z nich przez Narodową Radę Bezpieczeństwa Transportu (NTSB), drugie przez Federalną Administracja Lotnictwa (FAA). Ustalenie przyczyny katastrofy może zająć ponad rok, jednak wstępny raport NTSB powinien zostać opublikowany w ciągu kilku dni.
Niektóre ustalenia śledczych już teraz są podawane w amerykańskich mediach. - Śmigłowiec opadał dość gwałtownie i szybko, zmniejszył wysokość o 2000 stóp ciągu minuty. Wiemy zatem, że uderzył w ziemię z dużą siłą. Tuż przed uderzeniem nie był uszkodzony - powiedziała Jennifer Homendy z NTSB.
Homendy zdradziła też, że pilotowi śmigłowca Arze Zobayanowi zabrakło zaledwie 20-30 stóp (6-9 metrów), by ominąć wzgórze, o które się rozbił.
Inne ważne ustalenie, o którym powiedziała Homendy dotyczy rekomendowanego przez NTSB systemu ostrzegania GPS, który uruchamia się w przypadku ryzyka zderzenia z przeszkodą. Sikorsky S-76B pilotowany przez Zobayana takiego systemu nie miał.
Agencja wprowadziła taką rekomendację w 2004 roku, gdy Sikorsky S-76A z dziesięcioma osobami na pokładzie rozbił się w Zatoce Meksykańskiej, niedaleko miasta Galveston. Wówczas wspomniany system w porę ostrzegłby pilotów i pozwolił im uniknąć uderzenia w powierzchni wody.
O braku systemu ostrzegawczego w maszynie Bryanta powiedział też Kurt Deetz, który był pilotem koszykarza przed Zobayanem i odbył z nim wiele lotów Sikorskym S-76B. Śledczy NTSB Bill English stwierdził, że trwają poszukiwania stosownych dokumentów w sprawie, jednak "nie wygląda na to, żeby była to część scenariusza".
Czytaj także:
Helikopter miał ominąć warstwę chmur. Ostatnie słowa pilota tuż przed katastrofą (wideo)
"Lecieli okropnie nisko". Świadek wypadku opowiedział o katastrofie helikoptera Kobego Bryanta
Nie wiadomo, czy system GPS pozwoliłby uniknąć niedzielnej katastrofy. Jedną z jej głównych przyczyn była prawdopodobnie zła pogoda - gęsta mgła, a w efekcie bardzo słaba widoczność. Warunki panujące wówczas w powietrzu były "poniżej minimalnych", co oznacza widoczność mniejszą niż 3 mile i podstawę chmur niższą niż 1000 stóp. Z powodu pogody uziemiono śmigłowce policji Los Angeles, które mogą latać przy 2 milach widoczności i podstawie chmur na wysokości 800 stóp.
Zobayan miał jednak specjalne zezwolenie VFR, które pozwala wystartować w warunkach gorszych od "minimalnych". Wydaje się je zwykle wtedy, gdy pilot udaje się w kierunku lepszych warunków pogodowych.
Kurt Deetz wyklucza, by to Bryant naciskał na start w złej pogodzie. - Nigdy nie wywierał presji na żadnym pilocie, by ten gdzieś poleciał - nigdy, nigdy. Rozumiał, czym jest profesjonalizm. Miał podejście: rób swoje, ufam ci - powiedział były pilot pięciokrotnego mistrza NBA.
50-letni Zobayan był bardzo doświadczonym pilotem o nieposzlakowanej opinii. Za sterami Sikorsky'ego S-76B wylatał 1250 godzin.
ZOBACZ WIDEO Michał Pol wspomina spotkania z Kobem Bryantem. "Szanował Polaków, uwielbiał AC Milan"