Koronawirus. Japonia: Chcieli pokazać światu, że jest bezpiecznie. "Bardziej martwią się pieniędzmi"

Japończycy długo przekonywali, że koronawirus nie przeszkadza w organizacji igrzysk, a sytuacja jest opanowana. Koszykarze z tamtejszej ligi na własnej skórze przekonali się, że priorytetem nie było ich bezpieczeństwo, ale pieniądze.

Krzysztof Gieszczyk
Krzysztof Gieszczyk
Kilka spotkań japońskiej ligi koszykówki rozegrano przy pustych trybunach Getty Images / Carl Court / Kilka spotkań japońskiej ligi koszykówki rozegrano przy pustych trybunach
Naukowcy i lekarze wciąż nie są w stanie określić, jak długo potrwa pandemia koronawirusa. W Chinach, gdzie pierwsze objawy pojawiły się pod koniec roku, epidemia powoli wygasa, jednak daleko do normalności. Wobec tragedii osób dotkniętych chorobą i wielu ofiar bledną informacje o wstrzymaniu wszelkich rozgrywek sportowych czy odwołaniu igrzysk olimpijskich w Tokio.

Ta ostatnia decyzja długo była torpedowana przez rząd japoński. Premier Shinzo Abe jeszcze w drugiej połowie marca przekonywał, że impreza odbędzie się zgodnie z planem i rozpocznie się na początku czerwca. Dziś już wiemy, że tak nie będzie, a igrzyska zostały przełożone na 2021 rok (więcej TUTAJ).

Chaos

Po rozgrywkach koszykarzy, grających w zamkniętych halach, widać, jak daleko było i jest do "normalizacji" w sporcie. Najpierw wszyscy spoglądali na to, co zrobią Chińczycy. Liga koszykarska jest tam - za sprawą byłego zawodnika Houston Rockets, Yao Minga - bardzo popularna. Chińczycy odwołali zupełnie rozgrywki, choć trzykrotnie przekładali powrót na parkiety. Tak samo stało się w Korei Południowej.

ZOBACZ WIDEO: Robert Korzeniowski chwali przełożenie igrzysk. "Decyzja podjęta w trybie pokoju olimpijskiego"

Kibice w Azji czekali na decyzję Japończyków. W Kraju Kwitnącej Wiśni najpierw próbowano grać bez kibiców, potem odwołano mecze, następnie w połowie marca rozgrywki wznowiono, ponownie bez kibiców. "Nie da się niczego dokonać w tym chaosie. Nie można rozgrywać spotkań spokojnie, kiedy wiadomo, że zawodnicy mają kontakt z potem czy śliną innego koszykarza" - napisali dziennikarze "Japan Times".

Japończycy długo nie chcieli się poddawać, jednak ostatnia próba wypadła fatalnie. Spotkanie Levanga Hokkaido i Kawasaki Brave Thunders, jak donosiła gazeta "Japan Times", zostało odwołanie, ponieważ trzech koszykarzy miało gorączkę. Inne starcie zostało przełożone, ponieważ trzech zawodników zespołu Shiga Lakestars obawiało się wirusa wśród przeciwników. W kolejnym - sędzia stolikowy miał podwyższoną temperaturę, a spotkanie Tokio Excellence kontra Fighting Eagles Nagoja zostało opóźnione o 1,5 godziny, gdy u członka ekipy telewizyjnej pojawiła się gorączka.

Presja przez igrzyska

Koszykarze w Japonii niechętnie wypowiadali się na temat sytuacji na parkiecie. Takich obiekcji nie miał Amerykanin Jeff Ayres, mistrz NBA z San Antonio Spurs z 2014 roku. - Bardziej martwią się pieniędzmi, sytuacją finansową zespołów i ligi niż bezpieczeństwem zawodników - powiedział skrzydłowy zespołu Shiga Lakestars w rozmowie z ESPN.

Kibice mogli przekonać się, że tak samo sytuacja wyglądałaby podczas igrzysk. - To było lekkomyślne zachowanie. Wracam do USA. Od mojego klubu dowiedziałem się, że jestem winny zerwania umowy, ale nie mam zamiaru ryzykować. Myślę, że presja związana z organizacją igrzysk miała coś wspólnego z takim nastawieniem działaczy - powiedział Ayres. Koszykarz dodał, że Japończycy koniecznie chcieli pokazać, że sytuacja jest opanowana, aby ponownie ruszyła turystyka. Powrót koszykarzy do gry miał być sygnałem, że wirus nie jest już zagrożeniem. - Wyszło inaczej. Skąd mamy wiedzieć, kto jest zarażony i gdzie? - pytał były zawodnik San Antonio Spurs.

Gospodarze zapowiadali, że mecze ruszą ponownie w kwietniu, ale nic z tego nie wyszło. Już wiadomo, że sezon nie zostanie dokończony, a rozgrywki japońskiej ligi anulowano. - Sami, jako przedstawiciele drużyn, nie mieliśmy na tyle odwagi, aby powiedzieć zawodnikom: grajcie bez względu na wszystko. Czekaliśmy, aż decyzje podejmą władze ligi - powiedział Atsushi Ono, trener Chiba Jets. "To nie jest czas na myślenie o sporcie. Narażamy koszykarzy i ich rodziny. Lepszym przykładem byłoby pokazanie, jak wszyscy angażujemy się w pomoc dla szpitali, które walczą z koronawirusem" - czytamy na japantimes.co.jp.

CZYTAJ TAKŻE Koronawirus. Piłka ręczna. Na Białorusi sezon trwa w najlepsze. Rutenka: "Grają, żeby ludzie mieli co oglądać?"

Amerykański koszykarz Nick Mayo z zespołu Chiba Jets dla centralmaine.com: - Czułem się dziwnie, kiedy graliśmy w pustej hali. Odwołanie spotkań nie było początkowo pewne, ale kiedy wirus zaczął się panoszyć, coś musiało się zmienić. Siedzę w domu, gram z kolegami z USA w gry w sieci i wychodzę tylko po zakupy. Początkowo widziałem puste półki, ale powoli wszystko wraca do normy - mówił w połowie marca. - Liga nie robi nic, żeby zapobiec chorobie - tłumaczył Jeff Ayres. - Mój zespół nie stosował jakichkolwiek zalecanych środków, żeby zapobiec rozprzestrzenianiu epidemii.

Środkowy Kawasaki Brave Thunders, Nick Fazekas: - Mam w domu 2-letniego syna i pięciomiesięczna córkę. Stresowałem się za każdym razem, kiedy wracałem po meczu. Kiedy w ostatniej chwili odwołano spotkanie, wszyscy się zastanawialiśmy, czy ktoś z nas jest zarażony.

W całej Japonii odnotowano od początku epidemii ok. 1800 zarażeń na koronawirusa, zmarło 57 osób.

CZYTAJ TAKŻE Koronawirus. Mark Cuban mniej optymistyczny ws. powrotu NBA. "Nie możemy podejmować ryzyka"

CZYTAJ TAKŻE Bundesliga. Kolejny klub wrócił do treningów! Mimo że koronawirus szaleje

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×