Koszykówka. Z USA do Legii Warszawa. Jakub Nizioł: Idę dobrą drogą

Jakub Artych
Jakub Artych
Kontuzja, jakiej doznał pan pod koniec okresu przygotowawczego miała wpływ na dyspozycję na początku rozgrywek?

Jestem przekonany, że miała. Pamiętam swój pierwszy mecz po powrocie do zdrowia w Zielonej Górze, gdzie przegraliśmy różnicą 40 punktów. Sam zagrałem wówczas 20 minut, miałem 0/6 z gry i to nie był debiut, jaki sobie wymarzyłem. Bycie poza treningami i rotacją przez półtora miesiąca, to bez wątpienia wybija zawodnika z rytmu. Później do tego rytmu trzeba wrócić. Wydaje mi się, że po tej pauzie, miałem kilka meczów słabszych, ale w miarę powrotu do formy, mecze wyglądały już dużo lepiej w moim wykonaniu.

Przez pierwszy miesiąc grywał pan po 20 minut w meczu. Dopiero od spotkania w Stargardzie ze Spójnią, pana średnia minut zaczęła spadać. Czym to było spowodowane?

Przed meczem w Stargardzie nie spodziewałem się takiego obrotu spraw. To jest sport, taka była decyzja trenera, a ja musiałem się z nią pogodzić. Dalej pracowałem na treningach, tak jak czyniłem to też wcześniej, czyli ciężko. Zasuwałem na swoje minuty, nie opuszczałem głowy i po pewnym czasie "minuty" dla mnie wróciły. Po trzech-czterech spotkaniach, w których grałem wyraźnie mniej, w Lublinie znów dostałem szansę, i wydaje mi się, że zagrałem fajny mecz. Wtedy też, lekki kryzys w środku sezonu został zażegnany.

A poziom Energa Basket Ligi - czy był taki, jakiego się pan spodziewał? Wcześniej nie miał pan okazji grać w najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce.

Było to, czego się spodziewałem, jeśli chodzi o poziom naszej ligi. Zawodnicy są na wysokim poziomie. Na pewno jest to bardziej fizyczna liga od ligi akademickiej w USA. To była największa różnica. Musiałem dopasować się do takiej gry, ale zupełnie mnie to nie zaskoczyło. Tego się właśnie spodziewałem. Teraz będę ciężko pracował, aby kolejny sezon był jeszcze lepszy.

Ominęła pana Liga Mistrzów, grał pan za to w FIBA Europe Cup. Występy w europejskich pucharach i duża częstotliwość spotkań i wyjazdów, miała wpływ na słabsze wyniki Legii w EBL?

W lidze szło nam topornie, ale wydaje mi się, że nie do końca była to wina udziału w europejskich pucharach. Może i w pucharach nie szło nam jakoś super, ale przegrywaliśmy te spotkania różnicą jednego, dwóch punktów. Później namnożyła się seria porażek ligowych, i wydaje mi się, że straciliśmy kontrolę nad tym co się dzieje. Granie dwóch meczów w tygodniu nie wydaje mi się problemem. Sam miałem z tym styczność już w NCAA, gdzie gra się właśnie dwa mecze w tygodniu. Brakuje w takim rytmie czasu na analizę, czy mocniejszy trening pomiędzy meczami. Nie ma takiego komfortu na przygotowanie i analizę, kiedy gra się raz w tygodniu.

Był pan bardzo blisko wygranej w konkursie wsadów podczas Pucharu Polski. Ma pan żal do jury, a właściwie do jednej osoby, za forowanie obcokrajowców i niejako odebranie pana wygranej?

Konkurs wsadów dla mnie, to był bardzo fajny weekend, połączony z Suzuki Pucharem Polski, który miał miejsce w Warszawie. Konkurs wsadów to coś, co się ćwiczyło od małego, można pokazać na co cię stać. Sam udział w nim był dla mnie dużym wyróżnieniem. Była świetna atmosfera, wszyscy dobrze się bawili. Co do werdyktu... Mam nadzieję, że w przyszłym roku również dostanę zaproszenie i pokażę na co mnie stać - że jestem w stanie ten konkurs wygrać. Wiem, że były różne komentarze po samym konkursie, ale zająłem w nim drugie miejsce i taka jest rzeczywistość. Trzeba się z tym pogodzić.

Długo przygotowywał się pan do samego konkursu?

Tak naprawdę to przygotowywałem się na dzień - półtora przed. Zadzwoniłem do taty, czy miałby ochotę wziąć ze mną udział. Rozmawiałem też z Sebastianem Kowalczykiem, poprosiłem go o pomoc w dwóch wsadach, przećwiczyliśmy je na dzień przed konkursem i można powiedzieć, że było tu dużo spontaniczności.

Wśród jury konkursu wsadów był Wojciech Kamiński, który pana zagrania ocenił bardzo wysoko. Po tym jak został trenerem Legii, mieliście okazję rozmawiać na temat tego konkursu?

Nie było takiego tematu. Trener przyszedł do klubu z jednym zadaniem i tym zadaniem było utrzymanie Legii w ekstraklasie. Na tym skupialiśmy się. Wydaje mi się, że od kiedy trener przyszedł, drużyna zrobiła fajny postęp. Udało nam się wygrać ważny mecz z Dąbrową, który mógł być kluczem do utrzymania. Niestety nie dowiemy się już, jak potoczyłyby się dalsze losy tego sezonu, bo ten nie zostanie dokończony, ale od kiedy trener Kamiński przyszedł do Legii, zdążył zrobić naprawdę fajną robotę.

Zobacz także: Marcin Gortat: Życie w USA stanęło. Ludzie tracą pracę, lokale bankrutują

Zobacz także: Cezary Trybański o sytuacji w Polsce i USA. "Po włączeniu telefonu na lotnisku byłem zaskoczony"

Czy Jakub Nizioł zagra w przyszłości w dorosłej reprezentacji Polski?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×