Jarosław Galewski, WP SportoweFakty: Poza USA najdłużej grał pan w Polsce. Spędził pan u nas pięć sezonów w czterech różnych klubach. Coś zapamiętał pan szczególnie?
[b][tag=5839]
Patrick Okafor[/tag], środkowy, były zawodnik polskich klubów:[/b] Wszystko się zgadza. Grałem dla Polpharmy Starogard Gdański, Anwilu Włocławek, Stali Ostrów i PBG Basket Poznań. Można powiedzieć, że w Polsce szybko się zakochałem. W każdym z tych miejsc czułem się znakomicie, więc o każdym mógłbym powiedzieć wiele dobrego. Jeśli miałbym jednak jakiś moment wyróżnić, to byłby to mój drugi sezon w Polpharmie.
Dlaczego?
Pod względem sportowym był zdecydowanie najbardziej udany. Zdobyliśmy wtedy przecież brązowy medal. Znakomicie się ze sobą rozumieliśmy. To była naprawdę zgrana drużyna. Tworzyliśmy wyjątkową grupę.
Były także gorsze momenty. Kibice w Polsce na pewno pamiętają pana kłótnie z trenerami - Andrzejem Kowalczykiem i Miliją Bogiceviciem. Było ostro, a w mediach nie gryzł się pan w język.
Rzeczywiście, tak było. Ostatnio doszedłem jednak do wniosku, że gdybym mógł cofnąć czas i wrócić do Polski, to zmieniłbym tylko jedną rzecz.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Mistrz olimpijski jest strażakiem. Zbigniew Bródka opowiedział o pracy w czasach zarazy
Jaką?
To byłaby właśnie ta krytyka względem trenerów. Padło wtedy za dużo słów. W przypadku trenera Bogicevicia moja frustracja była spowodowana przede wszystkim kontuzją i tym, że nie mogłem się odnaleźć. Nie byłem takim samym zawodnikiem jak sezon wcześniej. W tym czasie moja uwaga nie była też w stu procentach skoncentrowana na tym, co działo się na boisku. To na pewno mi nie pomagało. Myślę, że nie doceniłem kontuzji, z którą się wtedy zmagałem i wróciłem do gry zbyt szybko.
Na temat trenera Andrzeja Kowalczyka wypowiadał się pan jednak zdecydowanie ostrzej.
Wiem, że odszedł i nie ma go już wśród nas. Niech spoczywa w pokoju. Dowiedziałem się o jego śmierci, gdy byłem już w USA i powiem szczerze, że nie było mi z tym lekko. Wypełnił mnie wielki smutek. Nasza historia była wtedy bardziej złożona. Nie chodziło o to, że przeszkadzał mi styl jego pracy. Problem polegał na tym, jak klub traktował wtedy zawodników. To mi się nie podobało.
A co dzieje się z panem teraz? Gdzie i jak pan żyje?
Mieszkam w Manvel w stanie Teksas. To małe miasto w okolicach Houston. Obecnie jestem urzędnikiem sądowym. Zajmuję się sprawami nieletnich. Mam do czynienia z rodzicami dzieci, które złamały prawo. Poza tym ożeniłem się i mam trzech synów. Kocham moją rodzinę nad życie. Kiedy nie pracuję, to poświęcam im każdą wolną chwilę. Dzieciaki są jeszcze małe, więc potrzebują wiele uwagi, ale dbamy z żoną o to, żeby im jej nie brakowało.
W USA szaleje koronawirus. Jaka jest sytuacja tam, gdzie pan żyje?
Nie wiem, jak to oceniać, więc może podam statystyki? W moich okolicach zarażonych zostało około 300 osób. Dokładnej liczby zgonów nie znam, ale nie było ich więcej niż 10. Pocieszające jest to, że ostatnio nikt nie zmarł.
Najgorzej jest w Nowym Jorku. Tam liczby są przerażające...
Zdecydowanie. Tam problem jest największy. Można to jednak bardzo łatwo wyjaśnić.
Jak?
Obiektywnymi czynnikami. Bardzo wiele osób żyje na bardzo małym obszarze i korzysta na potęgę z wszystkich możliwych środków transportu publicznego. To idealne okoliczności do rozprzestrzeniania się choroby. Nie wiem, jak dokładnie wyglądają liczby w Nowym Jorku. Zatrzymałem się na 11 tysiącach zgonów.
Jest ich już ponad 12 tysięcy. Ma pan znajomych lub rodzinę w Nowym Jorku?
Nie, i dlatego nic więcej nie powiem. W Teksasie, gdzie żyję, sytuacja jest jednak znacznie lepsza, a to tylko potwierdza moją teorię. Nowy Jork ma problem ze względu na koncentrację wielkiej liczby mieszkańców na stosunkowo niewielkim obszarze. Poza tym to oblegane miejsce. Turyści często wybierają ten kierunek. U nas tego problemu nie ma.
W kraju cały czas się gotuje. Oliwy do ognia często dolewa prezydent Donald Trump, który ostatnio ogłosił, że nie będzie dłużej finansować WHO. Co pan o tym sądzi?
Sądzę, że prezydent Trump podjął właściwą decyzję. W stu procentach go popieram.
Dlaczego?
Dalsze wydawanie pieniędzy na WHO mijało się z celem. Oni zawalili temat. Nie wykonali w sposób właściwy swojego zadania już na etapie badania wirusa w Chinach. Później tylko powtarzali kłamstwa, które kolportował chiński rząd. Trump podjął zatem dobrą decyzję.
Jak wygląda teraz życie w Teksasie?
Świat się zatrzymał. Wszystko jest zamknięte, ale plusem jest to, że małe firmy powoli wracają do życia. To dobra wiadomość. Nastroje w kraju są jednak różne. Część ludzi się obawia i chce nadal pozostać w izolacji. Inni chcieliby żyć jak wcześniej, czyli normalnie.
Pan pracuje?
Moja praca zaliczana jest do grupy tych ważnych, więc tak. Muszę do niej iść trzy razy w tygodniu lub w razie nagłego przypadku w mojej okolicy. Tak to działa.
W USA przypadków koronawirusa jest najwięcej. W Polsce mówi się, że jesteście największym ogniskiem pandemii.
Media mają dar koloryzowania faktów. Zapewniam, że wcale nie jest tak źle, jak się pisze i mówi na całym świecie. Jasne, że mamy miejsca, w których problem jest większy niż w innych. Jest jednak całe mnóstwo stanów, gdzie nie ma powodu do paniki, bo sytuacja jest dobra. Poza tym trzeba pamiętać, że USA to ogromne państwo. W całej tej dyskusji ważne jest zachowanie skali.
A jaki jest pomysł na powrót do normalności? Jest jakiś plan?
Te plany nie są precyzyjne. Jest dużo spekulacji. Co rusz mówi się o otwarciu niektórych stanów i gonitwie za szczepionką lub choćby lekiem, który zadziała i pomoże chorym. I tak w kółko.
Zaczęliśmy koszykówką, to może i nią zakończymy. Co z sezonem w NBA? Słyszał pan pomysły, żeby dograć go w Las Vegas lub na Wyspach Bahama?
Sam jestem tego ciekaw i powiem szczerze, że nie mam pojęcia, co zrobią władze NBA. Osobiście nie widzę szans, że rozgrywki ruszą wcześniej niż w lipcu. No i mecze na pewno będą odbywać się bez udziału kibiców. Tego jestem pewny.