Dokończenie sezonu w NBA było ogromnym przedsięwzięciem. Przerwa związana z pandemią COVID zrujnowała bowiem cały kalendarz. Liga zakończyła się w październiku, a właśnie w tym miesiącu powinien rozpocząć się nowy sezon.
NBA chce przyśpieszyć i skrócić urlopy zawodnikom. Co to oznacza? Według informacji Adriana Wojnarowskiego z "ESPN", jest szansa, że NBA wróci już 22 grudnia tego roku. Sezon 2020/21 miałby być skrócony do 72 meczów. Sami zawodnicy woleliby rozpocząć zmagania dopiero w połowie stycznia i mieć dłuższy czas na odpoczynek.
Gdyby sezon rozpoczął się już w grudniu, to trudno przypuszczać, że w halach pojawiliby się kibice. Pandemia koronawirusa najmocniej odcisnęła swoje piętno właśnie w Stanach Zjednoczonych. Łącznie COVID-19 zaraziło się 9 milionów ludzi, a zmarło 225 tysięcy osób.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Nowa rola Anity Włodarczyk
Jeśli czarny scenariusz się ziści, to liga może być zmuszona do zamrożenia nawet 40 procent rocznych zarobków wszystkich graczy.
Wyjaśnijmy, że według przepisów NBA, depozyt to kwota pieniędzy potrącona graczom w przypadku, gdy liga nie spełni prognoz przychodów. Zwykle odzyskują te pieniądze, ale w związku z pandemią koronawirusa, jest mało prawdopodobne, że stanie się to w tym sezonie.
Obniżka pensji w NBA na przykładach trzech zawodników:
Najlepiej skalę obniżek pensji widać na trzech przykładach. Lider Golden State Warriors Stephen Curry w przyszłym sezonie zarobić ma 43 miliony dolarów. Jeśli obniżka pensji będzie wynosić 40 procent, jego dochody spadną do 25 mln euro. Gdy weźmiemy jednak pod uwagę pensję "najbiedniejszych" graczy, sytuacja nie jest tak kolorowa.
Carsen Edwars, koszykarz Boston Celtics, w normalnych okolicznościach powinien zarobić 1,5 mln dolarów. Po obniżce, jego pensje może spaść do 900 tysięcy dolarów za sezon.
Zobacz także: Życie brutalnie zweryfikowało plany i obietnice. Nokaut za nokautem i wielki chaos w Enerdze
Zobacz także: Znany Mike D'Antoni w sztabie Steve'a Nasha