King po kapitalnym finiszu pokonał w czwartek Śląsk 79:65. Smak zwycięstwa nad tym klubem zawsze jest wyjątkowy dla Dominika Wilczka - ten trzy lata temu zamienił Wrocław na Szczecin.
Wokół tego transferu było głośno. Śląsk nie chciał go puścić, a zawodnik musiał zapłacić za transfer niemałą kwotę. Na tym się nie skończyło. Z klubem pożegnać musiał się jego tata, który był tam trenerem, a brat zmienić otoczenie.
- To nie jest tajemnica, że się nie lubimy. Były sytuacje wcześniej związane z moją rodziną, które wpłynęły na to - przyznał 21-letni zawodnik w rozmowie z klubową telewizją.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: strzał, rykoszet i... przepiękny gol. Ale miał farta!
Wilczek miał swój duży wkład w pokonanie Śląska, a wpływ na to miało zachowanie asystenta wrocławskiego zespołu Marcina Grygowicza. - Zachowanie asystenta, który zamiast podać piłkę rzuca mi ją w stopę. Śmieciowe zagranie, nie lubię takich ludzi - powiedział wprost.
- Niegodne zachowanie i fajnie, że udało pokazać się sportową złość na boisku i w sportowy sposób utrzeć im nosa. Mam wrażenie, że tam pracują ludzie, którzy czują się za pewnie. Czują się lepsi od innych, a nie zawsze tak jest - kontynuował.
Od tego zajścia w Wilczka wstąpiła nowa siła. - Troszkę mnie to nakręciło - przyznał. To on rozpoczął pogoń Kinga trafiając z dystansu i zaczynając serię 19:0! Łącznie w całym meczu zdobył 13 "oczek", trafiając czterokrotnie z dystansu. To on trafieniem zza łuku ustalił końcowy wynik.
- Do momentu spięcia z asystentem nie czułem żadnej energii, to był punkt zwrotny żeby coś pokazać, coś udowodnić. Fajnie, że to przełożyło się też na zespół - zakończył Wilczek.
Zobacz także:
Po wielkich hitach pozostały tylko wspomnienia. Teraz szykuje solidny łomot zamiast wielkich emocji
VBW Arka potwierdzi dominację? Czas na wielki sprawdzian i próbę nerwów