Marcin Stefański: Chodziłem wkurzony. Nam mówi o przyszłości w Treflu

PAP / Tytus Żmijewski / Na zdjęciu: Marcin Stefański
PAP / Tytus Żmijewski / Na zdjęciu: Marcin Stefański

Po serii ze Śląskiem byłem zły, ale generalnie ten sezon oceniam na plus. Zrealizowaliśmy podstawowy cel z nawiązką - mówi Marcin Stefański. Czy dalej będzie trenerem Trefla Sopot?

[b]

Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Czy Marcin Stefański wie, co zrobił źle, że Trefl Sopot nie awansował do strefy medalowej? Jak pan z perspektywy czasu podchodzi do serii ze Śląskiem Wrocław?
[/b]
Marcin Stefański, trener Trefla Sopot w sezonie 2020/2021: Nie ukrywam, że długo chodziłem wkurzony po porażce ze Śląskiem. Wraz ze sztabem szkoleniowym bardzo dokładnie przeanalizowaliśmy tę serię, wyciągnęliśmy wnioski, by w przyszłości nie popełniać tych samych błędów. Na pewno zabrakło nam doświadczenia, skuteczności, dobrych decyzji, energii w dwóch pierwszych meczach i... trochę szczęścia.

Jednak z perspektywy czasu mogę śmiało powiedzieć, że jestem zadowolony, bo udało się zrealizować podstawowy cel i to z nawiązką. Ten sezon dla Trefla jest moim zdaniem na plus, ale wiadomo, że apetyt rośnie w miarę jedzenia, zwłaszcza, że w sezonie zasadniczym dwukrotnie pokonaliśmy Śląsk Wrocław i z dużymi nadziejami przystępowaliśmy do serii ćwierćfinałowej.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: LeBron James z Legii Warszawa

Usłyszałem, że mocno się panu dostało za słowa wypowiedziane po serii ze Śląskiem, które teraz pan powtórzył, czyli: "jestem zadowolony z tego sezonu". Tak było?

To może zacznę od początku. Sezon rozpoczęliśmy mając budżet mniejszy o 25 procent, a naszym głównym celem była gra w fazie play-off. Zrobiliśmy to i - powtórzę - z nawiązką, bo zajęliśmy piąte miejsce. Z tego powodu jestem szczęśliwy, bo po wielu latach jako klub wróciliśmy do play-off. Wiadomo jednak, że z gry w ćwierćfinale nie jestem zadowolony. Jest niesmak, co oczywiste. Ale nie chcę też oceniać tego sezonu tylko pod kątem play-off, bo to byłoby trochę niesprawiedliwe.

Panu się mocno oberwało za fazę play-off, ale lawina krytyki spadła pod adresem Nikoli Radicevicia, serbskiego rozgrywającego, który dołączył do Trefla pod koniec sezonu zasadniczego. Pan obdarzył go sporym zaufaniem, brał na siebie dużo akcji w serii ze Śląskiem. Nie za dużo?

Zacząłbym od tego, że Nikola Radicević bardzo nam pomógł w końcówce sezonu zasadniczego, był ważnym ogniwem zespołu w meczach ze Startem, Polskim Cukrem czy MKS-em. Nie bał się brać na siebie odpowiedzialności w trudnych momentach i to też dzięki niemu zajęliśmy piąte, a nie siódme miejsce. Play-off mu jednak nie wyszły.

Może chciał przełamać się za wszelką cenę, nieco kosztem drużyny?

Wziął kilka trudnych rzutów na siebie, i on też o tym wie, bo to dokładnie analizowaliśmy. Niektóre rzuty były potrzebne, ale też trzeba podkreślić, że były momenty, gdy dostawał piłkę na 2-3 sekundy przed końcem akcji. Trudno, by za każdym razem w takich sytuacjach trafiał. Skuteczność szwankowała, ale nie tylko u niego. Inni też mieli z tym problem, ale co chciałbym podkreślić - nie oceniajmy zawodników, zespołu tylko przez pryzmat play-off. Ogólnie sezon oceniam na plus.

Kilku zawodników mocno poszło do góry - Łukasz i Michał Kolendowie, Dominik Olejniczak. Myślę, że każdy z nich już teraz ma oferty na kolejny sezon. To chyba najlepszy wyznacznik tego, że mają za sobą udany sezon.

Myślę, że każdy z nich, także TJ Haws, zrobił spory postęp, rozwinął umiejętności, zebrał cenne doświadczenie, a my - jako klub - osiągnęliśmy dobry wynik. Nie dziwi mnie fakt, że wspomniani zawodnicy już teraz otrzymują oferty. To wynika nie tylko z ich umiejętności, ale też z tego, że idą do przodu, cały czas się rozwijają.

Jak wyglądała sytuacja z TJ Hawsem, z którym klub pożegnał się przed rozpoczęciem play-off? Czy to Amerykanin wyszedł z taką propozycją?

TJ doznał urazu mięśnia dwugłowego na Pucharze Polski i musiał przejść długą rehabilitację. Na kilka dni przed wyjazdem do Wrocławia zapytałem go, czy jest w stanie nam pomóc w fazie play-off. Odpowiedział mi wprost: "trenerze, nie jest w stanie, uraz dalej mi doskwiera". Rozstaliśmy się w zgodzie.

Czego w tym sezonie - jako trener - nauczył się Marcin Stefański?

Bardzo dużo, bo to tak naprawdę był mój pierwszy sezon, w którym od początku do końca poprowadziłem drużynę. To była cenna lekcja, z której wyciągnąłem mnóstwo wniosków po tych lepszych i mniej udanych meczach. Na pewno niesmak pozostaje, bo można było więcej dokonać, ale też należy zauważyć, że udało nam się odbudować pozycję Trefla w ligowej hierarchii. To mnie bardzo cieszy, bo nie ukrywam, że jestem mocno zżyty z sopocką społecznością i klubem. Zależy mi na jak najlepszych wynikach.

Co dalej? Zostaje pan w klubie na kolejny sezon?

Kończy mi się kontrakt. Odbyliśmy trzy rozmowy, podczas których podsumowaliśmy ostatni sezon, ale też dyskutowaliśmy na temat mojej przyszłości w klubie. Nie ma jeszcze podjętej decyzji.

Pan wyraził chęć dalszego prowadzenia zespołu?

Złożyłem taką deklarację. Dalej chcę być trenerem Trefla Sopot. Wydaje mi się, że przez te trzy lata wykonaliśmy kawał dobrej roboty. Jesteśmy na etapie rozmów, negocjacji, ale trudno powiedzieć, kiedy się skończą.

Czy sytuacja klubu ulegnie poprawie? Słyszę, że Trefl Sopot może dysponować większym budżetem.

Mi trudno to powiedzieć, to pytanie bardziej do prezesa. Wydaje mi się, że jeśli klub chce zrobić krok do przodu, to trzeba zwiększyć budżet, wynagrodzenia dla zawodników, zwłaszcza, że - z tego co słyszę - konkurencja nie śpi. Utrzymanie na poziomie play-off, a może walka o coś więcej - według mnie - wymagałoby podniesienia budżetu.

Europejskie puchary?

Nie ukrywam, że bardzo chciałbym spróbować swoich sił w rozgrywkach europejskich. To byłby znakomity krok w kierunku rozwoju klubu, zawodników, ale też promocji miasta i sponsorów. Wiem, że są podjęte kroki w tym kierunku.

Na koniec pytanie, które poniekąd dotyczy tego, co działo się w finałach PLK. Tam ważną postacią był Denzel Anderson, Szwed, który był o krok od Trefla Sopot. Nie żałuje pan, że nie trafił finalnie do klubu?

To był jeden z naszych pierwszych wyborów. Denzel bardzo nam się podobał z ligi włoskiej, byliśmy o krok od podpisania umowy. Ale zawodnik, który przyjechał z NBA, zerwał ścięgno Achillesa w pierwszym spotkaniu i trener Bulleri, z którym rozmawiałem, powiedział, że nie może zwolnić Andersona. Nic z tego transferu nie wyszło. 3 miesiące później trafił do Ostrowa i widać, że mamy nosa do transferów. Udaje się wyszukać ciekawych zawodników, którzy pokazują się z niezłej strony. Wyróżniłbym m.in. Foullanda, Olejniczaka, Omota czy Andersona.


Zobacz także:
Był ważną częścią rewelacji ligi. Teraz może przebierać w ofertach
Stal była lepsza. Ale to niesmaczne mistrzostwo [KOMENTARZ]
Igor Milicić o dominacji nad Zastalem. Mówi też o pojedynku z Tabakiem
Koszykówka. Prezes Legii Warszawa: 4. miejsce za bardzo małe pieniądze [WYWIAD]

Źródło artykułu: