- Dzień dobry. Z tej strony Paweł Matuszewski, mistrz Polski Energa Basket Ligi w sezonie 2020/2021. Pięknie brzmi, prawda? - tak rozmowę rozpoczął właściciel Arged BMSlam Stali Ostrów Wielkopolski. Po raz pierwszy w historii ostrowianie cieszyli się ze zdobycia złotego medalu. W finałowej serii podopieczni Igora Milicicia pokonali Enea Zastal BC 4:2. MVP finałów został Jakub Garbacz. Z właścicielem Pawłem Matuszewskim rozmawiamy o wielkim świętowaniu, mistrzowskim cygarze, kuluarach zatrudnienia Igora Milicicia i przyszłości, która rysuje się w bardzo jasnych kolorach.
Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Jak smakuje mistrzowskie cygaro?
Paweł Matuszewski, właściciel Arged BMSlam Stali Ostrów Wielkopolski: W życiu paliłem już wiele cygar, ale to było absolutnie wyjątkowe. Niezapomniany smak, to było coś fantastycznego i niesamowitego. Zna pan historię tego cygara?
Nie. Zamieniam się w słuch.
Na wstępie zacznę od tego, że to cygaro otrzymałem od mojego przyjaciela z Kuby. I trzy lata temu, pewnego dnia wieczorem zawinąłem cygaro w papier, który podpisałem: "w ciągu trzech lat je odpakuję, jeśli zdobędę mistrzostwo Polski". Wrzuciłem je do szafki i powiem szczerze, że kompletnie o nim zapomniałem. W grudniu, w okresie świątecznym był doskonały czas na refleksje i zajrzenie do rodzinnego archiwum. Właśnie wtedy znalazłem to cygaro. Gdy je zobaczyłem, od razu zdałem sobie sprawę, że to jest ten ostatni sezon, w którym trzeba zrobić wszystko, by zdobyć wymarzone mistrzostwo i odpalić cygaro. To wszystko opowiedziałem naszym zawodnikom w szatni po jednym z meczów. W taki sposób chciałem ich natchnąć do jeszcze lepszej gry. Jak widać podziałało, udało się. Mistrzostwo Polski stało się faktem. Nie ukrywam, że to cudowne uczucie, każdemu życzę, by mógł tego doświadczyć. Coś niesamowitego móc się budzić każdego dnia i pomyśleć, że rozpoczynam dzień jako mistrz Polski.
ZOBACZ WIDEO: Obawy przed bańką w Lidze Narodów. "Vital Heynen na pewno ma przygotowany plan B"
Zatrudnienie Igora Milicicia to chyba był moment zwrotny dla Stali w tym sezonie? Uważam, że gdyby nie ten trener, trudno byłoby zdobyć mistrzostwo Polski.
Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że to był ten kluczowy moment. Tą decyzją wzmocniliśmy drużynę pod względem trenerskim. Później dokonaliśmy racjonalnych zmian w zespole - odeszli Lindbom, Dymała, Moore i King, a w ich miejsce przyszli zawodnicy - Kell, Ogden i Anderson - którzy dali nową jakość. Co najważniejsze: wszyscy zaczynają wierzyć w system Igora Milicicia. Z dnia na dzień wygląda to coraz lepiej, drużyna robi postępy. Konkludując: wszyscy chyba uwierzyliśmy w to, że złote cygaro Pawła Matuszewskiego zostanie odpalone.
Chyba warto było mocniej sięgnąć do kieszeni i ściągnąć Igora Milicicia do Ostrowa Wielkopolskiego. Jak wyglądały kulisy zatrudnienia 44-letniego szkoleniowca?
Zatrudnienie Igora Milicicia okazało się strzałem w dziesiątkę, ale zanim do tego doszło potrzeba było sporo czasu. Były długie rozmowy, podczas których padały różne argumenty. Za pierwszym razem się nie udało, za drugim też nie, ale ja jestem człowiekiem, który nie lubi się za szybko poddawać. Zawsze walczę do końca, mimo że trener Milicić odrzucił kilka moich naprawdę dobrych ofert.
Teraz mogę już ujawnić, że w grudniu był taki moment, w którym spotkaliśmy się na kolacji z trenerem Dejanem Mihevcem. Dyskutowaliśmy do późnych godzin wieczornych i nie ukrywam, że w klubie mocno rozpatrywaliśmy jego kandydaturę. To była niedziela, a już w poniedziałek mieliśmy podpisywać umowę. Nie byłbym jednak sobą, gdybym nie spróbował po raz kolejny zawalczyć o Igora Milicicia. Wspierany i motywowany przez cały czas walki o Igora przez sponsorów: firmę Arged (właściciele Tomasz Wasiak i Mateusz Krawczyński - dop. red.), przez Krzysztofa Nabzdyka i drugiego z właścicieli Marcina Napierałę w niedzielę w nocy wysłałem mu sms-a. W poniedziałek rano zadzwoniłem, później pisałem wiadomości za pomocą innych komunikatorów. Doprowadziłem do wielu wideokonferencji. Zaczęły wtedy padać konkrety. Trener Igor Milicić zaczął myśleć coraz mocniej o mojej propozycji. Jednocześnie sprawdzał mnie na różne sposoby. Pytał o każdy szczegół związany z klubem. Były też pytania dotyczące wizji rozwoju klubu i o jego przyszłość. Było tego naprawdę sporo.
A w tle Dejan Mihevc...
No właśnie. Minął poniedziałek, a my dalej nie podpisaliśmy umowy. Przeprosiłem go, że potrzebuje jeszcze trochę czasu do namysłu, bo prowadzę rozmowy z innymi kandydatami. Od tej wideokonferencji, ostatniej próby namówienia trenera Milicicia, sytuacja zaczęła się zmieniać, przybierać na sile. Igor przekonał się do mnie, naszej organizacji, zawodników, podobał mu się plan, który przedstawiłem na funkcjonowanie klubu, kwestie budżetowe i transferowe, ale przede wszystkim mój entuzjazm i wiarę w sukces tego projektu. Pamiętam, jak wtedy powiedziałem do Igora: "Czy jeszcze w tym sezonie nie byłoby fajnie dołączyć do naszej Stalówki, po to by pokonać w finale Zastal z wielkim Żanem Tabakiem na czele?" We wtorek napisałem do niego ostateczny mega elaborat, w którym wypisałem mu wszystkie argumenty "za" przyjściem do Ostrowa Wielkopolskiego. Mocno się starałem!
Zresztą później, gdy już podpisaliśmy kontrakt, trener Igor Milicić powiedział mi: "Paweł, napisałeś taki elaborat, że ja to czytałem i czytałem i skończyć nie mogłem". Czytała to także jego żona Barbara i dzieci Igor, Zoran i Teo. Wspólnie przyznali, że to jest ten klub, to jest ten moment, że trzeba spróbować, bo od tego człowieka bije szczerość i autentyczność. Jego rodzina ostatecznie przekonała Igora do podjęcia pracy w Ostrowie Wielkopolskim.
W momencie podpisywania kontraktu z Igorem Miliciciem dużo mówiło się o wielkim budżecie na zmiany w zespole. To prawda, że finalnie dużą część udało się zatrzymać w klubie?
Nie chcę mówić o kwotach, czy budżet był taki, czy inny. To niech zostanie tajemnicą. Na pewno zmiany kadrowe przeprowadzane od grudnia nas kosztowały. Każda zmiana kosztuje i trzeba być tego świadomym. Ale najważniejsze, że pieniądze zostały wydane z głową. I tu muszę przyznać, że trener Milicić jest profesorem w dobieraniu zawodników pod względem jakości do ceny. Robi to naprawdę wyśmienicie. Dlatego w telefonie mam go zapisanego jako "El Profesor".
W drugiej części wywiadu Paweł Matuszewski opowiada o zmianach w składzie, ludziach, którym sporo zawdzięcza, "bańce" w Ostrowie, europejskich pucharach, wrzuceniu kolejnego biegu i Jakubie Garbaczu
[nextpage]Nieprzypadkowo o to pytałem, bo zawodnicy, którzy do was trafili za czasów Igora Milicicia wcale nie przyszli za wielkie pieniądze. Mam na myśli Ogdena, Kella i Andersona. W kuluarach mówi, że każdy z nich kosztował około 5 tys. dolarów miesięcznie. Mało jak na jakość, jaką wnieśli do zespołu!
O kwotach nie chcę mówić, mogę powiedzieć, że wskaźnik jakości do ceny był na świetnym poziomie, dlatego czapki z głów przed trenerem Igorem Miliciciem, który znakomicie wyszukał tych zawodników na rynku. Wiadomo, że łatwiej jest wyszukać graczy z półki finansowej rzędu 15-20 tys. dolarów miesięcznie. Jednakże sztuką jest znaleźć takich zawodników, których zarobki są na nieco niższym poziomie, ale umiejętności wysokie. "El Profesor" zrobił to idealnie.
Kilkakrotnie podkreślał pan, że ten sukces jest efektem pracy wielu osób i to nie tylko na przestrzeni ostatniego sezonu, ale także ostatnich kilku lat. Kogo miał pan na myśli?
Dokładnie tak właśnie jest. Mówiliśmy o trenerze Miliciciu, który stworzył niesamowity zespół. To była wielka przyjemność mieć takich zawodników w drużynie. To samo dotyczy naszego znakomitego sztabu, w którym znajdują się wybitni fachowcy. Doskonałą pracę od kilku lat wykonuje trójka: drugi trener Andrzej Urban, trener przygotowania fizycznego Artur Pacek i nasz fizjoterapeuta Łukasz Witczak. To fachowcy najwyższej klasy, którzy doskonale wiedzą, w jaki sposób optymalnie przygotować drużynę pod względem sportowym, taktycznym, zdrowotnym i mentalnym. Jednakże, dla mnie prywatnie numerem jeden i MVP tego sukcesu jest moja rodzina, która od zawsze wspiera mnie w sporcie, w biznesie, tak naprawdę w każdym sektorze mojego życia. Bez nich byłbym nikim, bez nich nie byłoby żadnego sukcesu w moim życiu. Bardzo im za to wszystko dziękuję i to złoto dedykuję właśnie im.
Koszykówka w Ostrowie Wielkopolskim ma długie tradycje. Miasto i jego mieszkańcy żyją waszymi występami w bardzo mocny sposób. Było to widać np. po zdobyciu mistrzostwa Polski. Śpiewy, tańce, race. Piękne widoki.
Rzeczywiście - mamy wspaniałych kibiców. Dla mnie najlepszych w kraju. To dla nas wielka sprawa i zarazem olbrzymia mobilizacja do ciężkiej pracy. Tak jak pan wspomniał: koszykówka w Ostrowie Wielkopolskim ma ponad 70-letnią tradycję. To jest wielki sukces naszego miasta i jego mieszkańców. To jest mistrzostwo Polski dla Ostrowa Wielkopolskiego. Wspaniałą rzeczą jest to, że posiadamy tak znakomite relacje z władzami miasta na czele z panią prezydent Beatą Klimek, przewodniczącym rady miasta Jarosławem Lisieckim i Bartoszem Ziółkowskim, prezesem grupy kapitałowej Centrum Rozwoju Komunalnego. Mamy wspaniałych sponsorów, na których możemy zawsze liczyć. To wielcy pasjonaci tego sportu. To wszystko powoduje, że praca nad rozwojem naszego klubu jest oczywiście ciężka i mozolna, ale mając takie wsparcie, każdemu z nas pracuje się z przyjemnością. Dzięki tym osobom i instytucjom nie ma dla nas rzeczy niemożliwych. Nie można nie wspomnieć o prezesie naszego klubu. Bartosz Karasiński jest wielkim profesjonalistą w tym, co robi. Swoje życie podporządkował naszemu klubowi, któremu oddaje wszystko. Wykonuje świetną pracę. Jego obecność w klubie jest dla nas ogromnym atutem i skarbem. To osoba, która z koszykówką związana jest przez ponad 30 lat. Współpracował przez wiele lat z trenerem Kowalczykiem. Zna świetnie środowisko sportowe. Wie, jak w nim się poruszać. Jego wiedza jest bardzo duża.
Wielkiej koszykówki w Ostrowie Wielkopolskim nie byłoby też bez wielkiego trenera Andrzeja Kowalczyka, o którym należy pamiętać w tym złotym czasie dla klubu. Miał pan okazję go bliżej poznać?
Oczywiście. Miałem to szczęście poznać trenera Andrzeja w połowie lat 90., kiedy jako junior trenowałem w klubie i byłem w kadrze I drużyny. Ten człowiek sprawił, że w 1998 roku do Ostrowa Wielkopolskiego zawitała ekstraklasa. Był niesamowitą osobą. W tym momencie chciałbym podziękować kilku innym wspaniałym ludziom, których miałem okazję spotkać na mojej koszykarskiej drodze. To przede wszystkim nieżyjąca już pani prezes Izabela Kaczmarek oraz trenerzy Paweł Drzewiecki, Mikołaj Czaja, Zoran Sretenović, Emil Rajković, Wojciech Kamiński i Łukasz Majewski.
Czy mistrzostwo Polski zdobyte w ostrowskiej "bańce" jest mistrzostwem na 100 procent? Jak pan do tego podchodzi? Czy jest pewien niesmak?
Organizatorem "bańki" była Polska Liga Koszykówki i miasto Ostrów Wielkopolski, na czele z prezydentem Beatą Klimek, której należą się duża słowa uznania. Jeśli chodzi o samą decyzję PLK odnośnie organizacji bańki, myślę, że to świetna i dojrzała decyzja. Możemy się tylko cieszyć się z tego powodu, że w ogóle udało się dokończyć rozgrywki, bo przecież w momencie decyzji o "bańce" w Polsce było dziennie po ponad 30 tysięcy przypadków COVID. Był to bardzo trudny okres dla nas wszystkich. Było wiele znaków zapytania odnośnie przyszłości i jednocześnie doprowadzenia rozgrywek do zakończenia. Przygotowanie i przeprowadzenie "bańki" było dla organizatorów dużym wyzwaniem pod wieloma względami. Należą im się podziękowania. Dzięki temu dograliśmy sezon do końca i to jest najważniejsze. Jednocześnie należy pamiętać, że zmianie uległ też terminarz, co sprawiło, że zespół z Zielonej Góry mógł bez problemów rozegrać play off w lidze VTB.
Wiem, że kibice innych drużyn piszą, że "bańka" w Ostrowie była nie-fair i niesprawiedliwa, ale popatrzmy na całą Europę - "bańka" FIBA Europe Cup była we Włocławku i Anwil tam grał, w Holandii było to samo. Jest wiele innych przykładów - Monachium, Walencja w minionym sezonie. Podobnie z "bańkami" reprezentacyjnymi w eliminacjach do Eurobasketu. Ale zostawmy już ten temat. Ubolewam jedynie nad tym, że nie było kibiców w halach. Wtedy smak mistrzostwa byłby na 120 procent! Mecze w serii finałowej byłyby koszykarskim świętem. Niestety, od ponad roku nasza rzeczywistość jest taka, a nie inna. Wszyscy musimy sobie radzić w tych trudnych czasach. Wierzę, że w kolejnym sezonie kibice pojawią się na trybunach. W Ostrowie Wielkopolskim mamy świetny obiekt, którym jest Arena Ostrów. Wszyscy chcemy, żeby przy komplecie kibiców na trybunach walczyć o najwyższe laury. Ogromnie wierzę, że tak właśnie będzie już w sezonie 2021/2022.
Cała Polska pyta: jakie będą kolejne kroki Arged BMSlam Stali Ostrów Wielkopolski?
Powoli przechodzimy już do konkretów w sprawie sezonu 2021/2022. Zaczynamy spotkania w klubie, myślimy nad konstrukcją składu. Mogę zdradzić, że już wcześniej - w trakcie trwania rozgrywek - mieliśmy szkic planów na kolejny sezon. Teraz dopracowujemy szczegóły: budżet, zawodnicy, kontrakty. Pracujemy nad grą w europejskich pucharach. Pracy jest mnóstwo. Jeszcze więcej, niż do tej pory. Wywalczenie złotego medalu otwiera przed nami nowe możliwości, ale jednocześnie mobilizuje do jeszcze cięższej pracy. W Ostrowie Wielkopolskim potrafimy robić wielkie rzeczy. Dlatego z optymizmem spoglądam w przyszłość. Wiem, że możemy liczyć na wsparcie z każdej strony. To bardzo ważne, bo sami nie będziemy w stanie dalej się rozwijać. Chcemy wejść na jeszcze wyższy poziom zarówno pod kątem sportowym, organizacyjnym i finansowym. Rozwijamy się w systematyczny i dynamiczny sposób. Zrobimy wszystko, żeby było tak dalej. Planów, celów i wyzwań nie brakuje.
Basketball Champions League czy EuroCup? Od czego zależy decyzja? Od pieniędzy? Bo słyszałem, że Igor Milicić wołałby grać w rozgrywkach EuroCup.
Tak. Nie jest to tajemnica. Igor Milicić to bardzo ambitny człowiek, który chce rywalizować z najlepszymi. Tak się składa, że ostrowskie środowisko też jest bardzo ambitne. Mierzymy wysoko. Ale należy pamiętać, że też nie wszystkie kwestie od nas zależą. Wiemy, że jako mistrz mamy zagwarantowane miejsce w fazie grupowej Basketball Champions League, co też byłoby dla nas dużym wyzwaniem. Poprzeczka - po FIBA Europe Cup - byłaby na wyższym poziomie. Gra w BCL czy w EuroCupie byłaby kolejnym krokiem w rozwoju naszego klubu.
Temat powinien być zamknięty z końcem maja lub najpóźniej na początku czerwca. Robimy wszystko krok po kroku: od awansu po upragnione złoto. Nie będę ukrywał, że sukces uzależnia i człowiek chce więcej i mocniej. Ten sukces zawdzięczamy pracy wielu ludzi. Ja - mimo że jestem już przy koszykówce prawie 30 lat (od zawodnika, sponsora po prezesa, kończąc na właścicielu) - nadal uczę się tej dyscypliny sportu pod względem taktycznym i organizacyjnym. Dlatego cieszę się, że mam obok siebie ludzi, którzy wiedzą, jak poruszać się w koszykówce.
Filip Dylewicz w wywiadzie dla WP SportoweFakty powiedział o panu tak: "To charyzmatyczny właściciel, który teraz wrzuci kolejny bieg, by jeszcze przyspieszyć, pokazać, że jest w stanie zbudować potęgę." Czy tak będzie?
Aj, aj, cały Dylu! Zawsze coś dorzuci do pieca. Super zawodnik, a właściwie gracz, uwielbiam go też jako człowieka. On jest z tego poprzedniego pokolenia wybitnych koszykarzy. Z jednej strony parkiet zna od strony sportowej na wysokim poziomie. Uczestnik wszystkich rozgrywek europejskich w Europie. A na polskim podwórku multimedalista, które medale popierał statuetkami MVP finałów. Pracował z trenerami, którzy tworzyli historię polskiej ligi w ostatnich dwóch dekadach. Z drugiej strony - poza parkietem - człowiek, który umie być liderem, mieć posłuch w szatni, jest lubiany przez wszystkich w drużynie. Mogący rozmawiać na wiele tematów. Rozumie koszykówkę. A jego poczucie humoru i otwartość przyciąga wszystkich.
Jego wiedza i doświadczenie przy świetnym stylu bycia to super materiał na fajny film dokumentalny lub ciekawą autobiografię. W polskiej lidze takich ludzi zostało już niewielu. Ja wiem, i on pewnie też, że jego miejsce będzie zawsze przy koszykówce. Kocham go słuchać, on zawsze opowiada z dużą pasją. To przyjemność z nim rozmawiać. Człowiek orkiestra! I dlatego cieszę się, że Filip dostrzega potencjał w naszej organizacji i mówi o wrzuceniu kolejnych biegów. Choć my już wrzuciliśmy przez te kilka lat wysoki bieg. Ale jedziemy na dziewięciostopniowej skrzyni biegów. Na razie jedziemy na... szóstym biegu. Planujemy wrzucić kolejne już niebawem! W tym momencie w naszym mieście mamy świetny klimat do "jeszcze szybszej jazdy". Dlaczego tego nie wykorzystać i wrzucić siódemki czy ósemki? Albo teraz albo nigdy!
Czy Jakub Garbacz zostanie w Stali na kolejny sezon? Wiem, że ma klauzule w kontrakcie, która umożliwia mu wyjazd za granicę. A to przecież MVP finału PLK! Jest obawa?
Jakub Garbacz jest mega skromnym człowiekiem, ale też graczem przez wielkie "G". W ostatnich miesiącach przeszedł ogromną metamorfozę. Pamiętam jeszcze rozmowy z Łukaszem Majewskim, który przekonywał mnie, że Garbacz jest numerem jeden w naszej drużynie. To on mówił, że będzie w niego inwestował, będzie mu dawał sporo szans. "Prezes, zobaczysz, to będzie nasz najlepszy zawodnik" - pamiętam te słowa. Łukasz tchnął wiarę w Garbacza, później kontynuował to Igor. Uważam, że Kuba znalazł się w odpowiednim miejscu i czasie. Wykorzystał tę szansę w 100 procentach.
Przyszłość? Jako klub zrobiliśmy wszystko co mogliśmy. Prawdą jest, że Kuba ma furtkę w umowie na Europę. Jeśli zgłosi się wielki klub z ambicjami, który zagwarantuje mu możliwość rozwoju, to na pewno nie będziemy blokować jego przyszłości. Będzie mi smutno, gdyby opuścił "Stalówkę", jednak głęboko wierzę, że zostanie i będziemy razem wspólnie świętować kolejne sukcesy.
Zobacz także:
Rolands Freimanis: Zawiodłem w finale. Może Milicić miał rację? [WYWIAD]
Stal była lepsza. Ale to niesmaczne mistrzostwo [KOMENTARZ]
Wielki ruch na rynku PLK. Wiemy, kto zastąpi Tabaka w Zastalu!
Filip Dylewicz zaprasza Łukasza Koszarka do "wspólnego tańca": Zróbmy to!