Wrócili, ale nie zwyciężyli. "Najgorętsza hala w EBL razem z..."

Materiały prasowe / Na zdjęciu: Alan Czujkowski
Materiały prasowe / Na zdjęciu: Alan Czujkowski

- Przywitanie bardzo ciepłe, dlatego z całego serca dziękuję. Niestety powrót nieudany, bo mecz przegrany - mówił po spotkaniu z PGE Spójnią Stargard (71:75) Adam Brenk. To jeden z dwóch koszykarzy MKS-u, który zmierzył się ze swoim byłym klubem.

W niedzielę zdobył cztery punkty, a jego zespół doznał drugiej porażki w sezonie. - Gratulacje dla PGE Spójni i gratulacje też dla kibiców, bo jak zawsze zrobili super atmosferę. Tego nam brakowało w czasach covidowych. Szkoda nam tego meczu, ponieważ do końca byliśmy w grze. Myślę, że mecz był na dużej intensywności i zabrakło nam trochę sił, ale mam nadzieję, że wyciągniemy wnioski, odpoczniemy i będziemy gotowi do następnego spotkania - ocenił Adam Brenk.

To koszykarz, który w PGE Spójni Stargard występował w sezonie 2019/2020. Pokazał się wtedy z dobrej strony, a później trafił do Weegree AZS Politechniki Opolskiej. Po roku przerwy powrócił na parkiety Energa Basket Ligi. Najbardziej fetowany przez miejscowych kibiców był jednak Alan Czujkowski.

- Wiedziałem, że tu są świetni kibice i będzie ekstra doping. Fajnie, że w końcu kibice wrócili. Tutaj jest najgorętsza hala w EBL razem z Włocławkiem. Mi się tutaj gra zawsze super, bo kibice są na mega poziomie. Bardzo im dziękuję, że tak mnie przywitali. Zawsze każdemu, kto się pyta mówię, że wracam tutaj do mojego drugiego domu. Szkoda, że przegraliśmy natomiast dla kibiców wydaje mi się, że było bardzo dobre widowisko - przyznał koszykarz, który w 2018 roku świętował ze Spójnią awans do EBL. W 42 meczach zdobył wtedy łącznie 450 punktów.

ZOBACZ WIDEO: Sebastian Świderski stawia ważne pytanie. "Co się stało, że nagle nasza kadra zagrała bardzo dobre zawody?"

Niedzielny pojedynek zakończył natomiast z trzema "oczkami". - Gratulacje dla PGE Spójni. Wykorzystała nasze słabe strony i wygrała zasłużenie. Wiedzieliśmy, że musimy ich zabiegać natomiast to jest kwestia tego, że zagraliśmy dwa naprawdę fizyczne mecze. To było widać, że nie wyrobiliśmy już fizycznie. PGE Spójnia grała to, co chciała, czyli spokojną koszykówkę i wpadały im szalone rzuty - ocenił skrzydłowy MKS-u Dąbrowa Górnicza.

Dla 31-latka to kolejny powrót do Energa Basket Ligi. Tym razem po dwóch sezonach spędzonych w I-ligowym Mieście Szkła Krosno. W trzech spotkaniach drużyny prowadzonej przez wymagającego trenera Jacka Winnickiego spędził na parkiecie łącznie 53 minuty. Jak ocenił początki tej współpracy? - Trener Winnicki daje grać tym, którzy na to zasługują i którzy starają się na treningach. Nie ma różnicy pomiędzy pierwszą, a drugą piątką. Mamy 12 zawodników, którzy są na odpowiednim poziomie i nie ma zjazdu jakościowego - podsumował.

Największą zagadką było, jak zostanie przywitany sam szkoleniowiec, który w latach 2019-2020 prowadził PGE Spójnię. Po nieudanym początku poprzedniego sezonu doszło jednak do rozstania. Owacji może nie było, ale Jacek Winnicki dostał solidną porcję braw. - Na pewno jest to miejsce, w którym spędziłem trochę czasu. Zawsze szanowałem kibiców i mam tutaj przyjaciół. Z drugiej strony to mecz ligowy. Pracuję teraz w Dąbrowie Górniczej. To jest mój zawód, moja praca. Muszę robić wszystko żeby ten zespół wygrywał - zaznaczył trener MKS-u.

- Gratuluję zespołowi ze Stargardu. My zagraliśmy na bardzo niskiej skuteczności. Widać było, że jesteśmy trochę zmęczeni. Graliśmy parę dni temu mecz w Zielonej Górze. Długa podróż z powrotem, przyjazd tutaj. Na pewno ten mecz nam nie wyszedł. Mieliśmy bardzo niską skuteczność (32 proc. z gry). To powoduje, że musimy zaakceptować porażkę, przeanalizować ten mecz i być gotowym na następne spotkanie - powiedział Jacek Winnicki.

Zobacz także: Przemysław Zamojski gwiazdą mistrzostw Europy
Niebywała historia! Pierwszy trener wyleciał... po 10 dniach

Źródło artykułu: