Nazywają go "artystą podkoszowym". Nam mówi, że w Europie jest łatwiej niż w PLK!

Materiały prasowe / Andrzej Romański / Energa Basket Liga / Paweł Leończyk
Materiały prasowe / Andrzej Romański / Energa Basket Liga / Paweł Leończyk

Jeden z ligowych trenerów przyznaje, że 35-letni Leończyk jest w stanie ograć każdego w PLK. Sęk w tym, że zawodnik z tego tytułu... ma duże problemy w polskiej lidze, łatwiej mu się gra w Europie. Tam bryluje.

- Pamiętasz swój ostatni mecz w europejskich pucharach, który rozgrywałeś w Polsce? - zapytałem Pawła Leończyka, który był jednym z głównych architektów Trefla Sopot w starciu z bułgarskim Rilski Sportist 90:81. Doświadczony podkoszowy zdobył 17 punktów (7/9 z gry) i miał 8 zbiórek. Rywale kompletnie nie umieli znaleźć na niego sposobu.

- Pewnie, że pamiętam. Grałem dwukrotnie w UlebCup - z Czarnymi i w PGE Turowie. Przerwa była długa, ale fajnie jest znów wrócić do gry z innymi rywalami. Dla mnie to duża frajda. Zwłaszcza pod jednym względem - odpowiedział nieco zaskakująco.

- Jakim? - dopytujemy. - Rywale w Europie mnie nie podwajają, tak jak to ma miejsce w PLK. Pewnie scouting obowiązuje, ale przeciwnicy nie są do tego przekonani, by mnie podwajać. W PLK niemal każdy to robi. Nie jest to komfortowa sytuacja. W PLK wygląda to tak, że gdy dostaję piłkę pod kosz, to niemal od razu widzę koło siebie dwóch rywali. Za dużo nie jestem w stanie zdziałać. Zmusza mnie to do innych rozwiązań - nie ukrywa 35-latek.

"To utrudnia mi grę"

Rywale doskonale zdają sobie sprawę z dużych umiejętności Leończyka, który w grze podkoszowej jest bardzo trudny do upilnowania. Dysponuje dużym arsenałem zagrań, na który od wielu lat nabiera rywali. A często bywa tak, że nawet ogrywa ich wtedy, gdy wiedzą, że skręci w prawą stronę. W trakcie jednego ze sparingów kapitan Trefla w tej samej akcji... dwukrotnie ograł rywala na ten sam zawód! Bo liczy się odpowiedni timing i wyczucie. A "Leon" to ma.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Wygląda jak modelka. "Polska" krew!

Gdy pytamy trenerów o zdanie na jego temat, jeden z nich od razu wypalił: "to najlepszy gracz tyłem do kosza, taki artysta podkoszowy". Leończyk uśmiecha się, gdy mu o tym mówimy. Bo te pochwały... mu nie pomagają! Eksperci też zgodnie dostrzegają, że Leończyk nie ma łatwego życia w PLK.

- Bardzo mi miło, gdy słyszę takie zdanie, ale... to jednak utrudnia mi grę. Są mecze, w których - mimo zagrywek ustawionych na mnie - muszę szukać kolegów na pozycjach. Nie jestem w stanie pokazać pełni swoich możliwości pod koszem, trzeba szukać innych sposobów. To nie jest tak, że dostaję piłkę i od razu wiem, co z nią zrobię. Staram się reagować na ruchy przeciwnika, wiele rzeczy robię odruchowo. Te automatyzmy udało się przez lata wypracować - przyznał.

Paweł Leończyk jest jednym z najlepszych podkoszowych w PLK
Paweł Leończyk jest jednym z najlepszych podkoszowych w PLK

- Kiedyś trenerzy mówili mi: "Leon, lepiej wypracuj sobie bardzo dobrze 2-3 manewry i na tym bazuj, a nie 8-9 i wykonuj je przeciętnie". Zawsze dążyłem do tego, by korzystać ze swoich mocnych stron, choć czasami rywale zmuszają cię do wyjścia ze strefy komfortu. Wtedy trzeba reagować - zdradził swoją receptę na sukces.

W Europie gra mu się łatwiej, bo rywale na razie go nie podwajają. Może pokazać pełnię swoich umiejętności. Mówiąc krótko: "potańczyć" z przeciwnikami. To przekłada się na statystyki. W czterech meczach FIBA Europe Cup ma średnią 11,3 pkt (18/27 za dwa) i 6,5 zbiórki. Jest jednym z najlepszych zawodników Trefla w rozgrywkach. W PLK notuje: 6,7 pkt i 5,3 zb.

- Odpowiada mi rytm gry dwóch meczów w tygodniu. Nie ma czasu na rozmyślanie o porażkach, trzeba iść do przodu i już po kilku dniach można się odbić. To jest fajne. Jest dużo plusów - przyznał.

- Nie ukrywam, że mocno przygotowywałem się do gry na dwóch frontach. Od ostatniego meczu w sezonie 2020/2021 praktycznie cały czas byłem w treningu. Moje ciało było w gotowości, nie chciałem doprowadzać do momentu, żebym musiał coś później nadrabiać. Bo w tym wieku jest coraz trudniej - uśmiecha się 35-latek.

Lubi współpracować

Leończyk jest też znany z tego, że lubi i umie współpracować z wysokimi zawodnikami. Gdy grał w Anwilu, tworzył świetny duet z Josipem Sobinem. Później w Treflu podobnie było z Naną Foullandem i w nieco mniejszym stopniu z Dominikiem Olejniczakiem. A to wszystko z racji tego, że Leończyk z wiekiem gra coraz bliżej kosza. Teraz rywalizuje ze środkowymi (w Treflu: Josh Sharma), niż występuje z nimi razem na parkiecie.

- Im dalej w las, tym tej gry na "piątce" jest coraz więcej. Mam inne zadania. W wakacje mocniej pracowałem nad przygotowaniem siłowym, fizycznym. Wszystko robiłem po to, by wzmocnić i przygotować ciało do innego wysiłku. Jak na razie wszystko idzie zgodnie z planem - skomentował kapitan Trefla Sopot.

Czy przeszkadza mu gra w roli zmiennika? Chciałby być zawodnikiem pierwszopiątkowym? - pytamy 35-latka.

- Jestem już na tyle doświadczony, że umiem odnaleźć się w każdej sytuacji. Trzeba być gotowym na różne sytuacje, bo może być tak, że z niektórymi rywalami wyjdę jako starter - odpowiedział.

Dla Leończyka to już czwarty sezon z rzędu w barwach Trefla Sopot. W minionych rozgrywkach zajął z drużyną piąte miejsce, teraz w klubie liczą na coś więcej. Kapitan też tego nie ukrywa.

- Walczymy o wysokie cele. To jest strefa medalowa. Sam do tego tak podchodzę. Przed sezonem powiedziałem trenerowi, że fajnie byłoby podnieść na koniec puchar. To byłoby miłe przeżycie. Zwłaszcza, że lata lecą... - powiedział.

Trefl Sopot po siedmiu meczach ma bilans 4:3. W niedzielę zagra u siebie z Enea Astorią Bydgoszcz.

CZYTAJ TAKŻE:
Andrej Urlep - sprawiedliwy furiat. Ile zostało z jego magii?
Rozgrywa życiowy sezon! Schenk: Kadra u Milicicia? Nie podpalam się [WYWIAD]
Amerykanin wychwala polskiego trenera. Mówi, że Anwil to zespół wojowników!
Janusz Jasiński: Tabak myślał o reprezentacji Polski. Milicić? Przemilczę... [WYWIAD]

Komentarze (0)