Dramat Stevana Jelovaca rozpoczął się 14 listopada. Na treningu w AEK Ateny stracił przytomność. Potem okazało się, że koszykarz doznał udaru mózgu. W ciężkim stanie trafił do szpitala w stolicy Grecji.
32-latek od połowy listopada był na oddziale intensywnej terapii. Kilka dni temu na życzenie rodziny przetransportowano go do rodzinnej Serbii. Niestety, 5 grudnia sportowiec zmarł w Belgradzie.
- Co mogę powiedzieć w takim momencie? Straciliśmy brata... Był młodym człowiekiem spragnionym życia. Uśmiechał się nawet w najtrudniejszych chwilach. Wszyscy wierzyliśmy w cud, ale on się nie wydarzył. Ta historia nami wstrząsnęła - mówi kolega z drużyny Dimitrios Mavroeidis.
Jelovac był koszykarskim obieżyświatem. Grał m.in. w Rosji, Niemczech, Turcji, Hiszpanii i Japonii. Dziesięć lat temu mógł trafić do Polski, ale jego transfer do Śląska Wrocław nie doszedł do skutku. Z AEK Ateny podpisał kontrakt w sierpniu tego roku.
Gorąco w Słupsku, trener wyrzucony z boiska! Cesnauskis: Przepraszam sędziego >>
Kuriozalna sytuacja. To nie powinno się zdarzyć! >>