Mamy pierwszego finalistę w Energa Basket Lidze! Legia Warszawa pokonała Anwil Włocławek 3:0 i po 53 latach ponownie zagra o mistrzostwo Polski. Zespół z Kujaw miał chrapkę na grę w finale, ale musiał uznać wyższość rywali ze stolicy, którzy byli w tej serii lepsi, dyktowali warunki. Trener Przemysław Frasunkiewicz odczuwa niedosyt, ale jest pod dużym wrażeniem gry Legii. Gratuluje swojemu vis-a-vis, Wojciechowi Kamińskiemu, z którym kiedyś grał w jednym zespole, później był jego zawodnikiem, a teraz stanęli do rywalizacji - jako trenerzy - w półfinale mistrzostw Polski.
- Byliśmy zawsze o mały krok za Legią w tej serii. Gratulacje dla rywali i trenera Kamińskiego za bardzo mocne warunki, które stworzyli. Zasłużyli, by zagrać w finale. Tym bardziej cieszę się, że polski trener jest w finale. Znam Wojtka wiele lat, grałem dla niego. Oczywiście jest żal, bo okoliczności są takie, a nie inne, ale Legia naprawdę grała świetnie i zasłużyła - nie ukrywa Przemysław Frasunkiewicz.
Trener Anwilu wskazuje dwa ważne momenty w tej serii. Pierwszy miał miejsce w dogrywce I meczu, gdy włocławianie prowadzili 79:73 i mieli posiadania, by powiększyć przewagę. Najpierw spudłował James Bell, a później Łukasz Koszarek "ukradł" piłkę Jonah Mathewsowi. Lider Anwilu sfaulował, a sędziowie orzekli to jako przewinienie niesportowe. Włocławianie posypali się i przegrali ten mecz. Drugi moment miał miejsce na początku kolejnego starcia, gdy Anwil... zdobył trzy (!) punkty w 1. kwarcie!
ZOBACZ WIDEO: Myślisz, że masz zły dzień? To spróbuj przebić tego kolarza
- Ten pierwszy mecz miał ogromne znaczenie, bo mieliśmy wszystko w swoich rękach, by prowadzić w serii 1:0. Prowadziliśmy w dogrywce +6 punktami, na dodatek rozgrywaliśmy kolejną akcję. Wiemy, co się wtedy wydarzyło. Po tym spotkaniu widziałem troszeczkę spuszczone głowy u zawodników, w tym kolejnym meczu być może przez to za bardzo chcieliśmy, rozegraliśmy fatalną pierwszą kwartę, ale nie poddaliśmy się i walczyliśmy do końca - tłumaczy Frasunkiewicz.
W Warszawie Anwil podjął rękawicę, do samego końca bił się o zwycięstwo, ale w kluczowych momentach skuteczniejsza była Legia. Rzut na wagę awansu do wielkiego finału oddał Łukasz Koszarek, który celnie przymierzył z dystansu.
- Zespół zagrał bardzo ambitnie. Rzuciliśmy wszystko, co mieliśmy, to co nam zostało. Mieliśmy jakiś run, zaplanowaną grę, a oni odpowiadali ciężką trójką czy lay-upem. Zabrakło takiego przełamania. Mieliśmy też bardzo utrudniony dostęp do kosza i w tych pojedynkach metr od obręczy niestety byliśmy słabsi - podkreśla.
Trener Anwilu wymienia także inne aspekty, w których rywale ich zdominowali. Skuteczność, doświadczenie liderów (tutaj przede wszystkim ma na myśli J. Mathewsa, który rozgrywa drugi sezon w Europie), poziom skupienia i przegrana walka na wysokościach.
- Może było tak, że przed serią trochę nie doszacowaliśmy Legii. Nie graliśmy dobrych meczów, jeśli chodzi o skuteczność. Doświadczenie wychodzi i jest nieocenione. W takich meczach czołowi gracze muszą wziąć na siebie odpowiedzialność, trafiać ciężkie rzuty, my w tej serii mieliśmy z tym problem. Przegraliśmy też walkę na wysokościach, byliśmy zdecydowanie słabsi. Nie ma co ukrywać, że poziom skoncentrowania u Legii był taki, jaki być powinien u drużyn mistrzowskich - wylicza Frasunkiewicz.
Są pozytywy!
Ale... trener Anwilu Włocławek - mimo porażki z Legią 0:3 - widzi też wiele pozytywów tego sezonu. Przypomnijmy, że klub po ostatnim fatalnym sezonie (13. miejsce) był w dużym dołku finansowo-sportowym. Frasunkiewicz miał utrudnione zadanie w procesie konstruowania zespołu w okresie wakacyjnym. Po pierwsze, pieniędzy było dużo mniej niż w minionym sezonie (z naszych informacji wynika, że ponad 1 mln zł mniej na zawodników), po drugie, klub nie miał najlepszej reputacji po fatalnych rozgrywkach, a po trzecie, zespół nie przystąpił do rozgrywek europejskich (ostatnie lata Basketball Champions League).
- Oceniam ten sezon na 4+. Gdyby ktoś przed sezonem powiedział, że Anwil - po fatalnym sezonie - dotrze do półfinału i będzie walczył o zwycięstwo w każdym meczu, to na pewno brałbym to w ciemno. Choć sezon jeszcze się nie skończył. Walczymy o brązowy medal. Jestem zadowolony, że udało nam się zrealizować długofalowy plan, ale nie ukrywam, że mieliśmy apetyty na pokonanie Legii, więc na pewno odczuwam pewien niedosyt - podkreśla.
- Anwil zakończył minione rozgrywki na 13. miejscu i mieliśmy duży problem z przekonaniem zawodników do podpisania kontraktów. Tak było np. z Luke'em Petraskiem, który był w lidze VTB. Wykonaliśmy ciężką pracę. Uważam, że w tym sezonie wykonaliśmy pierwszy krok w kierunku odbudowy finansowo-wizerunkowej, powrotu do europejskich pucharów. Część zawodników z tego składu zostanie, więc mamy dobrą bazę do budowania zespołu - dodaje.
Ważne kontrakty na kolejny sezon mają Kamil Łączyński, Maciej Bojanowski, Michał Nowakowski i Łukasz Frąckiewicz. Wszystko wskazuje na to, że zostanie także Marcin Woroniecki. Do tego zestawu dołączy jeszcze 2-3 Polaków. Z zawodników zagranicznych kontrakt posiada (z opcją po stronie klubu) Kyndall Dykes. Raczej trudno się spodziewać, by Amerykanin Jonah Mathews został na kolejny sezon (interesują się nim mocniejsze kluby). Nieoficjalnie słyszymy, że jest chęć porozumienia z Luke'em Petraskiem.
Anwil Włocławek czeka na rywala, z którym zmierzy się w "małym finale". Stawką będzie brązowy medal. W drugiej serii półfinałowej WKS Śląsk Wrocław prowadzi z Czarnymi Słupsk 2:1. We wtorek mecz numer cztery.
CZYTAJ TAKŻE:
Tyle ma być drużyn w lidze! Będzie "dzika karta"? Mamy nowe informacje
Zaskoczył Polskę, zrobił wynik ponad stan. Teraz... musi szukać pracy
Zagrali "va banque" i co dalej? Znamy plany klubu!
Zrobił wielką furorę w polskiej lidze! Mówi o taktycznej bitwie i swojej przyszłość