Afera wybuchła podczas ubiegłorocznych zimowych igrzysk olimpijskich w Pekinie. Wtedy pojawiły się informacje, że w organizmie Kamilii Walijewej wykryta została zabroniona substancja - trimetazydyna.
Co ciekawe Rosjanka nie została wtedy wykluczona z imprezy, na której sięgnęła po złoto w rywalizacji drużynowej.
Rosyjski Komitet Olimpijski wyprzedził wówczas reprezentację USA. Medali jednak nie wręczono, a sprawa nadal się toczy.
Światowa Agencja Antydopingowa (WADA) oraz Międzynarodowa Unia Łyżwiarska (ISU) domagają się czteroletniej dyskwalifikacji dla Rosjanki.
ZOBACZ WIDEO: Pod Siatką. Szaleństwo na lotnisku, spotkanie z premierem. Zobacz kulisy powrotu siatkarzy
WADA i ISU uważają za "niewłaściwą w rozumieniu Światowego Kodeksu Antydopingowego" decyzję RUSADY (Rosyjska Agencja Antydopingowa), która po przeprowadzonym śledztwie oznajmiła, że Walijewa nie złamała przepisów i jest niewinna.
Według Rosjan nastolatka "nie ponosi za to żadnej winy" i nie ma mowy o żadnym "zaniedbaniu z jej strony".
Sprawa finalnie trafiła do Sportowego Trybunału Arbitrażowego (CAS) w Lozannie.
Amerykanin nie wytrzymał
Na finalne rozstrzygnięcie w sprawie rosyjskiej łyżwiarki czekają inne reprezentacje. Amerykanie, Japończycy oraz Kanadyjczycy, którzy zostali sklasyfikowani na miejscach 2,3 i 4.
- Jak pokazują puste pudełka po medalach mojej drużyny, światowy system antydopingowy zawodzi sportowców - oświadczył Vincent Zhou, który nadal oczekuje na olimpijski medal. I do tej pory nie wie, jakiego koloru.
W jego opinii sytuacja związana z Walijewą to "symbol rażących porażek" MKOl, WADY, CAS i RUSADY.
Zhou w mocnych słowach skrytykował ciszę, jaka trwa od 19 miesięcy, czyli od momentu, w którym afera wyszła na jaw. - Mamy prawo sądzić, że nasze interesy nie są odpowiednio reprezentowane - przyznał.
Dodajmy, że Amerykanie chcieli wziąć udział w przesłuchaniu Walijewej w Lozannie, ale nie dostali na to zgody (więcej -->> TUTAJ). - Otwarte i przejrzyste przesłuchanie w dużym stopniu pomogłoby sportowcom zrozumieć każdą podjętą decyzję - powiedział Zhou.
Na sam koniec uderzył w rosyjskich sportowców. - Moi koledzy z drużyny i ja jesteśmy świadomi powszechnego dopingu wśród innych rosyjskich zawodników - przyznał. - Niestety, nie powinno to nikogo dziwić, biorąc pod uwagę, że organizacja antydopingowa nieprzestrzegająca przepisów nadal ma za zadanie zapewniać uczciwość sportu w Rosji.
Zhou przyznał również, że "on i jego koledzy z drużyny nigdy nie odzyskają szansy, aby stanąć przed światem" i uczcić wynik swojego życia.
W Rosji zawrzało
Tak mocne słowa szybko dotarły do Rosji, gdzie po tych oskarżeniach zapanowała wściekłość.
- Skąd on wie? Czy naprawdę tu był, czy tu mieszkał? Co on mówi? Trzeba go pociągnąć do odpowiedzialności za te słowa! Trzeba go pozwać - wybuchła legendarna trenera Tatiana Tarasowa, cytowana przez RIA Novosti.
W podobnym tonie wypowiedział się Aleksandr Żulin, czyli kolejny z legendarnych trenerów. - Drań. Zhou jest dobrym łyżwiarzem, po prostu wszyscy są zaprogramowani, że Rosjanie są wrogami, więc powiedzą wszystko - wypalił Żulin.
Zobacz także:
"On dla nas nie istnieje". Ukrainka grzmi ws. legendy
To jest niedorzeczne! Tak postąpiła UEFA ws. Rosji