[b]
Waldemar Ossowski, WP SportoweFakty: Spodziewał się pan takiego arsenału technik w wykonaniu Aleksandara Ilicia?[/b]
Damian Janikowski, zawodnik KSW: Obserwowaliśmy jego akcje, m.in. kopnięcia na wątrobę, ale tego kopnięcia brazylijskiego nie prezentował. Ja nawet teraz oglądając przeróżne walki mistrzów, którzy walczą na najwyższym poziomie, to widzę, że oni nie są w stanie obronić się przed tą akcją.
To zwycięstwo wydawało się być już tak blisko. Dwie rundy pana dominacji i jedna, skuteczna akcja Serba zaprzepaściła pracę, jaką wykonał pan w tym pojedynku.
Taki jest sport, takie jest życie.
Chciałby pan w najbliższym czasie zrewanżować się Iliciowi?
Na tę chwilę to ja już jestem głodny walki. Jeśli byłaby możliwość zestawienia mnie w w walce rewanżowej, czy z kimś innym, to podjąłbym rękawice. Kogo da mi federacja, z tym będę walczył.
ZOBACZ WIDEO "Klatka po klatce" (on tour): Filip Pejić pewny siebie po KSW 48. "Znokautuję każdego kolejnego rywala!"
Ostatnio zaangażował się pan w "Projekt Wojownik". To zaskoczenie dla pana, że został pan do niego zaproszony?
Może nie zaskoczenie. Kiedyś, przy okazji udziału w programie w TVP, miałem okazję poznać inicjatora tego projektu i on już wtedy zapowiedział mi, że ma dla mnie ciekawą propozycję. Czekałem po prostu na swoją kolej, bo przede mną zajęcia prowadziło wielu utytułowanych polskich zawodników.
Zobacz także: Parnasse chce walki z Gamrotem w KSW
Czy Cezary Kęsik zirytował pana, pisząc w mediach społecznościowych, że to pan musi odbudować swój rekord w MMA, aby wyjść do walki z nim?
Nie zirytował mnie, bo przede wszystkim nie on to pisał, tylko jego promotor. Wydaje mi się, że właśnie on to nieświadomie napisał, nie pytając o zdanie Czarka. Jeśli chodzi o Cezarego, to szanuję go. Jest sportowcem z krwi i kości. Wiem, że rozwija się. Jeśli on by to napisał, to tak jak przekazałem na Facebooku, mam radę dla niego, aby za szybko nie obrósł w piórka. KSW to jest inna liga niż mniejsze federacje w Polsce. Tutaj dostaje się zdecydowanie innych przeciwników. Jeśli przykładowo on przegrałby jedną czy dwie walki, to ja bym nie napisał, że musi się odbudować. Ja zaczynałem od zera. Wcześniej nie biłem się w walkach amatorskich. W KSW od razu wyszedłem do mocnych zawodników, którzy mieli świetne rekordy. Antoni Chmielewski, jak przystępowałem do walki z nim, to miał 48 pojedynków za sobą. Yannick Bahati był mistrzem dwóch cenionych federacji. Nigdy w życiu nie biłem się ze słabym zawodnikiem i nie budowałem sobie rekordu. Ja sam nie uważam się jeszcze za dobrego zawodnika. Jestem dłużej w federacji i dla mnie to jest dziwna sytuacja, że on przychodzi i po jednej walce każe mi się odbudować, gdzie on jest mistrzem jakiejś piątej ligi w Polsce.
Z perspektywy czasu nie żałuje pan, że nie rozwinął kariery na scenie amatorskiej?
W 2010 roku pojechałem kiedyś na mistrzostwa Polski Shooto w klasie C. Wtedy decyzję podjąłem z dnia na dzień, bo nie pojechałem na jakieś zawody zapaśnicze. Nie zaliczam tego tak naprawdę do moich startów amatorskich, bo nie zrobiłem ani jednego treningu. To było jeszcze przed mistrzostwami Europy, świata, a nawet igrzyskami. W odniesieniu do MMA - nie było czasu, aby bawić się w starty amatorskie czy na małych galach. Ja musiałbym bić się 2-3 lata po mniejszych federacjach i przez ten czas nigdzie by mnie nie było. Nie wiadomo, czy dostałbym szansę od KSW. Jak pojawiła się opcja podpisać kontrakt z KSW, to ja się nawet nie zastanawiałem i wiedziałem o tym, że od początku będę dostawał dobrych zawodników. Nie boję się wyzwań. Na co dzień ciężko trenuję, aby być coraz lepszym zawodnikiem.
Zobacz także: Szef Bellatora o przyszłości Fiodora Jemieljanienki
Zauważyłem, że niedawno rozstał się pan z jednym ze swoich sponsorów. To z powodu ostatnich porażek?
Akurat moje przegrane walki nie miały na to wpływu. Kontrakt ze sponsorem nie został rozwiązany, tylko nie został przedłużony. Dwa lata widocznie były celem tej firmy, aby współpracować ze mną. Po tych dwóch latach najwidoczniej mają oni inne plany. Ja podziękowałem firmie, a oni mi - tyle.
Widziałem, że ma pan również młodszych fanów. Pewien 14-letni chłopiec napisał wypracowanie, w którym za idola obrał właśnie pana.
Jest mi bardzo miło, że młode osoby widzą we mnie swojego idola. Tak jak kiedyś ja byłem młodszy i spoglądałem na starszych i lepszych zawodników. Człowiek był młody, to marzył, aby być dorosły i realizować się jako sportowiec. Tutaj jest podobnie. Rozmawiałem z mamą tego chłopca i jeśli będzie taka możliwość, przy okazji KSW 49 w Trójmieście, to uda mi się go zaskoczyć i spotkać się z nim.
A pan w wieku 14 lat miał jakiś wzór do naśladowania?
Ja niestety nie miałem takiego idola (śmiech).
W maju miną dwa lata od pańskiego debiutu w KSW. Do momentu dwóch, ostatnich porażek, szedł pan jak burza. Trzech rywali błyskawicznie ugięło się pod siłą ciosów brązowego medalisty olimpijskiego. Gdzie widzi się pan za kolejne dwa lata? W roli pretendenta do tytułu, a może mistrza?
Myślę, że droga do pretendenta będzie szybka. Cały czas się rozwijam. Te przegrane walki to duża nauka. Widzę postęp. W ciągu dwóch lat jestem w stanie zbliżyć się do walki o pas.
Czy od momentu, kiedy jest pan w KSW, kuszono pana ofertami walk dla innych organizacji?
Nie. Stanowczo to podkreślam - jestem rzetelny wobec KSW, zostajemy przy jednej federacji. Mam kontrakt z KSW i chcę się z niego wywiązać.