W 2004 r. w Atenach reprezentacja Stanów Zjednoczonych rozpoczęła turniej od porażki 1:3 z Włochami. Po zwycięstwie nad Holandią, Amerykanie przegrali kolejny mecz, tym razem 1:3 ulegli oni Rosji. Zwycięstwa 3:1 z Austrią oraz nieoczekiwana wygrana również 3:1 z późniejszymi złotymi medalistami IO - Brazylijczykami, otworzyły przed Amerykanami drogę do ósemki najlepszych zespołów w turnieju. W ćwierćfinale podopieczny Dough’a Beal’a trafili na stosunkowo łatwego rywala, a mianowicie na Greków. Pomimo tego reprezentacja z Ameryki Północnej zdołała wygrać spotkanie dopiero po zaciętej, pięciosetowej walce. Niestety dla Amerykanów, było to ich ostatnie zwycięstwo w turnieju olimpijskim. W półfinale reprezentacja Stanów Zjednoczonych uległa Canarinhos 0:3, by później w meczu o 3. miejsce przegrać z Rosją również w trzech setach i zakończyć udział w Igrzyskach Olimpijskich bez medalu. Był to jednak najlepszy występ Amerykanów na IO od czasu 1992 r., kiedy to zajęli trzecie miejsce, w 1996 r. reprezentacja USA była na Olimpiadzie 9., a cztery lata później - dopiero 11.
Awans do tegorocznych Igrzysk Olimpijskich Amerykanie mogli sobie zapewnić już w grudniu 2007 r., występowali oni bowiem w japońskim Pucharze Świata, z którego trzy najlepsze zespoły uzyskiwały awans na IO w Pekinie. Pomimo świetnego początku, zwycięstwa 3:0 na reprezentacją Brazylii, w dalszej części turnieju Amerykanie spisywali się już znacznie słabiej. Po trzech porażkach, z Portoryko, Hiszpanią oraz z Rosją reprezentacja Stanów Zjednoczonych zajęła w Pucharze Świata czwarte miejsce, ze Brazylią, Rosją i Bułgarią, dlatego też szansy na wyjazd na IO musiała szukać w turnieju kwalifikacyjnym strefy NORCECA, który rozegrany został w styczniu 2008 r. w Caguas w Portoryko.
Amerykanie okazali się najlepsi w portorykańskim turnieju, co warte podkreślenia, wygrywając go bez straty seta. Najpierw w fazie grupowej pokonali oni Dominikanę, Barbados i Portoryko, rewanżując się za porażkę w Pucharze Świata. W półfinałach, do których reprezentacja Stanów Zjednoczonych awansowała automatycznie jako zwycięzca grupy, bez gry w ćwierćfinałach, wyższość siatkarzy USA musieli uznać Kubańczycy. Wreszcie w finale turnieju drużyna Hugh McCutcheon’a ponownie w trzech partiach rozprawiła się z gospodarzami imprezy. - Wykorzystaliśmy swoją okazję, zagraliśmy dobrze we wszystkich elementach. Moi zawodnicy zagrali na wysokim poziomie, wkładając w ten turniej dużo energii - komentował zadowolony amerykański szkoleniowiec.
W 2008 r. od czerwca Amerykanie brali udział w rozgrywkach Ligi Światowej, które podobnie jak większość zespołów, potraktowali jako przygotowanie do imprezy sezonu. W fazie grupowej drużyna Stanów Zjednoczonych pomimo trzech porażkek (wszystkie z Bułgarią) zajęła pierwsze miejsce, awansując tym samym do Final Six w Rio de Janeiro. Turniej finałowy Amerykanie rozpoczęli od porażki w fatalnym stylu z Serbią 0:3. Wielu ekspertów zastanawiało się wówczas, czy w przygotowaniach drużyny z Ameryki Północnej nie został popełniony błąd, gdyż tak słaba forma na dwa tygodnie przed turniejem olimpijskim nie nastrajała optymistycznie. W kolejnym spotkaniu, z Polakami, Amerykanie zaprezentowali się już znacznie lepiej, jednak mogą mówić o dużym szczęściu, gdyż awans do półfinału Ligi Światowej wygrali z biało-czerwonymi o dwie piłki, w tie-breaku do 14. Kolejne spotkania to już popis świetnej gry zespołu McCutcheona. W półfinale LŚ Amerykanie sensacyjnie pokonali gospodarzy i głównych faworytów imprezy - Brazylijczyków 3:0. W finale wygrali 3:1 z Serbią, po raz pierwszy w historii tryumfując tym samym w Lidze Światowej.
Dodatkowo MVP (najbardziej wartościowym graczem) Final Six Ligi Światowej został wybrany Lloy Ball, któremu przypadło również miano najlepszego rozgrywającego turnieju. Najlepszym libero wybrano doskonale znanego polskim kibicom Richarda Lambourne’a. Podstawowym atutem siatkarzy Stanów Zjednoczonych była jednak zespołowość, która może również przesądzić o ich ewentualnym sukcesie w IO. Gra amerykańskiego zespołu oparta jest bowiem nie tylko na Ball’u czy Lambourne, ale także na Williamie Priddy, Ryanie Millar czy też Rileyu Salmonie. O ile ci zawodnicy zaprezentują się równie dobrze w turnieju olimpijskim, reprezentacja USA ma duże szanse na zajęcie na imprezie wysokiego miejsca. Oby tylko nie okazało się, że Amerykanie nie trafili z formą zbyt wcześnie i podczas IO będą prezentować się słabiej niż w Rio de Janeiro, bo jak wszyscy powtarzali, szkoda byłoby wygrać z Brazylii, a przegrać w Chinach.