IO koszykówka mężczyzn finał: Powtórka sprzed 24 lat

W niedzielnym finale turnieju koszykówki mężczyzn na igrzyskach olimpijskich w Pekinie zmierzą się mistrzowie świata, Hiszpanie i najlepsza drużyna w rankingu FIBA - USA. Będzie to już drugie starcie obu drużyn - w rozgrywkach grupowych zdecydowane zwycięstwo odnieśli podopieczni Mike’a Krzyzewskiego. Amerykanie powalczą o swój 13 złoty medal olimpijski, podczas gdy Hiszpanie dopiero drugi raz w historii zagrają w wielkim finale. Przed 24 laty podczas igrzysk w Los Angeles koszykarze z półwyspu Iberyjskiego przegrali z... reprezentacją USA 65:96.

W tym artykule dowiesz się o:

Rozgrywki grupowe były dla Amerykanów co najwyżej mocniejszym treningiem. Zaczęło się od dwóch pojedynków z outsiderami, czyli Chinami i Angolą, oczywiście bezproblemowo wygranych. Pierwszym poważnym sprawdzianem miało być starcie z Grekami, którzy 2 lata temu we wspaniałym stylu ograli podopiecznych Mike’a Krzyzewskiego. Team USA pokazał fantastyczną defensywę (Grecy zdobyli zaledwie 69 punktów) i znów emocji było jak na lekarstwo. Także pierwszy mecz przeciwko Hiszpanom nie mógł się podobać, bo był po prostu niezwykle jednostronny (119:82). Nieco więcej emocji towarzyszyło ćwierćfinałowej potyczce z niedocenianymi Kangurami pod batutą rewelacyjnego Patricka Millsa. W końcu, półfinałowy pojedynek z Argentyną znów nie był odzwierciedleniem pełnej formy 12-krotnych mistrzów olimpijskich, bowiem Albicelestes grali ponad 30 minut bez kontuzjowanego Manu Ginobiliego.

Z kolei mistrzowie świata i wicemistrzowie europy przeszli przez fazę grupową (oprócz meczu z USA) także bez większych problemów. Najwięcej emocji niespodziewanie towarzyszyło pojedynkowi z gospodarzami turnieju, z którego jednak nie należy wyciągać daleko idących wniosków. Jak należało się spodziewać pierwsze skrzypce w zespole gra Pau Gasol, który do tej pory notuje średnio 19,4 punktów i 7,1 zbiórek. Nadspodziewanie dobrze spisuje się także niespełna 18-letni Ricky Rubio, który wykorzystał słabą dyspozycję Juana Carlosa Navarro i kontuzję Jose Calderona i stał się liderem na obwodzie Hiszpanów.

W półfinale Hiszpanie z niemałą pomocą sędziów ograli Litwinów, nie prezentując najwyższej formy. Warto przypomnieć, że rozjemcy w tym meczu co rusz używali gwizdka, co spowodowało, że trzech Litwinów opuściło przedwcześnie parkiet a jeden z liderów Linas Kleiza został zdyskwalifikowany za dwa niesportowe przewinienia. Dzięki temu podopieczni Aito Garcii Renesesa mogli co chwilę stawać na linii rzutów wolnych, gdzie zwyciężyli aż 44:26. Nie można więc powiedzieć, że koszykarze z półwyspu Iberyjskiego są w pełni zadowoleni ze swojej postawy po meczu półfinałowym. Zwłaszcza, że w pełni dyspozycji wciąż nie jest Jose Calderon, który nie wystąpił w potyczce z Litwą i nie wiadomo czy zagra w niedzielnym wielkim finale.

Jak zatem będzie wyglądał niedzielny pojedynek? Hiszpanie podrażnieni 37-punktową porażka w grupie na pewno mają coś do udowodnienia swoim rywalom zza wielkiej wody. Mistrzowie świata muszą zagrać przynajmniej z takim zaangażowaniem i poświęceniem jak Argentyna, która osłabiona brakiem Manu Ginobiliego dzielnie stawiała opór faworytom. Hiszpanie dobrze wiedzą, że Amerykanie mają ogromne problemy grając przeciwko szczelnej strefie, co było widać jak na dłoni w drugiej kwarcie piątkowego meczu. Będąc wówczas bez pomysłu na skuteczną grę zaczynają bezmyślnie rzucać z obwodu, co przynosi wiadomy skutek. Warto również zwrócić uwagę na łatwość zdobywania punktów przez Luisa Scolę. Może Pau Gasol pójdzie w jego ślady i będzie nękał Amerykanów jak podkoszowy Houston Rockets?

Być może więc Amerykanie napotkają w końcu na swojej drodze godnego sobie rywala i będą musieli wznieść się na wyżyny swoich możliwości, aby wywalczyć upragniony medal. Sami zawodnicy zapowiadają zgodnie, że przystąpią do meczu niezwykle skoncentrowani i gotowi do walki przez całe 40 minut. Jeśli te zapowiedzi staną się faktem, to po raz kolejny może okazać się, że nie ma obecnie defensorów zdolnych powstrzymać LeBrona Jamesa czy Dwyane Wade’a. O wszystkim zadecyduje jednak walka na parkiecie a jej początek już o 8.30 czasu polskiego.

Komentarze (0)