We wtorek Robert Lewandowski złożył podpis pod czteroletnim kontraktem, którego warunki ustalił z Barceloną już kilka miesięcy temu, i został zaprezentowany jako nowy piłkarz 26-krotnego mistrza Hiszpanii.
W Miami, gdzie Duma Katalonii przygotowuje się do nowego sezonu, "Lewy" zjawił się już w niedzielę, a badania przed popisaniem umowy przeszedł w poniedziałek. Oficjalną prezentacją opóźniały prace prawników nad szczegółami porozumienia.
Z tego powodu nie mógł też trenować z nowym zespołem. Nie wystąpił we wtorkowym sparingu z Interem Miami. Wszystko wskazuje, że w bordowo-granatowej koszulce zadebiutuje 24 lipca w meczu z Realem Madryt. Towarzyskie El Clasico odbędzie się w Las Vegas.
Barcelona oficjalnie poinformowała, że zapłaciła za niego Bayernowi 45 mln euro, a pięć kolejnych może dopłacić w bonusach. Klub zdradził też wysokość obligatoryjnej w Hiszpanii klauzuli odstępnego wpisanej w kontrakt Polaka. Ta jest astronomiczna, bo opiewa na 500 mln euro!
Cel uświęcił środki
Przejście Roberta Lewandowskiego z Bayernu do Barcelony to absolutnie wydarzenie lata w futbolu. Trwającą kilka miesięcy sagą transferową żyły media na całym świecie, ale nie mogło być inaczej, bo w końcu klub zmieniał Piłkarz Roku FIFA. Takie historie to niezwykła rzadkość. Więcej TUTAJ.
Tym bardziej że "Lewy", Pini Zahavi i władze Bayernu zapomnieli o dyskrecji i zrobiły z tego medialny spektakl. Najpierw 22 maja ofensywę przypuścił Zahavi, a tydzień później wojnę Bayernowi publicznie wypowiedział Lewandowski.
- Moja historia w Bayernie dobiegła końca - wypalił na konferencji prasowej reprezentacji Polski. Przekroczył Rubikon i nie mógł zawrócić. Władze Bayernu bezskutecznie próbowały przywołać go porządku. Zaczęło się publiczne pranie brudów.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: fenomenalna przewrotka! Bili mu brawo na stojąco
"Lewy" tłumaczył chęć odejścia brakiem szacunku ze strony przełożonych. Miało się to objawiać podchodami pod Erlinga Haalanda, zwlekaniem z rozpoczęciem rozmów na temat nowej umowy i wreszcie przygotowaniem propozycji przedłużenia kontraktu tylko o rok. Dla Polaka to był policzek.
Bayern nie pozostawał dłużny. Oliver Kahn zarzucał Lewandowskiemu brak lojalności. Podobnie jak Uli Hoeness, który przy Saebener Strasse jest szarą eminencją. A Hasan Salihamidzić wzywał do respektowania kontraktu i zapraszał do Monachium na pierwszy trening po urlopie.
Niebezpieczna gra
Będące na pasku największego niemieckiego klubu media wypuszczały inspirowane przez Bayern informacje o planowanym strajku Lewandowskiego albo próbie uruchomienia tzw. prawa Webstera. Do pewnego stopnia Bayernowi udało się narzucić narrację piętnującą Polaka i obrzydzić piłkarza kibicom.
To wymknęło się to spod kontroli, bo Lewandowski z idola stał się dla części kibiców wrogiem publicznym numer jeden. Doszło nawet do tego, że otrzymywał pogróżki. To dlatego w poniedziałek wrócił do Monachium sam, bez żony Anny i córek, o czym informowaliśmy TUTAJ.
Dzień później udowodnił wszystkim, że nie zamierza strajkować i zjawił się w klubie na badaniach, a w kolejnych trenował. Nikt na poważnie nie brał jednak pod uwagę tego, że wypełni kontrakt w Monachium, a Bayernowi zaczęło zależeć na tym, by porozumieć się z Barceloną przed sobotnią prezentacją zespołu na Allianz Arenie.
Welcome to the Club! pic.twitter.com/ZPSs1BHzkB
— FC Barcelona (@FCBarcelona) July 19, 2022
W czwartek nastąpił przełom w rozmowach, a w nocy z piątku na sobotę transakcja została dopięta. W sobotę przed południem "Lewy" przyjechał na Saebener Strasse, by wziąć udział w ostatnim treningu i pożegnać się z zespołem. Kilka godzin później był już na Majorce, a w niedzielę via Madryt udał się do Miami.
Inaczej być nie mogło
Władze mistrza Niemiec unosiły się honorem. Bayern od czterech dekad jest na plusie - nie ma ani eurocenta długo. Działaczom nie podobało się więc to, że zadłużoną po uszy Barcelonę stać na najlepszego napastnika świata i ich największą gwiazdę. To był dla nich policzek, dlatego windowali żądania. Nie potrafili też zrozumieć, że Bayern przestał być dla "Lewego" wymarzonym miejscem na ziemi.
Ale Kahn i spółka potrafią też liczyć. Ostatecznie udało im się otrzymać gigantyczną rekompensatę za Lewandowskiego. Sprzedanie za 50 mln euro 34-letniego piłkarza rok przed wygaśnięciem kontraktu to finansowy majstersztyk. Tym bardziej że 8 lat temu "Lewy" trafił do Monachium na zasadzie wolnego transferu.
A o drodze Polak zdobył 344 bramki, zostając drugim najlepszym strzelcem w historii klubu. Dzięki jego trafieniom gablota trofeów Bayernu wzbogaciła się o 19 pozycji, w tym Puchar Europy za wygranie Ligi Mistrzów (2020). Ponadto "Lewy" dał klubowi prestiż, jaki w Monachium pamiętali tylko najstarsi: jest pierwszym od 40 lat zawodnikiem Bayernu, który został uznany Piłkarzem Roku.
Do tego Bayern zaoszczędzi ok. 25 mln euro na pensji brutto Polaka, a za pozyskane z odejścia Lewandowskiego środki sfinalizuje transfer Matthijsa de Ligta z Juventusu. 23-letni Holender to jeden z najbardziej obiecujących środowych obrońców w Europie, a wzmocnienia defensywy Bayern pilnie potrzebował.
- Barcelona zaoferowała kwotę, która sprawia, że sprzedaż Lewandowskiego jest dla nas absolutnie sensowna. Ponadto ostatnio odnieśliśmy duże sukcesy na rynku transferowym, pozyskaliśmy do ataku zawodnika klasy światowej Sadio Mane - wyjaśnił w "Bildzie" Kahn.
Transfer, jakiego nie było
Transfer Lewandowskiego z Bayernu do Barcelony jest wyjątkowy na wielu poziomach. Przełomowy dla polskiego futbolu, bo "Lewy" jest pierwszym Polakiem, który zagra w bordowo-granatowej koszulce jednego z najsłynniejszych klubów świata. I od razu ma wypełnić w sercach cules pustkę po stracie Lionela Messiego.
"Lewy" został oczywiście najdroższym polskim piłkarzem w historii. Dotychczasowy rekord Krzysztofa Piątka (z Genoi do Milanu za 35 mln euro) pobił aż o 29 proc. i wywindował go do poziomu, który długo (o ile w ogóle) będzie nieosiągalny dla innych.
Sama Barcelona też nigdy nie przeprowadziła tak spektakularnej transakcji. Aż jej ośmiu zawodników sięgnęło po Złotą Piłkę "France Football" albo uzyskało tytuł Piłkarza Roku FIFA. Żaden klub nie może się pochwalić tak szerokim gronem laureatów dwóch najbardziej prestiżowych plebiscytów w świecie futbolu, ale dotąd Barcelonie nie udało się pozyskać aktualnie najlepszego piłkarza świata.
Wreszcie Bayern pierwszy raz w historii stracił zawodnika o takim statusie i pierwszy raz w historii ugiął się pod presją piłkarza i jego agenta. Jeśli w przeszłości ktoś szedł z ludźmi z Saebener Strasse na zwarcie, to je przegrywał. Przekonali się o tym Mario Basler, Stefan Effenberg czy Michael Ballack.
Redukcja i nowa szansa
Lewandowski zrealizował swoje wielkie marzenie o byciu bohaterem spektakularnego transferu, grze w LaLidze i życiu w Barcelonie, ale poświęcił na to nie tylko swoją reputację w Monachium. Zwykle transfer wiąże się z podwyżką, tymczasem na Camp Nou Polak ma zarabiać mniej niż w Bayernie, bo - według rożnych źródeł - 9-12 mln euro netto rocznie, podczas gdy w Bayernie inkasował 14-15.
Część pieniędzy może odzyskać dzięki kontraktom reklamowym, bo Barcelona będzie lepszą dźwignią niż Bayern. - Dla Lewandowskiego otworzy się tym samym zupełnie nowa przestrzeń marketingowa i wizerunkowa. Będzie to dla niego "nowe życie" - mówi WP SportoweFakty Grzegorz Kita, specjalista ds. marketingu sportowego. Więcej TUTAJ.
Nowy bodziec
Lewandowski podbił i podporządkował sobie Bundesligę. W pięciu ostatnich sezonach był królem strzelców rozgrywek i to seria, jakiej w Niemczech nie miał nikt przed nim, nawet Gerd Mueller. "Lewy" ma mocną wewnętrzną motywację, ale w takich okolicznościach nawet on mógł ściągnąć nogę z gazu.
Przenosiny do Barcelony to dla niego nowy bodziec. I to nie lada jaki, bo w Monachium. musiał zmierzyć się tylko z legendą wspomnianego Muellera, podczas gdy na Camp Nou występowała cała plejada najlepszych napastników w historii futbolu. Więcej TUTAJ.
Odkąd z Bundesligi wyjechał Pierre-Emerick Aubameyang, notabene teraz będą kolegami z szatni Barcy, nie było w Niemczech godnego rywala dla Polaka. W Hiszpanii natomiast będzie musiał zdetronizować Karim Benzemę.
Ponadto w Monachium "Lewy" przywykł do kolekcjonowania mistrzowskich tytułów. Wygrał Bundesligę w ośmiu ostatnich latach - triumfował w każdym sezonie gry na Allianz Arenie. Barcelona natomiast na mistrzostwo Hiszpanii czeka od 2019 roku - najdłużej od 17 lat. Wszyscy na Camp Nou liczą na to, że z taką "9" Barcelona odzyska tytuł.
Maciej Kmita, dziennikarz WP SportoweFakty