Nowe fakty ws. dramatu na meczu Barcelony. Poważne oskarżenia

PAP/EPA / Na zdjęciu: akcja ratunkowa podczas meczu Cadiz - FC Barcelona
PAP/EPA / Na zdjęciu: akcja ratunkowa podczas meczu Cadiz - FC Barcelona

Podczas meczu pomiędzy Cadiz a FC Barceloną doszło do dramatu na trybunach. Hiszpańskie media przekazują nowe, zaskakujące fakty w sprawie akcji ratunkowej.

W tym artykule dowiesz się o:

Mecz Cadiz CF z FC Barceloną zdecydowanie zapisze się w historii. Jednak nie z powodu wydarzeń na boisku, a tego, co działo się tego wieczoru na trybunach Nuevo Mirandilla - jeden z kibiców doznał zatrzymania krążenia.

Hiszpańskie media podają zaskakujące informacje w tej kwestii. W 81. minucie pojedynku 5. kolejki mecz został przerwany. Doszło do tego z powodu konieczności interwencji medycznej.

Na całe szczęście akcja ratowania życia kibicowi zakończyła się powodzeniem. Wszystko mogło się skończyć jednak wielką tragedią. Szczegóły na Twiiterze postanowił opublikować dr Sergio Salgado, który zajął się ratowaniem kibica.

"Robię to tylko ze względu na swoją uczciwość moralną i przez to, że moja odpowiedzialność cywilna jako obywatela i zawodowa lekarza pogotowia zmusza mnie do ujawnienia prawdy. Ci z nas, którzy pracują przy takich nagłych wypadkach, są twardymi ludźmi ze względu na sytuacje, które widzieli. Tym razem jednak moja głowa wciąż myśli nie o tym, co się stało, ale o tym, co mogło się wydarzyć i do czego może dojść w przyszłości" - rozpoczął swój wpis.

"Żadnego z nas, lekarzy, nie ma na stadionie i nie jesteśmy częścią jego systemu opieki zdrowotnej. Nasz zespół składa się z lekarza i pielęgniarki w szpitalu Puerta Del Mar, około kilometr od stadionu. O godz. 20.10 otrzymaliśmy zawiadomienie ze stadionu, informujące o mężczyźnie z zawałem serca. Po drodze na obiekt otrzymaliśmy potwierdzenie" - kontynuuje.

"Po dotarciu do pacjenta na miejscu zobaczyliśmy kilka osób, którzy wykonywali uciśnięcia klatki piersiowej oraz znajomego lekarza, który był na meczu jako widz. Ten lekarz, pełen goryczy, powiedział nam, że tu prawie wcale nie ma sprzętu. Następnie nałożyliśmy specjalne plastry w celu wykonania pierwszego wstrząsu elektrycznego" - czytamy.

"Poprosiliśmy o nosze, aby przenieść pacjenta. Do kontynuowania akcji ratunkowej potrzebowaliśmy sprzętu, który znajdował się w torbie, którą mieliśmy ze sobą. Zorientowałem się jednak, że ta po prostu zniknęła. Później dowiedzieliśmy się, że stało się tak, by ktoś mógł udzielić pomocy kamerzyście, który poczuł się gorzej na innej z trybun" - pisze dalej.

"Pacjenta po zatrzymaniu krążenia przenieśliśmy do karetki, ale to była bardzo trudna droga, ponieważ nie mogliśmy go zabezpieczyć. To dlatego, że odpowiedni sprzęt znajdował się w torbie. Modliliśmy się, aby pacjent nie stracił osiągniętej stabilności, ponieważ mielibyśmy małe szanse na ponowne rozpoczęcie walki" - przekonuje.

"Ktoś zdecydował się zabrać nasz sprzęt bez pozwolenia, aby zająć się kamerzystą na trybunie. Naraził życie reanimowanego pacjenta. To tak, jakby w trakcie napadu ktoś zabrał broń policjantowi, bo uznał, że tylko on może rozwiązać problem. Poza tym znajdował się tam niebezpieczny materiał biologiczny, który został zniszczony" - pisze poirytowany doktor.

"Ten (bohater) wszystko schrzanił, chcąc wykreować się na zbawiciela całego stadionu, zawłaszczając torbę, która nie była jego. On nawet nie wiedział, co zawierała lub do czego służył znajdujący się w niej sprzęt. Poważnie zaryzykował życie reanimowanego pacjenta" - zakończył swój wpis.

"Lewy" musi przygotować się na najgorsze. Tak przyjmą go w Monachium >>
Co przyciągnęło gwiazdy do Barcelony? Dyrektor zdradził sekret >>

Komentarze (0)