Ginola wraca do momentu, gdy prawie zmarł. "Umarłem na 8 minut"

David Ginola w 2016 roku wziął udział w meczu charytatywnym na południowym wybrzeżu Francji. - Pani strażak powiedziała, że ​​jeśli serce nie zacznie ponownie pracować po trzech razach, to koniec - wspomina dla "The Sun".

Rafał Sierhej
Rafał Sierhej
David Ginola Getty Images / Serena Taylor/Newcastle United / Na zdjęciu: David Ginola
David Ginola w latach 1995-2003 był jedną z gwiazd Premier League. Francuz na angielskich boiskach reprezentował barwy: Newcastle United, Tottenham Hotspur, Aston Villi oraz Evertonu. We wszystkich klubach łączenie w najwyższej lidze angielskiej zagrał 195 razy. Strzelił w nich 22 gole oraz zanotował 33 asysty.

Swoją karierę zakończył w wieku 36 lat w Evertonie. Od tego czasu nie odciął się jednak od piłki nożnej. W 2016 roku wziął udział w meczu charytatywnym na południowym wybrzeżu Francji (Mandelieu).

W tym spotkaniu strzelił nawet gola. Ten dzień z jednej strony będzie wspominał, jako horror, a z drugiej jeden z najlepszych w życiu. Przed meczem poznał bowiem swoją przyszłą małżonkę - Maevę Denat. Kobietę przedstawiono mu w restauracji w Cannes godzinę przed spotkaniem.

ZOBACZ WIDEO: Niemoc Lewandowskiego w ostatnich meczach. "Złość rośnie"

W trakcie meczu doszło jednak do kilkunastu minut grozy. Ginola upadł w pewnym momencie na murawę i stracił przytomność, a po chwili także przestał oddychać. Kilka minut resuscytował go jego przyjaciel Frederic Mendy.

Mendy starał się utrzymywać funkcje życiowe u byłego gwiazdora Premier League. Po nim opiekę nad Ginolą przejęli już profesjonaliści. Francuz został trzykrotnie potraktowany defibrylatorem.

- Podczas meczu w 2016 roku pani strażak trzykrotnie poraziła mnie defibrylatorem, a następnie powiedziała mojemu przyjacielowi, że nie żyję. Powiedziała, że ​​jeśli serce nie zacznie ponownie pracować po trzech razach, to koniec - wspomina Ginola dla "The Sun" w ramach kampanii "Uratuj życie w 15 minut", która ma na celu nauczenie ludzi resuscytację krążeniowo-oddechową.

- Kiedy jesteś nieprzytomny, znajdujesz się na rozdrożu, a drogi są dwie: życie lub śmierć. Ale moi przyjaciele widzieli, że walczę i kazali jej kontynuować - mówi dalej Francuz.

- Potraktowała mnie defibrylatorem jeszcze dwa razy, a potem moje serce znów zaczęło bić. Spotkałem tę strażaczkę rok później w Nicei i płakała, kiedy mnie zobaczyła. Powiedziała, że ​​to było jak zobaczenie ducha - kontynuuje.

Według obecnych na miejscu lekarzy Ginola byłby martwy, gdyby nie jego przyjaciel Frederic. - Praktycznie umarłem na osiem minut. Lekarze powiedzieli, że gdyby Frederic nie działał tak szybko i nie prowadził resuscytacji przez ponad osiem minut, byłbym martwy lub pozostawiony w stanie wegetatywnym, ponieważ mój mózg był pozbawiony tlenu - wspomina były piłkarz.

Czytaj także:
Z mundialu będą wracać w strachu. Grozi im nawet kara śmierci
Tragedia w Katarze. Pojechał tam, by zajmować się mundialem

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×