Zaczęło się od dość sprawnej wymiany podań na lewej stronie od pola karnego Widzewa. W końcu piłkę dostał Bartosz Kapustka i sprytnie dośrodkował na prawą stronę. Nie spodziewał się tego Andrej Cyganiks, któremu za plecami uciekł Paweł Wszołek. Pomocnik z bliska oddał strzał głową. Tak padła pierwsza bramka w niezwykle wyczekiwanym ligowym klasyku.
Warszawa na ten mecz czekała dziesięć lat. W lipcu 2013 roku Legia ostatni raz rywalizowała z Widzewem, jednym z największych rywali w Ekstraklasie i wygrała 5:1. Później łódzki klub spadł do I ligi, a następnie przebył długą drogę z czwartego poziomu rozgrywkowego z powrotem na ligowe salony. Wracają w efektowny sposób. Pod wodzą Janusza Niedźwiedzia grają w porywającym stylu i do tego przynoszącym wyniki. Do stolicy na hit kolejki przyjechali jako czwarty zespół tabeli. Legia przyjęła ich jako wicelider.
To ich nie przeraziło
W sierpniu tego roku Widzew podczas ligowego spotkania z Legią urządził spektakl. Przy pełnych trybunach piłkarze grali jak z nut, ale wtedy górą byli goście. Wygrali 2:1. Jednak atmosfera derbowego starcia pokazała, jak bardzo brakowało Widzewa w Ekstraklasie. Przedsmakiem były ich poprzednie dwa starcia w Pucharze Polski w 2020 i 2019 roku, ale wszyscy nie mogli doczekać się ligowej walki, na którą czekali w sumie dekadę.
I stało się. Stadion Legii zapełnił się niemal do ostatniego krzesełka. Tak wysokiej frekwencji nie było w Warszawie od lat. Ostatni chlubny wynik przyniósł im sierpniowy mecz z Górnikiem Zabrze. Wtedy było ponad 25 tysięcy. Tym razem aż 27,5 tysiąca.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: dla takich akcji przychodzi się na stadion
Żadnego z piłkarzy nie przeraziła atmosfera. Drużyny skoczyły sobie do gardeł i po chwilowym chaosie, w którym odnalazł się Bartłomiej Pawłowski, autor dwóch groźnych akcji, inicjatywę przejęli gospodarze. Efektem był gol Wszołka, a potem dwie sytuacje po dośrodkowaniach Josue i Filipa Mladenovicia. W obu spudłował Maciej Rosołek. W końcówce pierwszej połowy o krok od podwyższenia wyniku był Ernest Muci. Skórę bramkarzowi Widzewa uratował kapitan Patryk Stępiński, który w porę zablokował Albańczyka.
Czkawką odbiło się to gospodarzom w 70. minucie. Oznaczony "7" Mato Milos zagrał z prawej strony na głowę zmiennika z numerem "77", Kristoffera Hansena, który trafił na remis. "Siódemka" okazała się dla Widzewa szczęśliwa. Ale nie na długo.
Gol po rzucie wolnym
Sześć minut później kolejny ze zmienników pomógł przy akcji bramkowej. Wszołek uciekł prawą stroną i zagrał do wbiegającego w pole karne Igora Strzałka. 19-latka uprzedził gracz Widzewa Marek Hanousek, który niefortunnie interweniował i wpakował piłkę do własnej bramki. Co najlepsze - nie był to koniec emocji.
Była za to kolejna nieszczęśliwa interwencja. W 82. minucie faul na żółtą kartkę popełnił Patryk Sokołowski. Do rzutu wolnego przed polem karnym Legii podszedł Pawłowski. Były zawodnik Malagi uderzył, a piłka odbiła się od Wszołka. To zaskoczyło debiutującego w bramce Legii Dominika Hładuna, który zastąpił kontuzjowanego Kacpra Tobiasza.
Gospodarze próbowali wrócić na prowadzenie. Chciał pomóc w tym Tomas Pekhart. Czech wszedł w końcówce, ale jego strzał głową tuż po drugim golu Widzewa był niecelny.
Rzutem na taśmę Widzew uratował jedyny punkt w ligowych starciach z Legią w tym sezonie i awansował na trzecie miejsce. Teraz czeka na weekendowe spotkania Lecha i Pogoni, które mogą zagrozić ich pozycji.
Mocniej poraniona z klasyku wychodzi ekipa Kosty Runjaicia. Wprawdzie utrzymała twierdzę na swoim stadionie, ale jej strata do pierwszego Rakowa urosła do dziewięciu punktów. W piątek lider wygrał w Jagiellonią 2:1.
Legia Warszawa - Widzew Łódź 2:2 (1:0)
1:0 - Wszołek 18'
1:1 - Hansen 70'
2:1 - Hanousek (gol samobójczy) 76'
2:2 - Pawłowski 83'
Legia: Dominik Hładun - Maik Nawrocki, Artur Jędrzejczyk, Yuri Ribeiro - Paweł Wszołek, Patryk Sokołowski, Josue, Bartosz Kapustka, Filip Mladenović - Maciej Rosołek (59. Tomas Pekhart), Ernest Muci (68. Igor Strzałek).
Widzew: Henrich Ravas - Patryk Stępiński, Serafin Szota, Mateusz Żyro - Mato Milos, Marek Hanousek, Juliusz Letniowski (59. Dominik Kun), Andrejs Cyganiks (79. Juljan Shehu) - Ernest Terpiłowski (58. Kristoffer Hansen), Jordi Sanchez, Bartłomiej Pawłowski (90. Łukasz Zjawiński).
Żółte kartki: Ribeiro, Sokołowski i Mladenović (Legia) oraz Sanchez i Zjawiński (Widzew).
Sędziował: Jarosław Przybył (Kluczbork).
Widzów: 27522.
Czytaj też:
To się Lewandowski wpakował. "I po co mu to było?" [OPINIA]
Poważne problemy w kadrze. Decyzja w sprawie tego piłkarza nie zapadła