Po awansie do ćwierćfinału Ligi Konferencji Europy w Poznaniu zapanowała euforia. Dobre humoru popsuła jednak wiadomość o pozytywnym wyniku testu dopingowego u Bartosza Salamona. W jego organizmie wykryty został chlortalidon. Jest to substancja znajdująca się na liście środków zakazanych. Stosowana jest w leczeniu nadciśnienia.
Do momentu wyjaśnienia sprawy Salamon nie będzie jednak zawieszony i może brać udział w rozgrywkach. Sam piłkarz zapewnia, że nie bierze żadnych środków bez wiedzy sztabu medycznego Lecha.
Sprawa jest komentowana przez szwedzkie media. "Expressen" zadał dyrektorowi sportowemu Djurgardens IF pytanie o konsekwencje, jakie mogą zostać wyciągnięte wobec Lecha i ich następstwa. Bosse Andersson odniósł się do spekulacji dotyczących ewentualnego zastąpienia Lecha w rywalizacji z ACF Fiorentiną w ćwierćfinale LKE.
- Nie mamy o tym pojęcia. UEFA będzie musiała sobie z tym poradzić, ale oczywiście jesteśmy gotowi do gry w ćwierćfinale w następny czwartek, jeśli nadarzy się taka okazja - powiedział Andersson.
ZOBACZ WIDEO: Nowy lider obrony? "Pokazał, że jest szefem"
Do sprawy odniósł się też oficer medyczny Djurgardens. - Chlortalidon to nie jest preparat, który stosuje się w kontekście piłkarskim. Trudno powiedzieć, co można na tym zyskać. Mogę sobie wyobrazić, że używa się go do ukrycia czegoś, ale trudno mi to komentować - powiedział Kalle Barrling.
Zastąpienie Lecha w pucharach to tylko dywagacje Szwedów, bo takie konsekwencje nie grożą Lechowi (czytaj więcej tutaj). Jedno jest pewne: klubowi nic nie grozi, Lech spokojnie może się przygotowywać do meczów z Fiorentiną. Zresztą, Salamon również, bo nie został zawieszony, może grać do wyjaśnienia sprawy. A to potrwa kilka miesięcy.
Natomiast jeszcze raz: gdyby próbka B potwierdziła obecność zakazanej substancji, a nie udało się udowodnić, że nie było w tym winy piłkarza, to oczywiście Salamonowi grozi dyskwalifikacja.
Czytaj także:
Juventus i Arkadiusz Milik mają czego żałować
Koniec pięknego snu KKS-u 1925 Kalisz. Legia Warszawa szybko zadała cios