Obecność Realu Madryt w czołówce La Ligi oczywiście nie dziwi, natomiast Girona to bez wątpienia największa sensacja tego sezonu. W bezpośrednim starciu górą było jednak doświadczenie.
Niemniej, jeśli istnieje definicja meczu dziwnego, to ten bez wątpienia taki był. Pierwszy kwadrans? Zdecydowana przewaga Girony, która miała chrapkę na kolejne zwycięstwo i wygodne usadowienie się na pozycji lidera. Bo jeśli po pięciu minutach meczu masz dwie znakomite szanse (Yangel Herrera nad poprzeczką z pięciu metrów i Wiktor Cyhankow w słupek), to raczej nie przestraszyłeś się wielkiego Realu Madryt.
Tyle tylko, że w spotkaniach na szczycie, a taki odbywał się w sobotnie późne popołudnie w Gironie, często decydują detale, indywidualne umiejętności poszczególnych zawodników. Nie inaczej było w tym przypadku, bo Jude Bellingham popisał się prawdopodobnie jedną z najładniejszych asyst w tym sezonie, gdy w stylu Luki Modricia dograł piłkę fałszem do Joselu, a ten z bliska pokonał bramkarza.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kosmiczna sztuczka piłkarza z Niemiec! Jak on to zrobił?
Kibice Girony byli w szoku, bo ich zespół przegrywał, choć był wyraźnie lepszy od Królewskich. A żeby tego było mało, to po kolejnych czterech minutach Real prowadził już 2:0, ponieważ Toni Kroos precyzyjnie zagrał z rzutu rożnego, a niepilnowany na piątym metrze Aurelien Tchouameni dopełnił formalności. Później jeszcze "setkę" miał Bellingham, jednak uderzył prosto w bramkarza. Gospodarze nie potrafili się otrząsnąć i nie zmusili Kepy do żadnej poważnej interwencji.
Hiszpan błysnął w drugiej połowie, gdy obronił strzał głową po rzucie rożnym. Girona była parę razy blisko po stałym fragmencie, jednak piłka nie chciała wpaść do siatki. Brakowało dokładności. Co z tego, że gospodarze mieli optyczną przewagę, skoro pod bramką rywala byli bezradni.
A w 71. minucie było już pozamiatane, bo swojego kolejnego gola w tym sezonie strzelił Bellingham. Co prawda Joselu nie wykorzystał okazji po kontrze, ale nie wyłączył się, podał piłkę do Anglika, a ten uderzył z powietrza i Paulo Gazzaniga musiał po raz trzeci wyciągać futbolówkę z siatki. Tym samym Bellingham wyprzedził Roberta Lewandowskiego w klasyfikacji strzelców, a Królewscy wrócili na pierwsze miejsce w ligowej tabeli.
Jedyny zgrzyt miał miejsce w doliczonym czasie, gdy na moment kontakt z mózgiem stracił Nacho i brutalnie zaatakował Portu na wysokości kostki. Sędzia początkowo ukarał go żółtą kartką, ale po szybkiej weryfikacji wyrzucił Hiszpana z boiska. Portu musiał opuścić boisko na noszach.
Girona FC - Real Madryt 0:3 (0:2)
0:1 Joselu 17'
0:2 Aurelien Tchouameni 21'
0:3 Jude Bellingham 71'
Składy:
Girona: Paulo Gazzaniga - Yan Couto, Eric Garcia, Daley Blind, Miguel Gutierrez - Wiktor Cyhankow (46' Valery Fernandez), Yangel Herrera (87' Jhon Solis), David Lopez (60' Portu), Aleix Garcia, Savio (79' Pablo Torre) - Artem Dowbyk (60' Christhian Stuani).
Real: Kepa Arrizabalaga - Dani Carvajal, Nacho, Antonio Ruediger, Eduardo Camavinga - Federico Valverde (87' Brahim Diaz), Aurelien Tchouameni, Toni Kroos - Jude Bellingham (74' Dani Ceballos) - Vinicius Junior (68' Rodrygo), Joselu (87' Lucas Vazquez).
Żółte kartki: Eric Garcia, Stuani (Girona) oraz Kepa, Ruediger (Real).
Czerwona kartka: Nacho 90+4' (Real, za brutalny faul).
Sędzia: Juan Luis Pulido Santana.
[multitable table=1607 timetable=10738]Tabela/terminarz[/multitable]
CZYTAJ TAKŻE:
Rayo Vallecano grało do końca. Gol "na raty" w 102. minucie
Nie ma dyskusji. UEFA stanęła po stronie Rosji