Dawid Kownacki w przeszłości występował już w Bundeslidze. Przygoda na najwyższym szczeblu rozgrywkowym w Niemczech była średnio udana. Gorzowianin strzelił zaledwie cztery gole w trzydziestu występach dla Fortuny Duesseldorf (2018-20).
Po spadku zespołu ugrzązł z nim w 2. Bundeslidze. W minionych rozgrywkach przechodził jednak samego siebie. 14 bramek i dziewięć asyst było jego biletem na podróż powrotną do niemieckiej ekstraklasy. Wydawało się, że nazwany kiedyś "nowym Lewandowskim" napastnik w końcu zacznie grać na miarę potencjału, a i reprezentacja Polski będzie miała z niego pożytek.
Klubów zainteresowanych sprowadzeniem Polaka nie brakowało. Po pierwsze, ze względu na jego wysoką formę, a po drugiej, przez wygasający kontrakt. Jego wybór padł na Werder Brema. Mógł się wydawać strzałem w dziesiątkę. - Werder powinien być do tego odpowiednim klubem, ponieważ w Bremie piłkarze mają dużo czasu na zaaklimatyzowanie się - słyszeliśmy z Niemiec w maju 2023 roku (więcej przeczytasz TUTAJ).
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: długo się nie zastanawiał. Bramka "stadiony świata"
Niestety, pierwsze miesiące w nowym klubie są dla Kownackiego mocno rozczarowujące. Dotychczas siedmiokrotny reprezentant Polski zagrał tylko w 11 meczach Werderu. W większości z nich wchodził do gry z ławki rezerwowych, uzbierał na boisku tylko 234 minuty. Nie strzelił ani jednego gola, nie asystował.
"Kicker" jeszcze w trakcie rundy jesiennej uznał go trzecim najgorszym transferem letniego "okienka" w Bundeslidze. Czy historia się powtórzy i wychowanek Lecha Poznań ponownie opuści niemiecką ekstraklasę "na tarczy"? Spokój zachowuje Daniel Cottaeus, który wierzy w powrót Polaka do poziomu z poprzedniego sezonu. Niepokoi fakt, że Kownacki dobrze wygląda na treningach, a nie otrzymuje zbyt wielu szans w Werderze.
- Sezon zdecydowanie nie układa się po jego myśli. Na treningach jest jednak zauważalny i nie zawodzi. Trudno powiedzieć, dlaczego nie gra częściej. Zapytany o to trener Ole Werner pochwalił go za zaangażowanie i cierpliwość, ale wolał dać pograć innym napastnikom - mówi WP SportoweFakty dziennikarz portalu deichstube.de.
- W każdym razie Kownacki nie może być zadowolony i oczywiście Werder też nie może. Ale to za wcześnie na ostateczny werdykt. Często zdarzali się zawodnicy, którzy dopiero po pewnym czasie naprawdę odnajdywali się w klubie - dodaje.
Droga Kownackiego do pierwszego składu Werderu Brema nie jest usłana różami. Natomiast pojawiło się światełko w tunelu - szczególnie po transferze największej gwiazdy zespołu Niclasa Fuellkruga, który jeszcze w sierpniu został zawodnikiem Borussii Dortmund.
Bremeńczycy zdecydowali się jednak na wzmocnienie ataku i sprowadzenie Rafaela Borrego z Eintrachtu Frankfurt. Do zmian w hierarchii właściwie więc nie doszło. Choć może to tylko kwestia czasu, ponieważ Kolumbijczyk otrzymał zielone światło na opuszczenie klubu.
- Późne zakontraktowanie Borrego latem utrudniło sytuację Kownackiego. Musi tylko czekać na swoją szansę, ale gdy ta nadejdzie, musi przekonać wszystkich swoją grą. Jak dotąd jego krótkie występy nie przyniosły mu rozgłosu. Jeśli Borre opuści Werder tej zimy, może to być szansa dla Dawida. Werder podpisałby wtedy kontrakt z nowym napastnikiem, ale zmieniłaby się kolejność w linii ataku - ocenia Cottaeus.
Kownacki potrzebuje minut i przede wszystkim bramek jak tlenu. Nie tylko ze względu na pozycję w klubie. Na uwadze trzeba mieć także reprezentację Polski. Gorzowianin czeka na powrót do kadry dwa i pół roku. Ostatnim selekcjonerem, który go powołał, był Paulo Sousa. Czesław Michniewicz i Fernando Santos go pomijali, choć błyszczał formą w Fortunie.
Michał Probierz nie przeszedłby obojętnie obok regularnie grającego w Bundeslidze napastnika. Tylko czy 26-latek jest w stanie sprostać oczekiwaniom tak wymagającej ligi? Cottaeus odpowiada pewnie w tej kwestii: - Nie uważam, że Bundesliga to dla niego za wysokie progi. Potrzebuje po prostu więcej minut na boisku, aby znów odnaleźć formę.
Mateusz Byczkowski, dziennikarz WP SportoweFakty
Zobacz też:
"Odmówił". Piotr Zieliński podjął decyzję
Dariusz Szpakowski zaskakuje: Będzie trema