Ruch Chorzów bezzębny, ale Janusz Niedźwiedź wciąż wierzy. "Jedno było dla mnie najważniejsze"

WP SportoweFakty / Agnieszka Skórowska / Na zdjęciu: Janusz Niedźwiedź
WP SportoweFakty / Agnieszka Skórowska / Na zdjęciu: Janusz Niedźwiedź

Ruch Chorzów jedną nogą w Fortuna I lidze? Trener Janusz Niedźwiedź wierzy, że jeszcze nic straconego i wskazał, w czym upatruje największej nadziei na uniknięcie spadku.

Niebiescy zremisowali z Wartą Poznań (0:0) i taki rezultat może cieszyć wyłącznie ich rywali, którzy są nad kreską i nie muszą zbierać w takim tempie jak beniaminek.

- Bardzo ważne, byśmy zawsze schodzili z boiska z poczuciem dobrze wykonanej pracy. Tak było również po tym spotkaniu. Zawodnicy włożyli maksimum wysiłku i właśnie to powiedziałem im w szatni. W pierwszej połowie mocno dominowaliśmy, byliśmy konsekwentni. Jeden punkt to dla nas rozczarowanie, bo zasłużyliśmy na więcej. Liczyliśmy na gola nawet w ostatnich minutach. Widzę jednak zespół, który wierzy, walczy w każdym meczu i czas będzie działał na jego korzyść. Brakuje nam tylko konkretów w trzeciej tercji. Trzeba podejmować trochę lepsze decyzje, dołożyć nieco precyzji i zaczniemy strzelać gole - stwierdził na konferencji prasowej Janusz Niedźwiedź.

Trudno jednak o optymizm, mając po 21 meczach zaledwie 14 pkt. - Niektórzy będą teraz mówić, że jesteśmy jedną nogą w I lidze, ale ważne, czego posłuchają moi piłkarze. Przekaz w szatni będzie jasny - wierzymy i będziemy pracować jeszcze mocniej, by zdobywać punkty. Sytuacja jest trudna, z każdym spotkaniem może być jeszcze trudniejsza, ale rozmyślanie o tym co wydarzy się w dalszej przyszłości to droga donikąd.

W Warcie euforii nie ma, jednak wielkiej rozpaczy po sobotnim remisie też nie. - Wiedzieliśmy, że Ruch gra o życie i każde starcie z drużynami z dolnej części tabeli będzie traktował jako tym bardziej istotne. Dlatego było nam trudno. Nastawiliśmy się jednak bojowo. Mieliśmy świadomość, że chorzowianie spróbują podyktować swoje warunki i szybko ustawić mecz - przyznał asystent Dawida Szulczka (nieobecnego na Górnym Śląsku z powodu choroby), Arkadiusz Szczerbowski.

- Nie chcieliśmy pozwolić, żeby gospodarze poczuli krew. Próbowaliśmy zacząć tak jak tydzień temu z Rakowem Częstochowa i pójść za ciosem, atakując od początku. Potrzebowaliśmy jednak trochę czasu, żeby przystosować się do boiska. Później było nam nieco łatwiej. Po przerwie organizacja naszej gry się poprawiła. Nie wypracowaliśmy tylu sytuacji, ile byśmy chcieli, lecz byliśmy skuteczni w tyłach. Zawodnicy dali z siebie wszystko, pracowali do ostatniej sekundy i dzięki temu przetrwaliśmy trudniejszy moment. Jesteśmy zadowoleni z tego, że w dwóch spotkaniach w tym roku zdobyliśmy cztery punkty - dodał drugi trener zielonych.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: takie gole można oglądać i oglądać! Ależ to wymyślił

Komentarze (0)