Jesus Imaz. Od przypadku do legendy

WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Jesus Imaz z żoną i trofeum za mistrzostwo Polski podczas Gali Ekstraklasy
WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Jesus Imaz z żoną i trofeum za mistrzostwo Polski podczas Gali Ekstraklasy

Jesus Imaz wylądował w Jagiellonii Białystok nieco z przypadku, kilkukrotnie był bliski jej opuszczenia, a ostatecznie stał się tam jedną legend. - Powinien znaleźć się w Galerii Sław na Stadionie Miejskim - mówi WP SportoweFakty Ireneusz Mamrot.

Wyjścia na pozycje, spokój z piłką przy nodze i zabójcza skuteczność. Nie minęło pół godziny wyjazdowego meczu Jagiellonii Białystok z FK Paneveżys (4:0) w II rundzie eliminacji Ligi Mistrzów, a Jesus Imaz miał już na koncie hat-tricka. Kompletnie nie wyglądał jak ktoś kto... debiutuje w europejskich pucharach.

33-latek w zespole z Podlasia spędził dotąd 5,5 roku. W tym czasie zagrał 169 meczów, w których strzelił 72 gole i zaliczył 21 asyst. W liczbach nie odda się też jego wielu niekonwencjonalnych zagrań, dryblingów i całego zagrożenia jakie stwarza dla rywali.

Imaz był jednym z najważniejszych ogniw Jagiellonii, gdy ta liczyła się w walce o trofea. Był też jej liderem i motorem napędowym, gdy trzeba było bronić się przed spadkiem z PKO Ekstraklasy. - Jeśli wygramy mistrzostwo Polski będę mógł powiedzieć o sobie, że jestem legendą Jagi - tak podsumował wywiad, którego w połowie kwietnia udzielił portalowi weszlo.com, a te słowa szybko nabrały mocy.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Niesamowite trafienie. Takie bramki zdarzają się naprawdę bardzo rzadko

"Powinien znaleźć się w Galerii Sław"

Przedostatnia kolejka Ekstraklasy, Jagiellonia gra na wyjeździe z Piastem Gliwice i tuż przed upływem regulaminowego czasu gry przegrywa 0:1. Taki wynik oznacza stratę pozycji lidera. Wówczas jednak w okolicach środka boiska Imaz podaje do Dominika Marczuk i biegnie w pole karne, a tam strzałem z powietrza wykańcza dośrodkowanie kolegi i zapewnia drużynie bezcenny punkt.

Takich ważnych goli w końcówkach meczów Jagiellonii Imaz w tamtym sezonie miał więcej. Z Ruchem Chorzów uderzeniem z woleja w ostatniej akcji przełamał niemoc strzelecką drużyny, a przeciwko Legii Warszawa trafił do siatki na kilka minut przed ostatnim gwizdkiem sędziego. W obu przypadkach skończyło się remisami 1:1. Z kolei w ostatnim spotkaniu z Wartą Poznań to on zdobył bramkę na 3:0, która dobiła rywali i praktycznie przesądziła o historycznym tytule.

- Tamta bramka zdobyta przez Jesusa w Gliwicach była moim zdaniem kluczowa dla mistrzostwa Polski. W tym momencie to z pewnością najlepszy piłkarz Ekstraklasy. Bez wątpienia on już jest legendą Jagi i powinien się znaleźć w Galerii Sław na Stadionie Miejskim - mówi nam Ireneusz Mamrot.

Słowa 53-latka nie dziwią. Imaz wydaje się mieć wszystko nie tylko żeby nazywać go legendą Jagiellonii, ale nawet najlepszym piłkarzem w jej historii. Występ z Paneveżys i wyrównany rekord Włodzimierza Lubańskiego w europejskich pucharach to kolejny skalp.

Nie był priorytetem, rozważał odejście

W tej chwili trudno to sobie wyobrazić, ale niewiele brakowało, aby Imaz w ogóle nie był piłkarzem Jagiellonii. Zimą 2019 roku jego pozyskanie wynikło nieco z przypadku. Ówczesny prezes Cezary Kulesza chciał transferu Martina Kostala i nawet ustalił wszystkie warunki, ale niespodziewanie Wisła Kraków w ostatniej chwili to zablokowała. Agenci zawodnika byli źli, a splot kilku okoliczności zdecydował o późniejszym transferze obu graczy. Dużą rolę odegrał w tym też ówczesny trener Mamrot, który w prywatnej rozmowie przekonał Hiszpana do swojej wizji drużyny i sprawił, że odrzucił on ofertę, jaka w międzyczasie pojawiła się z New York City FC.

- Rzeczywiście miałem tę przyjemność, żeby brać udział w sprowadzeniu Jesusa do Białegostoku. Trafił tam z inicjatywy mojej, ale też prezesa Kuleszy i od początku było widać jego jakość mimo małych problemów zdrowotnych: bez względu na pozycję w taktyce gwarantował gole i asysty. Można powiedzieć, że to taki piłkarz przez duże "P". Trudno byłoby coś mu zarzucić na treningach, a już wizja gry czy inteligencja boiskowa jest u niego na najwyższym poziomie - zachwala obecny szkoleniowiec Miedzi Legnica.

Premierowy rok był małym rollercoasterem dla Imaza. Stracił część przygotowań przez kontuzję, ale później osiągnął świetną formę i niespodziewanie stał się liderem ofensywy białostoczan. Na koniec sezonu najpierw jednak zawiódł w finale Pucharu Polski, a później dwukrotnie zmarnował rzuty karne w newralgicznych momentach ostatnich meczów ligowych i to kosztowało klub udział w europejskich pucharach. Z kolei jesień miał już niezwykle udaną. Regularnie trafiał do siatki rywali, ustrzelił nawet pierwszego hat-tricka w historii występów klubu w Ekstraklasie. Problem w tym, że wówczas cały zespół zawodził.

Prawdziwy dół spotkał Hiszpana na początku 2020 roku. Wówczas mimo ofert z Bliskiego Wschodu Jagiellonia nie dała mu zgody na transfer, a po tym przytrafiła się mu kilkumiesięczna niemoc strzelecka. Na dodatek niezbyt dobrze układała się współpraca z nowym trenerem Iwajło Petewem. - Mówił mi jedno, a potem w praktyce na boisku wychodziło co innego. Nie będę ukrywał: myślałem wówczas o odejściu - przyznał w wywiadzie udzielonym portalowi sport.pl kilka lat później.

Odbudowa i kontuzja

Jak ustaliliśmy Petew nie widział Imaza w swoim planie budowy Jagiellonii na kolejne lata i pewnie przed sezonem 2020/21 ta współpraca by się zakończyła. Ostatecznie tak się zresztą stało, ale z powodu... zmiany na stanowisku trenera. Zatrudniony Bogdan Zając miał już zaś totalnie inne spojrzenie na sytuację i rozpoczął pracę m.in. od rozmowy z tym zawodnikiem.

- Po przyjściu do Jagi moja rozmowa z Jesusem oraz przedstawienie swojej wizji pracy i gry przekonały go do pozostania w klubie. To samo mogę zresztą powiedzieć o włodarzach, bo mówiono mi o nim już w czasie przeszłym, czyli bez widoków na dalsze losy w klubie. Przekonałem jednak właścicieli, że mają najlepszą "10" w Ekstraklasie i na niej będziemy budować i opierać grę, a on szybko wróci do strzelania. Tak się stało - wspomina nam były asystent Adama Nawałki w Reprezentacji Polski.

Hiszpan przełamał się strzelecko podczas wyjazdowego meczu z Legią Warszawa (2:1) i znowu stał się liderem drużyny. Zazwyczaj był najbardziej widoczny na boisku: rozprowadzał akcje, rozgrywał, dryblował i przede wszystkim zdobywał bramki. Ta przeciwko Cracovii (1:2) została później wybrana najładniejszym trafieniem Ekstraklasy. Co prawda zespół solidnie rozczarowywał, ale indywidualnie szło świetnie. Dobry okres wyhamowała choroba na początku 2021 roku, ale latem doszło do kolejnej zmiany szkoleniowca i powrotu Mamrota do Jagi, a wkrótce dyspozycja zawodnika stała się jeszcze lepsza niż poprzednio.

- Jeżeli chodzi o Imaza to powiem TOP. To bardzo inteligentny piłkarz o niesamowitym instynkcie strzeleckim z doskonalą techniką użytkową. Wzór na boisku i w szatni. A po kolejnych rozmowach, jakie przeprowadziliśmy na temat przygotowania fizycznego, to był też wzór, jeżeli chodzi o pracę indywidualną przed i po zajęciach, którą zaszczepiał w innych. Zawsze jeden z pierwszych na salce i siłowni, a po treningu zazwyczaj wychodził z ostatnią grupą. Przekonałem go, że dzięki temu stanie się silniejszy, szybszy i będzie go trudniej neutralizować przeciwnikom. Osiągnął wysoką formę. To był prawdziwy lider na i poza boiskiem - wspomina Zając.

Ryzyko prezesa i wiara trenerów

Imaz przez nieco ponad rok strzelił 18 goli i nieraz ratował Jagiellonię z opałów. Los znowu jednak postanowił wystawić go na próbę. Kontuzja kolana, jakiej doznał na treningu pod koniec 2021 roku, wykluczyła go z gry na kilka miesięcy, a dodatkowo skomplikowała jego sytuację w klubie. Wygasała mu bowiem umowa, a negocjacje kolejnej utrudniły zmiany w zarządzie. Nowy prezes Wojciech Pertkiewicz dostał jako jedno z głównych zadań naprawę budżetu, a ten zawodnik był przecież jednym z najlepiej opłacanych i nie było żadnej gwarancji powrotu do formy po długiej przerwie. Mimo to podjęto ryzyko i zaoferowano mu nowy kontrakt na bardzo dobrych warunkach.

Obecnie nie ma wątpliwości, że tamta decyzja była jedną z kluczowych decyzji dla niedawnego mistrzostwa Jagiellonii. Choć warto przypomnieć, że Hiszpan miał jeszcze oferty z m.in. Lechii Gdańsk czy Wieczystej Kraków i je rozważał. Po rozmowie z żoną postawił jednak na stabilizację, a poza tym uwierzył w plan nowych działaczy i możliwość walki o lepsze perspektywy niż tylko przetrwanie w Ekstraklasie. Nie bez powodu była też kolejna zmiana trenera i przyjście Macieja Stolarczyka, z którym miał dobre wspomnienia ze współpracy w Wiśle.

Indywidualnie Imaz znowu zachwycał, ale drużyna ponownie zawodziła. Na niewiele zdało się 14 goli i 3 asysty w 33 meczach oraz jedne z lepszych statystyk fizycznych w zespole. Pojawiło się widmo spadku z ligowej elity, ale do tego nie doszło m.in. dzięki jego efektownej bramce z Cracovią (1:1). W międzyczasie mieliśmy natomiast kolejną roszadę na stanowisku szkoleniowca, którym został Adrian Siemieniec. A od niego również mógł liczyć na duże wsparcie. Kiedy na starcie poprzedniego sezonu dopadła go niemoc strzelecka to właśnie on był jego pierwszym obrońcą. - Nikt tak źle się z tym nie czuje jak on sam. To bardzo ambitny człowiek i chcemy mu pomóc - zapewnił podczas jednej z konferencji prasowych.

W końcu Imaz odzyskał formę i znowu był liderem ofensywy Jagiellonii. Za tym wreszcie poszły wyniki, dzięki którym drużyna niespodziewanie stała się jednym z głównych kandydatów do mistrzostwa i tu ostatecznie kluczowa okazała się rola jednego z najbardziej doświadczonych zawodników. - Uważam, że jest najlepszym piłkarzem tego sezonu i powinien zdobyć wszystkie nagrody - zauważył Kamil Kosowski na łamach "Przeglądu Sportowego", ale ku zaskoczeniu jego i innych ekspertów na Gali Ekstraklasy ten piłkarz nie otrzymał żadnego wyróżnienia.

Przebił "Łowcę bramek"

- Imaz przebił mnie pod względem zdobytych bramek dla Jagi. Życzę mu aby teraz sięgnął po mistrzostwo i również przebił moje sukcesy w Jagiellonii, czyli zdobycie Pucharu i Superpucharu Polski - powiedział w wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego" tuż przed końcem sezonu Tomasz Frankowski.

Były reprezentant Polski to żywa legenda białostoczan. Wychowanek, były kapitan i jeden z kluczowych graczy drużyny, która zdobyła pierwsze trofea. To on został wybrany najlepszym piłkarzem w historii, gdy świętowano stulecie w 2020 roku. Obecnie wydaje się, że werdykt mógłby być inny. - Wiadomo to są plebiscyty i długie rozmowy, trudno mi oceniać. Na pewno to jest znacząca postać, ale też choćby Taras Romanczuk wiele dał klubowi - zauważa Mamrot.

- Myślę, że Imaz zdobywając tytuł z Jagą stał się jedną z jej trzech legend. "Franek", Kamil Grosicki i on to moje TOP3 - ocenia Zając.

Hiszpan ma szansę jeszcze umocnić swoją pozycję do kolejnych plebiscytów, ponieważ jego kontrakt w Jagiellonii jest ważny do 30 czerwca 2025 roku. Co prawda on sam w wywiadzie dla naszego portalu udzielonym przed blisko dwoma miesiącami nie wykluczył przyszłości w innym miejscu, ale obecnie niewiele wskazuje na taki rozwój wypadków. - Moim marzeniem jest zagrać w Lidze Mistrzów - rzucił przed kamerą telewizji TVP Sport po meczu z Paneveżys.

Kuba Cimoszko, dziennikarz WP SportoweFakty

Źródło artykułu: WP SportoweFakty