W 24. minucie wtorkowego meczu z Eintrachtem Frankfurt Robert Lewandowski pobił swój niechlubny osobisty rekord w Lidze Mistrzów. Nigdy wcześniej nie czekał na pierwsze trafienie w pojedynczej edycji Champions League tak długo jak teraz, czyli 247 minuty.
Dotąd największą cierpliwością musiał wykazać się w sezonie 2014/15, swoim pierwszym w Bayernie Monachium, gdy worek z bramkami rozwiązał po 205 minutach gry. W 24. minucie spotkania z Eintrachtem poprawił jednak ten swój niechlubny wyczyn, a nowy rekord wyśrubował do przeszło czterech spędzonych na boisku godzin bez gola w Lidze Mistrzów.
ZOBACZ WIDEO: Kołecki jasno o polskiej piłce. "Trudno mi znaleźć klub, któremu mógłbym kibicować"
W edycji 2025/26 Ligi Mistrzów Lewandowskiego dopadła trudno wytłumaczalna niemoc. Czeka na gola najdłużej nie tylko w ujęciu minutowym (247), ale pod względem liczby występów. Dotąd najpóźniej trafiał w trzecim występie, tymczasem spotkanie z Eintrachtem był już jego piątym w tym sezonie Champions League, a nadal ma puste konto bramkowe.
Wcześniej puste przebiegi miał z Newcastle United (2:1), PSG (1:2), Clubem Brugge (3:3) i Chelsea (0:3). Mecz 3. serii z Olympiakosem (6:1) musiał bowiem opuścić z powodu kontuzji.
A to nie wszystko, ponieważ nigdy nie czekał na pierwszego gola w Lidze Mistrzów dłużej także w ujęciu kalendarzowym. Nawet w sezonie 2020/21, kiedy terminarz rozgrywek był przesunięty z uwagi na wybuch pandemii COVID-19, po raz pierwszy już trafił 3 listopada. Teraz mamy 9 grudnia, a on nadal jest bez gola.
Winny czy ofiara?
Warto w tym miejscu jednak wspomnieć, że trudno mówić o indolencji strzeleckiej Lewandowskiego. Polak wciąż czeka na... pierwsze celne uderzenie w tym sezonie Champions League. Takiej niemocy w Lidze Mistrzów dotąd nie przeżył.
To wręcz niewiarygodne, bo mówimy w końcu o największym postrachu europejskich bramkarzy w ostatniej dekadzie i trzecim najlepszym strzelcu w historii najważniejszych klubowych rozgrywek na Starym Kontynencie (105).
Na jego usprawiedliwienie trzeba jednak dodać, że ma podstawy do tego, by narzekać na wsparcie kolegów. W pięciu meczach "Lewy" miał łącznie osiem prób strzałów: pięciokrotnie został zablokowany, a trzy razy posłał piłkę obrok bramki. Z Newcastle United też nie zatrudnił golkipera rywali, choć niektóre portale przypisują mu celny strzał w tym spotkaniu. Więcej TUTAJ.
W tych pięciu spotkaniach otrzymał od partnerów łącznie tylko 10 podań w pole karne, a w tzw. "światło bramki" raptem trzy. Pięć uderzeń oddał po podaniach kolegów, a pozostałe jego próby to efekt tego, że 37-latek przejmował w polu karnym rywala bezpańskie piłki. Powiedzieć, że nie jest rozpieszczany w Lidze Mistrzów przez piłkarzy Barcy, to nic nie powiedzieć.
Wszystkie jego próby wg algorytmu portalu statystycznego "SofaScore" były do meczu z Eintrachtem warte łącznie 0,62 bramki (parametr xG). W telegraficznym skrócie oznacza to tyle, że nawet jak dochodził do pozycji strzeleckiej i uderzał, to z rozpaczy i nieprzygotowanych pozycji.
W spotkaniu z Eintrachtem miał długo wyczekiwaną dobrą okazję, ale po tym jak Jules Kounde zgrał mu piłkę klatką piersiową na 14. metr, nie trafił czysto w futbolówkę i ta padła łatwym łupem golkipera gości. W tym przypadku może mieć pretensje tylko do siebie.
Jeszcze nie zdarzyło się, by Lewandowski nie strzelił gola w fazie grupowej (dziś: ligowej) Champions League. Ma jeszcze dwie okazje na to, by nie dopuścić do realizacji czarnego scenariusza: ze Slavią Praga (21.01) i FC Kobenhavn (28.01).
Maciej Kmita, dziennikarz WP SportoweFakty
!