Zagłębie w meczu ze Śląskiem przeważało całe spotkanie. Raz po raz atakowało bramkę rywali, ale na pierwszego gola trzeba było czekać do 78. minuty, kiedy to Ilijan Micanski zdobył swoją jedenastką bramkę w sezonie. Wcześniej Wojciech Kędziora trafił futbolówką w poprzeczkę.
- Stworzyliśmy sobie jak zwykle sytuacje - tak jak w każdym meczu. Nie potrafiliśmy ich jednak wykorzystać. Śląsk miał ich niewiele, ale był bardziej skuteczny od nas. Tylko remis. Jesteśmy rozgoryczeni, ponieważ stworzyliśmy tyle okazji, że powinniśmy byli go wygrać - przyznał w rozmowie z naszym portalem Mateusz Bartczak.
Na boisku było dużo walki, a dwa razy piłkarze Miedziowych mocno protestowali. Najpierw przy rzucie karnym, który został podyktowany przez Mirosława Góreckiego, a po chwili zmienił decyzję - ponoć pod wpływem arbitra technicznego, który widział powtórkę na monitorze.
- Sędzia popełnia wiele błędów, w jedną czy to drugą stronę - to człowiek, więc może pomylić się. Nie wiem czy był rzut karny, bo nie wiedziałem tej sytuacji - ocenił piłkarz Zagłębia. Kilka minut po strzeleniu bramki czerwoną kartkę za drugą żółtą dostał Adrian Błąd. - Z mojej perspektywy wyglądało to tak, że Adrian nie trafił w przeciwnika tylko obok niech przejechał nogą. Być może zagotowała mu się głowa. To są derby, on jest młody i mogła się zagotować mu głowa - dodał.
Zagłębie stworzyło sobie sporo sytuacji, ale wykorzystało tylko jedną. Miedziowi byli po spotkaniu rozczarowani, gdyż bardzo liczyli na zwycięstwo. Tymczasem zanotowali czwarty z rzędu remis. - Jest duże rozgoryczenie. Chcieliśmy ten mecz wygrać. Długo szykowaliśmy się wraz z kibicami na to spotkanie - przyznał po czym dodał: - Jednak też nie przegraliśmy. Było dużo fajnych akcji, walki, sytuacji, więc mecz mógł się podobać. Myślę, że zasłużonym wynikiem byłoby 2:1 dla nas - zakończył Bartczak.